W weekend internet obiegła szokująca być może dla niektórych wieść o finansowym wspomaganiu Adblocka Plus przez Google. W zamian wtyczka ma pozwalać n...
W weekend internet obiegła szokująca być może dla niektórych wieść o finansowym wspomaganiu Adblocka Plus przez Google. W zamian wtyczka ma pozwalać na wyświetlanie reklam kalifornijskiego giganta w przeglądarce. Koszmar, komercjalizacja i zdrada o świcie? Niekoniecznie.
Adblock Plus to aktualnie najpopularniejsze rozszerzenie dla przeglądarek, służące do blokowania reklam na stronach www. Korzystają z niego zarówno użytkownicy Chrome, Firefoksa, a nawet Internet Explorera. Wobec dziesiątek inwazyjnych treści reklamowych w sieci to, jak i inne rozwiązania "oczyszczające" internet zdobyły ogromną popularność.
Odpuszczę sobie tutaj kwestie etyczne i ekonomiczne tej mody na blokowanie. Truizmem byłyby błyskotliwe wnioski, że autorzy i wydawcy serwisów internetowych tracą wskutek tego duże pieniądze, a reklama displayowa traci na znaczeniu. Owszem, wielu użytkowników zarzeka się, że aktywuje Adblocka tylko na stronach gdzie rzeczywiście reklamy utrudniają życie i "dają zarobić" twórcom witryn odwiedzanych regularnie i cenionych. Być może jest to jakieś wytłumaczenie - trudno mi kogokolwiek osądzać, bo byłoby to wręcz hipokryzją.
Tymczasem od kilku dni w sieci pojawiła się wrzawa, że Google płaci Adblockowi Plus za nieblokowanie jego reklam. Mniejsza o to, że nie jest to żadną nowością - odkąd pamiętam w ustawieniach Adblocka można było znaleźć opcję pozwalającą na aktywację reklam Google'a. Jak do tej pory nikt nie robił z tego wielkiej afery, bo i po co? Treści tego typu, zwłaszcza w formie tekstowej, są chyba możliwie najmniej inwazyjnym typem reklamy, który może przeszkadzać jedynie malkontentom lub swoistym internetowo-reklamowym purystom.
Wystarczy zresztą zajrzeć na stronę z FAQ dotyczącym korzystania z wtyczki, gdzie znajdziemy informacje o Inicjatywie Akceptowanych Reklam. W jej ramach, firmy, które wesprą finansowo projekt, mogą zostać dodane do listy wyjątków, które nie będą blokowane. Jak możecie sami zobaczyć, lista ta jest dość długa. Znajdziemy tutaj nie tylko Google, ale też takie firmy, jak Amazon, Yandex czy DoubleClick. Co prawda kalifornijskiego giganta jest tutaj najwięcej, ale warto zauważyć, że poszczególne linijki odnoszą się do różnych oferowanych przez niego usług.
Czy jest to godne potępienia, że za plik banknotów Adblock Plus przestaje blokować wybrane typy reklamy? Moim zdaniem ani trochę. Przede wszystkim opcję tę każdy użytkownik może w dowolnym momencie wyłączyć, co jest podstawowym argumentem przeciwko wszystkim krytykującym. Po drugie, powinniśmy racjonalnie spojrzeć na sposób funkcjonowania internetu, w którym reklama jest podstawowym źródłem dochodów naszych ulubionych serwisów. Pozbawiając ich go, nie tylko ograniczamy rozwój, ale też przyczyniamy się do popularności innych, niekoniecznie tak przyjemnych form, jak artykuły sponsorowane czy opłacane recenzje. Tych już zablokować się nie da, a nie każdy wydawca ma na tyle przyzwoitości, by wyraźnie odznaczać treści tego typu od pozostałych (mimo, że obliguje do tego prawo prasowe).
W tej perspektywie stwierdzenie, że "od nas zależy, jaki będzie internet za 5, 10 lat" nabiera trochę nowego sensu. Nie chcę nikogo moralizować, ale też warto spojrzeć trochę szerzej zanim, obrzucimy pomidorami twórców Adblocka Plus - przynajmniej do czasu, kiedy zaczną zbyt szeroko interpretować hasło "nieinwazyjne reklamy".
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu