Felietony

A może zamiast czytać wolimy oglądać?

Paweł Winiarski

Pierwszy komputer, Atari 65 XE, dostał pod choinkę...

8

Nie traktujcie tego teksu jako naszą próbę przekierowania ruchu ze strony na nasz kanał na YouTube. On jest naturalnym uzupełnieniem tekstów, pozwalającym nam pokazać pewne rzeczy inaczej niż robimy to w klasycznych notkach. Doskonale wiemy, że odwiedzacie Antyweb po to, żeby oddać się klasycznej le...

Nie traktujcie tego teksu jako naszą próbę przekierowania ruchu ze strony na nasz kanał na YouTube. On jest naturalnym uzupełnieniem tekstów, pozwalającym nam pokazać pewne rzeczy inaczej niż robimy to w klasycznych notkach. Doskonale wiemy, że odwiedzacie Antyweb po to, żeby oddać się klasycznej lekturze. Ale patrzę na internet i z roku na roku to się zmienia.

Pamiętam nieśmiałe początki wideo w sieci. Wtedy jeszcze każdemu filmowe materiały kojarzyły się z telewizją, kablówką, wypożyczalnią DVD (lub VHS, w końcu ten format miał jeszcze swoich zagorzałych fanów). Potem przyszedł YouTube i można tam było znaleźć amatorskie materiały, które nijak miały się do wideo tworzonego przed duże koncerny telewizyjne. To też się zmieniło - na YouTubie można przecież znaleźć filmy zrobione tak dobrze, że niektóre telewizje zostają zwyczajnie w tyle. Ale jednak wideo w sieci zaskarbiło sobie sympatię widzów czym innym. Autentycznością i tym, że po drugiej stronie jest zwyczajny człowiek - a nie gwiazda wykreowana przez stylistów i specjalistów telewizyjnych.

Przeglądam YouTube i widzę jak dużo wyświetleń mają materiały o grach i recenzje sprzętów. Podejrzewam, że w obu przypadkach zasięgi mogą przyprawić o dreszcze szefów dużych portali growych i technologicznych, którzy bazują na tekście pisanym. Budowana przez lata pozycja wydaje się nie mieć znaczenia w walce z często amatorskimi materiałami tworzonymi przez jednoosobowe komando.

Z czego to może wynikać? Dużo mówi się ostatnio o tym, że młodzież ma inne zainteresowania niż miało nasze pokolenie. Nie jest to specjalnie dziwne - dziś w programach telewizyjnych można przebierać do woli. Ja za dzieciaka miałem jedynkę, dwójkę, dopiero później doczekałem się anteny satelitarnej z obcojęzycznymi kanałami. Gry były niszą, a o smartfonach i tabletach nikt jeszcze nie marzył. Z tego też powodu treści przyswajało się w zupełnie inny sposób. Informacje o interesujących mnie tematach pozyskiwałem przede wszystkim z gazet, do dziś gdzieś w piwnicy leży cała sterta periodyków growych i technologicznych. A dziś? Wystarczy wskoczyć do sieci i czytać lub oglądać. Tylko żeby chcieć czytać, trzeba być do tego przyzwyczajonym.

Gdybyście mieli wybrać tekst plus zdjęcia w kontekście recenzji na przykład nowego telefonu - co byście woleli? Dla osób z mojego pokolenia odpowiedź jest oczywista. Zapewne trochę ze względu na przyzwyczajenie, trochę z uwagi na często bardziej rozbudowaną formę jaką jest tekst. Ale jak widać młodszy odbiorca wybierze obraz. Trochę się temu nie dziwię. Rozmawialiśmy jakiś czas temu z Grześkiem Marczakiem na temat wideo w sieci. Powiedział mi, że fajnie ogląda się filmy o samochodach - pomagają przed zakupem. Nie jest to oczywiście to samo co sprawdzenie siedzeń, kierownicy i wygody pojazdu - ale jednak pokazuje więcej niż tekst. Ja miałem to samo przy niedawnej zmianie telefonu. Poczytałem o interesujących mnie modelach, ale obejrzałem też chyba wszystkie fajniejsze recenzje w sieci. Ciekawiło mnie jak telefon wygląda, jak ktoś go używa - czy przy dużym ekranie wystarczy jedna ręka itd. Oczywiście najłatwiej jest pokazać ładne urządzenie, bo uwaga widza skupi się na sprzęcie, co pomaga w odbiorze nawet gorszego czytanego tekstu.


Wideo można też przecież zminimalizować i słuchać co autor ma do powiedzenia, a przy okazji robić coś innego. Tekst jest bardziej absorbujący. Nie chcę wyjść na fatalistę, ale obawiam się, że któregoś dnia chętnych na oglądanie będzie więcej niż tych czytających. Wygląda to tak, jakby ludzie szukali prostszego sposobu na przyswojenie tych samych treści, dając jednoznacznie do zrozumienia, że o niektórych rzeczach nie powinno się pisać, a pokazywać je i o nich opowiadać. A może chodzi też o kontakt z prezenterem? Ile razy przeczytaliście tekst nie zwracając nawet uwagi na to, kto go napisał? W przypadku wideo nawet jeśli twarz nie jest cały czas na nagraniu, to jednak bardziej zapada w pamięć niż kolejny podpis - Jan Nowak czy Paweł Winiarski. A i dla „hejterów” to większe pole do popisu. Osoba na wideo może przecież mieć wadę wymowy, krzywe zęby, czy przetłuszczone włosy. Hardkorowcy przyczepią się też do tuszy, sposobu wysławiania się czy gestykulowania. W tekście jest to niemożliwe.

Mam jednak nadzieję, że proporcje czytających i oglądających będą na tyle zdrowe, by zadowolić wszystkich i nie zmuszać dostawców treści na rezygnowanie z którejkolwiek formy przekazu. Mocno wierzę bowiem, że zarówno tekst pisany jak i pokazywany mogą żyć w spokojnym związku, czego sobie i Wam życzę.

grafika: 1, 2, 3

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

YouTubewideowideo na facebooku