Technologie

Android / Windows Phone / iOS jest najlepszy. Nie, nie jest

Jakub Szczęsny

Człowiek, bloger, maszyna do pisania. Społeczny as...

105

Oprócz tego, że na blogu piszę, to inne media czytuję. Czytać lubię, czytać muszę - a, że ogromną sympatią właśnie darzę blogi, to nie mogę ominąć przy tym i komentarzy, które jak podkreślam również dzięki Wam - nie tylko są miejscem, gdzie możecie dyskutować, ale i bardzo ważną skarbnicą wiedzy. Ws...

Oprócz tego, że na blogu piszę, to inne media czytuję. Czytać lubię, czytać muszę - a, że ogromną sympatią właśnie darzę blogi, to nie mogę ominąć przy tym i komentarzy, które jak podkreślam również dzięki Wam - nie tylko są miejscem, gdzie możecie dyskutować, ale i bardzo ważną skarbnicą wiedzy. Wszystko jednak - nawet idee dobre można wykorzystać do mniej mądrych, nieco głupich celów. Kłótnie - o ile są merytoryczne, są dobre. Te mniej już takie dobre nie są.

Ale o co chodzi?

Wstęp niewiele powiedział, ale postaram się Wam wyjaśnić istotę problemu. Kiedy tylko ktoś z nas na Antywebie napisze tekst o tym, jak sobie radzą (albo nie) systemy mobilne na rynku, kiedy tylko pokusimy się o pochwałę/naganę jakiejkolwiek opcji - powtarza się ten sam schemat. Wśród komentarzy odnoszących się do istoty tekstu, pojawiają się zaraz połajanki, w których człowiek musi udowodnić wyższość własnej racji nad racjami innymi. Kto "Dzień Świra" choć raz obejrzał, ten będzie wiedział, o której scenie z filmu teraz myślę.

Wczoraj natomiast kuluarowa rozmowa na konferencji Microsoftu skłoniła mnie do jeszcze głębszego przemyślenia tematu. Ten problem nas blogerów nieco mniej dotyczy - przede wszystkim nasz punkt widzenia jest bardzo różny od tego, co obserwuje się wśród komentatorów z tego względu, że zwyczajnie mamy styczność z wieloma urządzeniami, z każdym właściwie systemem mobilnym i mimo naszych preferencji, od których uciec nie możemy - dochodzimy potem do wniosku, że kłótnie w tym temacie są absolutnie bezcelowe. Każdorazowa burda o wyższości Windows Phone nad Androidem (i w drugą stronę), czy iOS nad resztą stawki (i analogicznie - wyższości reszty stawki nad iOS) przypominają mi kłótnię przy stole trzech osób, z czego jedna jest zwolennikiem purée, druga frytek, a trzecia talarków. No i co? Przecież "wszystko ziemniak".

Nie da się ukryć, że każdy system mobilny ma swoje lepsze i gorsze strony. Można by je punktować, mnożyć, porównywać i tak dalej i tak dalej. Można, ale po co, skoro każdorazowe porównanie będzie przypominać zabawę w kółko i krzyżyk dwóch równorzędnych przeciwników? Ani nikt nie wygra, ani nikt nie przegra. O, zwycięzcy na polu porównań wskazać nie sposób. Co innego na polu biznesowym.

Tutaj jest nieco prościej - prym wiodą Google i Apple, Microsoft natomiast ma uniwersalnego Windows, który świetnie radzi sobie na pecetach, mizernie idzie mu z rynkiem mobilnym. Maciej dzisiaj napisał o tym, że platforma komórkowa z Redmond nie dość, że nie wzrasta w siłę, to w dodatku traci. Powodem nie jest odpływ użytkowników, lecz osobista stagnacja w warunkach powiększania się rynku. Czyli - kto się nie rozwija, ten się zwija. Oczywiście, niektórzy obserwatorzy wydarzeń w środowisku nowych technologii zaraz orzekli, że cała nadzieja w Windows 10 Mobile i nowych Lumiach - rację mają. Jednak i ja oprzeć się nie mogę wrażeniu, że ktoś tutaj już coś przegrał. Czy wojnę? Śmiem wątpić. Czy bitwę? Byłbym za tą opcją bardziej skłonny się opowiedzieć.

Nie ma jednak żadnej dobrej metodologii do tego, by porównać ze sobą te trzy platformy mobilne. Weźmy pod lupę taką otwartość systemu - ta może być i przekleństwem i zbawieniem jednocześnie. Android pozwala na wiele, lubią go deweloperzy, ale i cyberprzestępcy. Windows jest zamknięty, deweloperzy lubią go mniej. iOS stawia ograniczenia, ale deweloperzy go lubią, bo można w nim zarobić. Za to te systemy, które są zamknięte są z reguły bezpieczniejsze. Przykładów można mnożyć mnóstwo.

Szkoda jednak, gdy merytoryczna dyskusja o brakach, wadach, zaletach rozwiązań Google, Microsoftu, Apple przeradza się w regularną bijatykę i ze zdrowej wymiany zdań robi się po prostu bajzel. Ba, zwolennicy platform nie tylko potrafią urządzić sobie festiwal skakania w glanach po technologicznych gigantach - gdyby komentatorów lubujących się w takich wojnach wypuścić na ring w świecie realnym, redaktorzy mogliby sobie narobić masę popcornu i oglądać igrzyska. Ktoś na pewno by zęby stracił. Ale właśnie... jest za co?

Z tej sytuacji można wynieść też coś zupełnie innego. Skoro różnic nie widać, wszystkie platformy są dobre, ekosystemy spójne i kompletne... to mamy do czynienia z bardzo dojrzałym rynkiem mobilnym, który już niedługo będzie potrzebował głębokich zmian. Takich, które zadowolą konsumentów i pozwolą dalej bić rekordy sprzedaży. Rzeczywistość wirtualna? Technologie ubieralne? Z tych dwóch dziedzin co najmniej jedna będzie hitem - nie zdziwię się, jeżeli w ciągu roku obydwie będą na językach całego świata nowych technologii. Jedno jest pewne - firmy będą ze sobą i na tym polu mocno konkurować. A komentatorzy będą... dalej się tłuc po głowach. Ach.

Grafika: 1, 2, 3

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu