Nintendo słynie z wielu kontrowersyjnych pomysłów, ale ich nowy pomysł z Amiibo dodającym do gry nową mechanikę to już krok za daleko.
Nintendo postradało zmysły. Ułatwi grę tylko tym, którzy dokupią do niej figurkę Amiibo
"Za moich czasów" wystarczyło wpisać w grze wideo kod, a ten odblokowywał dostęp do (czasem przedziwnych) rozmaitości. Nie brakowało tam również elementów które ułatwiały graczom potyczki czy przenosiły ich do kolejnego poziomu. Po latach za takie przyjemności trzeba było zapłacić — w pewnym momencie nastała fala płatnych DLC, gdzie dopiero po uiszczeniu dodatkowej opłaty otrzymywaliśmy dostęp do specjalnego menu gdzie można było co nieco pokombinować. Ale Nintendo postanowiło pójść o krok dalej — i nie Konami Code, nie DLC, a...fizyczny przedmiot z NFC, figurka Amiibo, zapewni dostęp do ułatwienia pozwalającego na szybsze poruszanie się w grze.
Chcesz sprawniej grać w The Legend of Zelda: Skyward Sword? Musisz wydać ponad 100 złotych na zabawkę
Amiibo to trochę kolekcjonerskie, a trochę praktyczne w ekosystemie Nintendo, figurki z NFC, które w wybranych tytułach pozwalają odblokowywać rozmaite bonusy. O ile jednak w przypadku kosmetycznych zmian takich jak stroje dla bohaterów nie widzę w tym absolutnie nic złego i traktuję je w kategoriach uroczego bonusu, o tyle jeżeli chodzi o nową mechanikę w grze — sprawy wyglądają nieco inaczej. A tak właśnie będzie w przypadku nadchodzącego remake'u The Legend of Zelda: Skyward Sword, który w lipcu trafi na konsolę Nintendo Switch. Figurka z Zeldą i jej ptaszyskiem doda do gry zupełnie nowy element — i to taki, którego nie było w wersji na Wii. Twórcy najwyraźniej zdali sobie sprawę jak nieznośnie długa i męcząca potrafi być ta gra (kończyłem ją ze łzami w oczach, i były to łzy radości, że to już koniec!) i dla umiarkowanych fanów Zeldy których nieskończenie długie bieganie po tych samych lokacjach w kółko nudzi, postanowili udostępnić nową opcję. Ale nie dość, że trzeba będzie za nią zapłacić, to jeszcze niezbędne będzie przygarnięcie w domu dodatkowego kurzołapa. A i zapłacić trzeba będzie stosunkowo dużo, uważam.
Jeżeli ktoś kolekcjonuje figurki Amiibo, to dla niego żaden problem, wiadomo. Ale jeżeli gracze na co dzień unikają takich gadżetów, a żeby minimalizować ilość gadżetów sięgają po wersje cyfrowe — taki zakup brzmi jak koszmar. A warto też mieć na uwadze, że figurki Amiibo nie kosztują trzech złotych — a kilkadziesiąt. I standardowa cena figurek w Stanach Zjednoczonych to 15,99 dolarów — w Polsce najczęściej trzeba za nie zapłacić około 80 złotych. Ale żeby było jeszcze ciekawiej, to nowe Amiibo Zeldy i Loftwinga wycenione zostało na 25 dolarów — szykowałbym się zatem na wydatek powyżej 120 złotych. Dużo, jak za opcję dodającą zupełnie nową mechanikę.
A zupełnie innym tematem jest to, że figurkę trzeba kupić i jest stosunkowo droga. Bo jestem przekonany, że będą ogromne problemy z jej dostępnością już od pierwszego dnia po premierze — a w Stanach Zjednoczonych jej ceny będą szybowały w kosmos. Nie zdziwię się, że już w dniu premiery za tych 25 dolarów będzie nie do dostania. I właśnie po to powstały "domowe Amiibo", które każdy może sobie zaprogramować jak mu się żywnie podoba. To jedno z tych szaleństw Nintendo, którego najzwyczajniej w świecie nie jestem w stanie usprawiedliwić.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu