Temat bojowych wozów piechoty rozpala dyskusje w Polsce nie od dziś. Ostatnio oliwy do ognia dolało pojawienie się na testach ciężkiego koreańskiego AS-21 i jego potencjalny wpływ na zamówienia Borsuka. To jednak nic w porównaniu z burzą, która przetacza się dziś przez Niemcy.
Afera z zepsutymi „Pumami” rozkręca się, czyli jak nie robić nowoczesnego bwp
18 mgnień Pumy
Medialnie cała sprawa wypłynęła w weekend, gdy jeden z niemieckich portali poinformował o tym, że popsuło się wszystkie 18 bojowych wozów piechoty Puma, które miały trafić do sił szybkiego reagowania NATO. W niemieckich rejonach twittera rozpoczęła się ostra dyskusja, z której wynikało, że problemy miały dotyczyć głównie bezzałogowych wież tego pojazdu.
Ponieważ do dziś ani przedstawiciele armii, ani producentów (Krauss-Maffei Wegmann i Rheinmetall) tego wozu nie potwierdzili oficjalnie, co się zepsuło. Wiemy tyle, ile pojawia się w przeciekach do sieci i niemieckiej prasy. Generalnie awarie miały dotyczyć systemów elektronicznych i elektrycznych Pumy. Wiadomo na pewno, że dwa ostatnie wozy wysiadły z powodu awarii wież w trakcie ćwiczeń strzeleckich, mowa jest też o pożarze we wnętrzu jednego z tych pojazdów, które tam nawet nie dotarły.
Polecamy na Geekweek: Chiński supermyśliwiec z potężnym napędem. USA zaniepokojone
Generał, którego mail był źródłem pierwszych informacji na ten temat napisał, że problemy, które dotknęły bwp były wojsku znane, ale nigdy nie pojawiły się w aż tak ogromnej skali. Przywrócenie sprawności wozów ma potrwać minimum 3 - 4 miesiące, a jeśli do kwietnia sprawa się nie rozwiąże, Pumę do odwołania zastąpią Mardery. Sprawa ma też aspekt międzynarodowy, wozy należące do 37. Brygada Grenadierów Pancernych miały jak wspomniałem trafić w styczniu do sił szybkiego reagowania NATO.
Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że wspomniany mail, w wyniku którego „sprawa się rypła” był poufną wiadomością gen. Ruprechta von Butlera, dowódcy dotkniętej kocim pomorem 10. Dywizji Pancernej do Inspektora Armii. Wyraźnie sfrustrowany efektem prowadzonych przez jego jednostkę ćwiczeń oficer wysmarował bardzo ostre pismo. Padły tam takie stwierdzenie jak „Można sobie wyobrazić, jak żołnierze oceniają teraz niezawodność systemu Puma” czy „Mimo dobrych przygotowań jednostki gotowość operacyjna pojazdu to loteria”.
Pomijając sprawę „Pumy”, to albo cyber-służby Bundeswehry działają podobnie jak ich „nowy” bwp, albo to wojsko z premedytacją wypuściło tę informację, żeby wstrząsnąć opinią publiczną i wywrzeć presję na rząd i przemysł. Jeśli tak było, to wydaje się że osiągnięto wstępny sukces. Prasa nie zostawia na całej sprawie suchej nitki, „absolutna kompromitacja”, „katastrofa” to stwierdzenia pojawiające się praktycznie w każdym z tytułów opisujących sprawę, od specjalistycznych po mainstreamowe.
Brak pieniędzy, brak feedbacku
To, co w całej sytuacji jest równie szokujące jak awaria wszystkich wozów z ćwiczeń to fakt, że „Puma” nie jest pojazdem dopiero co wchodzącym do linii. Jego produkcję rozpoczęto w 2009 r. a do jednostek Bundeswehry został przyjęty w 2015 r. Tylko te 7 lat w linii, to 7 lat ciągłych doniesień o problemach i awariach.
O tym, że konstrukcja tego wozu jest przekombinowana, skomplikowana i nierozwojowa wiedzą wszyscy, ale to nie tłumaczy tego, że w tak długim czasie nie dano rady doprowadzić go do stanu operacyjnego. Wypowiedzi, które padają z ust wojskowych przy okazji tego blamażu nie pozostawiają złudzeń dlaczego jest jak jest.
We wspomnianym już liście von Butlera generał napisał wprost, że Pumy trenowały dotychczas jedynie na łatwiejszych, nizinnych poligonach i nie były przez armię nadmiernie obciążane. Takich testów wymagało z kolei włączenie wozów do sił NATO i tutaj wszystkie dotychczasowe zaniedbania i zamiatane pod dywan problemy wróciły z przytupem.
Niemcy mają problem
Ta sprawa jest wstydliwym problemem dla całej polityczno-militarnej sfery Niemiec. Dla polityków to kolejny dowód na ich destrukcyjne działanie, co w połączeniu z kompromitacjami w temacie Rosji i Ukrainy wystawia tej „elicie” jeszcze bardziej katastrofalną ocenę.
Przemysł obronny Niemiec, choć sama Puma przez swoją horrendalną cenę, skomplikowaną i nierozwojową konstrukcję jest poza Bundeswehrą niesprzedawalna, dostaje potężną antyreklamę. A ta może przełożyć się na ocenę eksportowych konstrukcji takich jak Boxer, Lynx, KF51 Panther czy nawet PzH 2000. Ten ostatni może się nie skompromitował, ale jego przekombinowana konstrukcja w waunkach prawdziwej wojny skruszyła mit „najlepszej haubicy świata”.To wszystko w czasie, gdy armie całego świata połapały się, że trzeba nadrabiać lata zaległości i szerzej otwierają portfele.
Oczywiście największy problem ma Bundeswehra, która ma otrzymać kolejne Pumy, w sytuacji gdy musi używać zamiast nich Marderów. Teraz pojawiają się nawet głosy mówiące, że konstrukcja nadaje się na śmietnik i należy szukać innego rozwiązania. W grę wchodzić mógł np. gąsienicowy Boxer, czy modułowy Lynx. Tego ostatniego problemy też nie omijają, ale jego droga dopiero się zaczyna, a jest zaprojektowany w bardziej „otwarty” sposób.
Obecnie w Niemczech trwają intensywne konsultacje rządu, armii i przemysłu, na temat tego co zrobić, żeby sytuację szybko naprawić. Osobiście wydaje mi się, że przy takiej skali awarii, dodatkowo dotyczących będącej sercem nowoczesnych wozów elektroniki, to ratowanie sytuacji w tak krótkim terminie jest to skazane na porażkę.
„Puma” a sprawa polska
Pozostaje mieć nadzieję, że tę sprawę mocno analizuje nasz MON i po wdrożeniu niezweryfikowanych w Europie koreańskich SpW podda je od razu ostremu wyciskowi, tak żeby ewentualne choroby leczyli nam w okresie gwarancyjnym Koreańczycy na swój koszt. Niedoinwestowanie naszej zbrojeniówki i wojska powoduje niestety, że potknięć Niemców nie będziemy w stanie wykorzystać. Każdy wyprodukowany w najbliższej dekadzie Borsuk i ZSSW-30 są potrzebne naszej armii. Kto może na tym zyskać? Myślę, że największym wygranym mogą zostać Szwedzi, szczególnie wśród mniejszych armii.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu