Felietony

Wydałem 40 złotych na wewnętrzny abonament w darmowej grze i to była świetna decyzja

Paweł Winiarski

Pierwszy komputer, Atari 65 XE, dostał pod choinkę...

Reklama

Klasyczna forma zarabiania na grach już dawno nie jest tą podstawową i na większych sprzętach do grania pojawiają się sposoby monetyzacji charakterystyczne dla platform mobilnych. Wychodzi to czasem lepiej, a czasem gorzej. Mówi się, że abonamentowy streaming gier jest ich przyszłością, ja natomiast twierdzę że faktycznie jest nią abonament - ale ten wewnątrz gier.

Twórcy Playerunknown’s Battlegrounds nie przestają mnie zadziwiać. Gra cały czas nie może się pozbyć irytujących błędów i niedociągnięć, a zamiast skupić się na ich wyeliminowaniu, twórcy szukają nowych sposobów na zarobienie pieniędzy. Ale trochę to rozumiem, Fortnite niszczy potęgę PUBG, gra traci na popularności - to mogą być ostatnie chwile by jeszcze trochę wydoić graczy. Wprowadzona zostanie przepustka sezonowa, która da graczom dostęp do skórek z ciuchami dla postaci. Nie jest to oczywiście obowiązkowe, ale gwarantuje fajne ciuszki, a kosztuje symboliczne (oczywiście nie u nas, tylko na zachodzie) 10 dolarów.

Reklama

Czy to źle? I tak, i nie. Moim zdaniem wszystko zależy od sposobu dystrybucji gry. Wychowany w starym systemie uważam, że jeśli raz zapłaciło się za dany tytuł (a w przypadku PUBG było to ponad 100 złotych), to producent nie powinien więcej wyciągać rąk po pieniądze. Szczególnie, że zdarza mi się kupić jakieś skórki w PUGB, tak jak ostatnio fajnie zrealizowane skiny na broń sygnowane przez Dr Disrespecta. Kupując grę godziłem się na takie rzeczy, nie mówiono nic o przepustkach sezonowych z dodatkową zawartością. Zaraz skończy się jak z jednym z mobilnych Asphaltów - kupiłem grę za pełną kwotę, potem stała się darmowa i tak zapchana mikrotransakcjami, że używam jej tylko do testowania wydajności smartfonów. Obiecałem sobie wręcz, że nigdy więcej nie dam nawet złamanego grosza Gameloftowi.

Wydałem 40 złotych na battle passa w Fortnite

Tak, stało się - gram w Fortnite. Żeby było zabawniej, nie tam gdzie podpowiada logika. Dziwna sprawa, bo gra podeszła mi dopiero na Nintendo Switch, nie mam tam ani 1080p, ani 60 klatek animacji na sekundę. Ale ok, gram, mam ekipę, bawię się bardzo dobrze. No i nie oszukujmy się, poziom jest dużo niższy niż na pozostałych platformach, więc i ja mam łatwiej. Dodam, że tryb battle royale jest darmowy i można się nim w pełni cieszyć nie płacąc nawet złotówki. I to jest w Fortnite bardzo fajne, dlatego absolutnie nie dziwi mnie popularność tej produkcji. Można jednak wydać w niej pieniądze...i kilka dni temu to zrobiłem.

Otóż PUBG podpatrzył event passa w battle passie z Fortnite. Oczywiście produkcja Epic nie była pierwsza i to nie oni wymyślili czasowe abonamenty dające dodatkowe, niewpływające na właściwą grę dodatki. Battle pass w wersji na Nintendo Switch kosztuje niecałe 40 złotych i - jeśli chodzi o rozgrywkę - nie daje absolutnie nic. Podwyższa zdobywane punkty doświadczenia i pozwala odblokować wizualne dodatki. Owszem, w niektórych strojach można być minimalnie mniej widocznym, ale przyjmijmy, że wpływa to na grę w tak niskim stopniu, że jest nieistotne. Na co więc wpływa?

Bez battle passa nie starczy życia żeby odblokować dodatkowe skórki dla postaci. A to oznacza, że trzeba biegać w tych standardowych, w dodatku przydzielanych przez grę losowo przy każdym meczu. To jednak jest zdecydowanie mniej istotne niż kwestia, przez którą kupiłem przepustkę (a dodam, że jest ona ważna na trwający trochę ponad miesiąc sezon). Fortnite w darmowej wersji nie nagradza gracza niczym. Nawet jeśli pojawi się jakiś odblokowany dodatek, jest on tak słaby, że szkoda w ogóle go oglądać. Co innego przy battle passie, gdzie co tier (a tych jest 100) przypada przynajmniej jedna nagroda. Większość to dziadostwo, ale jednak - co dla mnie najważniejsze - nagradza, daje jakąkolwiek motywację związaną z rozwojem postaci. Ten jest kompletnie dla gry nieistotny, ale jest. Brzmi to niedorzecznie, ale frajda z grania w Fortnite z przepustką jest nieporównywalnie większa niż bez. Nie czuję, że przyfrajerzyłem, przy kolejnym sezonie znów wydam 40 zł, o ile oczywiście wirtualna waluta wypadająca co jakiś czas przy battle passie z tego sezonu nie sfinansuje mi następnego.

Uzależnij, a potem zarabiaj

Sposób zarabiania na Fortnite jest kapitalnie pomyślany. Gracz dostaje w pełni grywalną, darmową produkcję. Może bez problemu się w niej bawić, nie wydając złotówki. Mając umiejętności i doświadczenie rozgromicie wszystkich, którzy wydali grube pieniądze na wirtualne ciuszki, spreje czy inne upiększacze. Pozostaje pytanie, czy grając kilka godzin dziennie ktokolwiek wytrzyma losowe dobieranie skórek postaci i wyglądanie “jak każdy inny”. Na tym patencie Epic games zbija majątek, w samym kwietniu mówiło się o 296 milionach wygenerowanych przez Fortnite na wszystkich platformach. Wsiąkając w jakąś produkcję sieciową staje się ona nieodłącznym elementem naszej codzienności. Mamy tam znajomych, chcemy by nasza postać dobrze wyglądała, chcemy się wyróżniać. Jednocześnie pojedyncze zakupy są nieporównywalnie tańsze niż cena dużej gry, więc i obciążenie psychiczne podczas wydatków dużo mniejsze. A kiedy jest to abonament zapewniający tak zwany loot i nagradzający za czas spędzony w grze, 40 złotych jest świetnym wydatkiem. Mimo tego, co napisałem wyżej - kupię również event passa do PUBG, poświęciłem już tej grze kilkaset godzin i mam nadzieję, że ten wydatek da mi trochę więcej frajdy niż standardowy system kupowania skrzynek za wewnętrzną walutę - wypada z nich taki złom, że odechciało mi się w ogóle w to bawić.

Dla osób, które nie grają brzmi to niedorzecznie, no bo jak można wydawać pieniądze w grze? Szczególnie na rzeczy, które w niej nie pomagają i są tylko kawałkiem nieistotnego kodu podczas gdy sama produkcja jest darmowa. Brawa dla Epic Games, które zrobiło to o wiele mądrzej i zwyczajnie lepiej niż Bluehole Studio sprzedając swoje PUBG i bawiąc się w rynek Steam. Ten zwyczajnie upada, nie udało się zachować skrzynkowego i kluczowego balansu, co na pewno odbija się negatywnie na popularności gry.

Reklama

Abonament w grach nie jest niczym nowym, z powodzeniem od lat praktykuje go Blizzard każąc sobie płacić za możliwość grania w World of Warcraft. Epic idzie krok dalej udowadniając, że klasyczne płatności przechodzą do lamusa. Wiele osób twierdzi,że przyszłością rynku gier są abonamentowe usługi streamingujące. A ja myślę, że przyszłość mamy już dziś i Fortnite jest właśnie tym kierunkiem, w którym będą szły przyszłe produkcje. Kapitalnie rozegrany system mikropłatności. Przede wszystkim dla Epic, ale przecież gry to maszynki do zarabiania pieniędzy, nikt poza twórcami indie nie robi ich już z pasji.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama