Świat

Ten Amerykanin biega z karabinem po wschodniej Ukrainie. Sponsorują go internauci

Maciej Sikorski
Ten Amerykanin biega z karabinem po wschodniej Ukrainie. Sponsorują go internauci
Reklama

Finansowanie społecznościowe zazwyczaj kojarzy się z niesieniem pomocy chorym, ze wspieraniem przedsiębiorców czy domorosłych artystów albo podróżników. Zazwyczaj. Zdarzają się naprawdę ciekawe przypadki, które zasługują na osobne spojrzenie - w tym gronie znajduje się Russell Bentley, człowiek pochodzący z Teksasu, ale od kilku lat mieszkający w Donbasie. Na stronie BBC możemy przeczytać, że to bojownik i propagandysta. On sam przekonuje, że jest... poetą. A przy tym osobą, która chce pomagać innym. Na co zbiera pieniądze w serwisie finansowania społecznościowego?

Amerykanin zwalczający w Donbasie neonazistów - brzmi, jak pomysł na film klasy B, widzę już nawet głównego bohatera, którego zagra Steven Seagal: tu macha nożem, tam strzela z kałacha, tu pruje czołgiem, tam niszczy helikopter rzucając szyszką... Byłoby wesoło, jak zwykle z popularnym aktorem kina akcji. Tym razem mamy jednak do czynienia z czymś więcej, historia jest prawdziwa i naprawdę wciągająca.

Reklama

Podejrzewam, że słyszeliście o obywatelach Zachodu, którzy ruszyli na front: na Wschód Ukrainy albo na Bliski wschód. Kierowały nimi różne powody: jedni trafiali tam z przekonań religijnych (radykalni islamiści w ISIS), drudzy z politycznych (wsparcie dla separatystów walczących z "neonazistami", jak określono ukraińskie oddziały), jeszcze inni dla pieniędzy, sławy, z chęci przeżycia przygody i zasmakowania wojaczki. Pewnie niektórym wydawało się, że będzie jak w filmie. Albo po prostu chcieli się wyżyć, powód był sprawą drugorzędną.

Trafiłem dzisiaj w Sieci na jeden z takich przykładów: Russell Bentley, jeszcze kilka lat temu pracownik fizyczny w Teksasie, postanowił przenieść się do Donbasu. W tym celu pod koniec 2014 roku zaczął korzystać z serwisów finansowania społecznościowego. Kasa miała pójść na "szukanie faktów" w regionie objętym działaniami zbrojnymi. Amerykanin zebrał kilka tysięcy dolarów, pojechał na Ukrainę i... został tam. Przez parę kwartałów walczył ponoć na pierwszej linii, brał aktywny udział w bojach o lotnisko w Doniecku. Potem zajął się... propagandą. Przynajmniej tak stawia sprawę autor tekstu w serwisie BBC - to za jego sprawą poznałem tę historię.

Dotarłem do bloga, którego prowadzi Amerykanin, znalazłem jego kanał na YouTube (wrzucam kilka filmów - jego lub z jego udziałem), wreszcie dotarłem do kolejnej zbiórki w Indiegogo, która stanowi tu wątek wyjściowy. Amerykanin zbiera pieniądze na wydanie swojej książki poświęconej życiu w Donbasie. Oddaję głos autorowi:

This book is not a typical war story, it is a personal experience of war and life, from a poetic, political and philosophical perspective. Yes, I was in some of the hottest positions on the Donbass Front, during some of the hardest fighting in 2014 and 2015, and yes, war changes a person. But I saw much more than death and destruction - I also saw courage, determination, generosity and love.

Bentley określa siebie mianem poety, osoby, która teraz oddana jest pomaganiu innym. Na jego kanale na YT znajdziemy filmy, na których biega z automatem, ale są też materiały prezentujące niesienie pomocy humanitarnej (której rzekomo Amerykanin poświęca teraz większość swojego czasu), naprawiania zniszczeń wojennych. Do tego treści edukacyjne (zwalczanie "neonazistów") i komentarze polityczne. Miks, który wywołuje uniesienie brwi. Jeszcze ciekawiej robi się po lektorze artykułu na stronie BBC (mało pochlebnego) i odpowiedzi Teksańczyka, który na swoim blogu pisze o propagandzie, wolności słowa, zakłamaniu mainstreamowych mediów. Wydaje się, że niewiele w nim cynizmu i naprawdę wierzy w to, co mówi i pisze - jest przekonany, że stawia czoła następcom esesmanów.

Przedziwne rzeczy przynosi nam Internet. Człowiek, który uznaje się za bojownika o wolność, obrońcę przed faszyzmem, ale jednocześnie osoba niosąca pomoc humanitarną, ma możliwość dotarcia do każdego użytkownika Sieci, a zatem do kilku miliardów ludzi. Zrobi to z pomocą tekstu, obrazu i dźwięku. Poprosi o pieniądze na realizację swoich planów i nie będzie to prośba skierowana w pustkę: podczas obecnej zbiórki w Indiegogo udało mu się już zgromadzić blisko 6 tysięcy dolarów, w ubiegłym roku zebrał podobno 45 tysięcy dolarów (nie precyzuje, z jakich kanałów korzystał). Podejrzewam, że część osób uzna go za wariata, część za zbrodniarza, jeszcze inna grupa za bohatera. Tych ostatnich może przekonać fakt, iż serwis crowdfundingowy nie zdjął zbiórki mimo interwencji ludzi z BBC.

Podejrzewam, że nieprędko trafię na coś równie dziwnego. A z dostępnych informacji wynika, że Bentley nie jest jedynym "korespondentem wojennym nowej fali". Za sprawą Sieci, mediów społecznościowych i nowych źródeł finansowania przybywa ludzi, którzy chcą pokazać wojnę po swojemu. Ciekawe, jakie będą tego efekty?

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama