Netflix nadal ma nosa do dobrych produkcji. I nie mówię tym razem o serialu czy filmie, lecz serii dokumentalnej, do której przejął prawa, przedłużył ją o potrzebne, dodatkowe odcinki i udostępnił widzom na całym świecie. Ja też podchodziłem do "Schodów" z dystansem i niepewnością, ale teraz nie mogę oderwać się od oglądania.
A może obejrzycie coś innego? Polecam wstrząsający i angażujący dokument "Schody"
"Schody" to francuski dokument powstający na przestrzeni lat. Dotyczy sprawy Michaela Petersona, którego oskarżono o morderstwo żony. Tę znaleziono na dole schodów w ich domu, co pozwalałoby sądzić, że był to jedynie nieszczęśliwy wypadek. Wokół było pełno krwi, a pewne wątpliwości budzą także rozmowa Mike'a z dyspozytorką numeru alarmowego 911 oraz rany na głowie Kathleen Peterson. Gdyby tego było mało, kilkanaście lat wcześniej w Niemczech, również u dołu schodów, znaleziono nieżyjącą przyjaciółkę Petersona. Tragiczny zbieg okoliczności czy przebiegłość Mike'a?
"Schody" - to nie jest typowy serial dokumentalny i to pod wieloma względami
Z pozorów prosta sprawa przeobraża się w "show" o krajowym, a może i międzynarodowym zasięgu...
Twórcy dokumentu nie podają nam odpowiedzi na te pytania na tacy i to mnie najbardziej urzekło w ich produkcji - większość wydarzeń śledzimy niczym czasie rzeczywistym. Kamera towarzyszyła tym zdarzeniom niemal od samego początku, a później podróżuje po Stanach i świecie wraz z zespołem obrońców Michaela Petersona. Mamy więc wgląd na to, jak od środka wygląda sprawa obrony, ale gościnnie występują przedstawiciele drugiej strony barykady, czyli prokuratury, która postawiła zarzuty Petersonowi.
Dokument pozbawiony jest narratora - najważniejsze role na każdym etapie dokumentu odgrywają ci, którzy pojawiają się na ekranie, co mi się bardzo podoba. Oglądamy też urywki z programów telewizyjnych z tamtego okresu, a nawet i kulisy pracy niektórych reporterów. To wszystko świetnie pokazuje również w jaki sposób działała (i nadal działa) cała ta machina medialna w Stanach Zjednoczonych. Na pewnym etapie Michael Peterson sam stwierdza, że sprawa sądowa nie ma już nic wspólnego z dotarciem do prawdy. Stała się burzą medialną i tak zwanym show. Trudno się z nim nie zgodzić.
Podejrzewam jednak, że każdy z widzów będzie chciał obejrzeć każdy kolejny odcinek tylko dlatego, że będzie chciał poznać jak najwięcej faktów i opinii dotyczących tej sprawy. Napięcie i niespokojną atmosferę budują nie tylko makabryczne ujęcia, do których powracamy od czasu do czasu, ale i muzyka, która pojawia się częściej, niż byśmy się tego spodziewali.
Serial powstawał na przestrzeni 17 lat
Teraz na Netflix pojawiły się 3 zupełnie nowe, najbardziej aktualne odcinki
Warto nadmienić, że seria "Schody" powstawała w trzech etapach. Pierwsze 7 odcinków zadebiutowało w 2004 roku, by kolejne trzy doczekały się premiery w 2012. Reżyserem jest Jean-Xavier de Lestrade. Niedawno, na Netflix ukazało się 13 odcinków - trzy ostatnie są najnowszymi epizodami zamykającymi całą sprawę. Dlaczego dokument powstawał w takich odstępach? Podpowiem, że w sprawie Petersona po latach ujawniane były kolejne fakty, a to tylko powinno zachęcić Was do oglądania.
Słabe i dobre strony? Zależy od widza
Natrafiłem na opinie, że pierwsze odcinki serii strasznie się zestarzały. Co więcej, zarzucana jest stronniczość, ze względu na brak lub niewielką ilość wypowiedzi niektórych ważnych, o ile nie kluczowych dla sprawy osób. Mowa o dzieciach Kathleen i Michaela, którym nie tyle nie dano dojść do słowa, co pominięto jakiekolwiek wątki mogące dopuścić myśl, że Peterson mógłby być winny. Dokument czasem przedstawiany jest jako produkcję mającą pokazać go w dobrym świetle. Wbrew takim ocenom napiszę, że wcale tak tego nie odbieram i jeśli miałbym przychylić się którejkolwiek ze stron, to poparłbym pierwotny wyrok ławy przysięgłych, co nie pokrywa się z rzekomą rolą dokumentu, który miał oskarżonego wybielić.
Co do zestarzenia się materiału - myślę, że Netflix dobrze zrobił nie zmieniając nic w starszych odcinkach. Surowy styl nagrań z lat '90 nadaje całości odpowiedniego kontekstu. Niektórym może to przeszkadzać, bo rzeczywiście nie znajdziemy tu wyjątkowych ujęć czy zgrabnego montażu, ale mi pozwoliło to przenieść się kilka dekad wcześniej, odczuć ducha tamtych czasów, gdy wiele społecznych aspektów sprawy wyglądało zgoła inaczej.
"Schody" wymagają dużo uwagi, pewnej wiedzy na temat działania amerykańskiego systemu prawnego i ochoty do zgłębienia tematu, bo rzeczywiście niektóre teoretyczne wyjaśnienia śmierci Kathleen Peterson (teoria sowy) nie zostały wystarczająco ukazane. Obiektywnie rzecz biorąc jest to oczywista wada dokumentu, ale oglądanie go dzisiaj wywołuje u mnie ciekawość, dlatego z zapałem zapoznaję się z dodatkowymi materiałami na temat sprawy wertując kolejne strony w sieci.
Jestem bardzo ciekaw tego, jak wyglądałaby fabularyzowana produkcja opowiadająca o tej sprawie - coś w stylu świetnego "The People v. O. J. Simpson: American Crime Story" mogłoby wypaść naprawdę interesująco
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu