Dochodzimy do takiego momentu, że każdy chce lub po prostu musi być na YouTube. Nie jest to już moda wynikająca z fascynacji nowym medium, to potrzeba...
Tutaj jednak pojawiają się różne pytania, a wśród nich te o tak zwaną "uczciwą konkurencję". Czy amerykański ustawodawca ma prawo w ten sposób wskazywać który serwis wybiera? A może w ramach nowej polityki medialnej kongres powinien być obecny we wszystkich popularnych serwisach? A w jaki sposób określić który serwis jest popularny i kto powinien to ocenić?
ReadWriteWeb zauważa, że YouTube jest serwisem oferującym współpracę typowym przedsiębiorstwom i korporacjom. Ciężko natomiast uznać kongres amerykański lub ogólnie rząd za firmę.
Prawda jest jednak taka, że YouTube odniósł sukces, któremu ciężko zaprzeczyć. Kongres szuka sposobu na dotarcie ze swoich obywateli oraz informowanie ich o sprawach państwowych. Należący do Google serwis wideo zdaje się być świetnym miejscem.
Nie zgadzam się z Frederic Lardinois z RWW, według którego kongres nie powinien korzystać z YouTube, bo jest to komercyjny serwis, który (choć według autora to mało prawdopodobne) może splajtować. Według mnie prędzej amerykański rząd zbankrutuje, niż Google zamknie YouTube.
Według mnie historia ta jest świetnym przykładem, że zasady panujące w biznesie nie zawsze mają odniesienie do internetu, tym bardziej gdy mamy do czynienia z działalnością państwową. Nie znaczy to jednak, że nagle Google powinno stać się domyślną wyszukiwarką w Białym Domu, a YouTube głównym sposobem komunikacji z obywatelami. Myślę jednak, że sieć wymaga, w tym względzie nowych rozwiązań prawnych oraz standardów etyki biznesu.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu