Wystarczyły mi pierwsze zapowiedzi i krótki zwiastun, bym Apollo 11 wpisał na szczyt swojej listy wyczekiwanych premier tego roku. Tematyka, zdjęcia, realizacja, muzyka - to wszystko sprawia, że film o pierwszej misji Apollo na Księżyc jest wręcz epicki. A nigdy nie wcześniej nie użyłem tego słowa.
Oczarowany to zbyt mało powiedziane. Odleciałem na Księżyc. Epicki Apollo 11- pierwsza polska recenzja
I nikt nie może mi powiedzieć, że moja ocena dokumentu wynika z pojedynczego seansu i pierwszego wrażenia, jakie zrobił na mnie "Apollo 11". Wszystko dlatego, że podczas pobytu w Nowym Jorku wybrałem się do kina na ten film dwukrotnie. Ja też byłem ciekaw, czy mając za sobą efekt wow zachwycę się nim ponownie. I tak się stało. Czuję nawet potrzebę zobaczyć go jeszcze raz, bo cały czas jestem przekonany, że nie zdołałem wychwycić wszystkich szczegółów, detali i smaczków, które są jednocześnie jak na wyciągnięcie ręki, a jednak wymagają pełnego skupienia i uwagi widza w trakcie oglądania. Mam nadzieję, że po takim wstępie jesteście już ciekawi, z czym mamy tutaj do czynienia.
Apollo 11 - dokument o locie na Księżyc
Archiwalne zdjęcia NASA nie widziane nigdy wcześniej
"Apollo 11" to dokument o pierwszej załogowej misji na Księżyc przygotowany przez Todda Douglasa Millera, który postanowił odkurzyć wieloletnie materiały znajdujące się w archiwach NASA. Już dziś nagrań i zdjęć z misji Apollo możecie znaleźć całe setki na stronie internetowej agencji, ale wszyscy dobrze wiemy, że nie wszystko, czym dysponuje NASA, zostało udostępnione. Samo wykorzystanie wcześniej niepublikowanych ujęć to jedno, ale to co zrobiono z nimi w trakcie postprodukcji filmu, to zupełnie inna sprawa. Zastrzegam, że nie wszystkie nagrania są zachowane w świetnej jakości, ale niektóre z ujęć prezentują się wręcz wyśmienicie na dużym ekranie w kinie. Można wręcz odnieść wrażenie, że zostały one nagrane zaledwie wczoraj i to nie z użyciem kamery w smartfonie, ale profesjonalnego sprzętu. Głębia, ostrość i kolorystyka obrazu sprawiają, że chciałoby się wcisnąć pauzę i wpatrywać w niektóre kadry przez długie minuty. Obrazki, gdy rakieta Saturn V jest transportowana na miejsce startu lub czeka na start oświetlona zachodzącym Słońcem albo światłem reflektorów w noc, potrafią nawet wzruszyć.
Na dokument składają się tylko i wyłącznie archiwalne nagrania. Kilkukrotnie jedynie oglądamy minimalistyczne animacje mające nam uzmysłowić, jakiego rodzaju manewry musieli wykonać astronauci w trakcie misji. Niektórzy na sali nawet nie zdawali sobie sprawy, jak wiele dodatkowych czynności czekało ich na trasie, co dało się usłyszeć z komentarzy widzów. Nie występują tu żadni goście, eksperci, brakuje też klasycznego lektora, który przeprowadziłby nas krok po kroku przez misję. Zamiast tego zdecydowano się na skorzystanie, znów, z archiwalnych nagrań audio z przekazów telewizyjnych, kiedy to widzom w całych Stanach Zjednoczonych relacjonowano wydarzenia z Centrum Kosmicznego Johna. F. Kennedy'ego, Mission Control w Center w Houston w Teksasie i wszystkich innych.
Zachwyca nie tylko obraz, ale i dźwięk
Aspekt wizualny filmu był tym, na który czekał najbardziej i zdecydowanie nie zawiodłem się tym, co mi zaserwowano. Przez około 1,5 godziny czułem się jak osoba mająca szansę przeżywać to wszystko na żywo, ale w jeszcze lepszych warunkach, niż ktokolwiek wcześniej. Największym zaskoczeniem jednak okazała się oprawa muzyczna. Ścieżkę dźwiękową do "Apollo 11" skomponował Matt Morton. O znaczeniu muzyki można przekonać się już na samym początku, gdy towarzyszy ona scenom z przygotowania do misji, a zdecydowanie najlepiej wybrzmiewa w trakcie startu przypominając o monumentalnym znaczeniu zdarzenia, które obserwujemy.
Zbliżenia na rakietę, płomienie wylatujące z dyszy i spadające w zwolnionym tempie "okruszki" lodu o wielkości kilkudziesięciu centymetrów w połączeniu z hukiem silników i muzyką Mortona sprawiają, że na te kilkadziesiąt sekund wstrzymuje się oddech i wpatruje w ekran jak zahipnotyzowany. Do tej pory uważałem, że wykreowana przez Damiena Chazelle scena w genialnym "Pierwszym człowieku" oddaje najlepiej to, co wydarzyło się 16 lipca 1969 roku, ale przyznam Wam, że szybko zmieniłem zdanie - autentyczne nagrania podane w takiej formie nie mają sobie równych.
Apollo 11 - dystrybucja w Polsce
Z mniej optymistycznych rzeczy wymienię tylko jedną rzecz: ograniczoną dystrybucję filmu. "Apollo 11" jest nadal pokazywany w amerykańskich kinach, gdzie premierę miał na początku marca. Miałem sporo szczęścia, że udało mi się zobaczyć go w zeszłym tygodniu na dużym ekranie, bo nadal brakuje jakichkolwiek informacji na temat pojawienia się tego tytułu w Polsce w ogóle. Nie jestem w stanie uwierzyć, że trafi do polskich kin, choć niespodzianki się zdarzają. Jeśli miałbym obstawiać, to "Apollo 11" może trafić do globalnej dystrybucji dzięki Netfliksowi czy Prime Video od Amazonu, a to zapewni dostępność dokumentu widzom w Polsce. Trzymam kciuki.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu