Felietony

A mi jest łatwo wyobrazić sobie Facebooka za 10 lat

Paweł Winiarski

Pierwszy komputer, Atari 65 XE, dostał pod choinkę...

37

Grzesiek pisał niedawno o przyszłości Facebooka. Napiszę i ja, choć więcej tu będzie fantazjowania. Był czas kiedy Internet kojarzył się wyłącznie z mailami i łatwym dostępem do informacji. Później stał się również źródłem krótkich filmików, które chyba każdy oglądał do oporu na Google Video. Sam...

Grzesiek pisał niedawno o przyszłości Facebooka. Napiszę i ja, choć więcej tu będzie fantazjowania.

Był czas kiedy Internet kojarzył się wyłącznie z mailami i łatwym dostępem do informacji. Później stał się również źródłem krótkich filmików, które chyba każdy oglądał do oporu na Google Video. Sam potrafiłem uprzyjemniać sobie nimi pracę, choć komputer przy którym siedziałem nie miał ani głośników, ani możliwości podpięcia słuchawek. Były fora internetowe, na których zawiązywały się ciekawe znajomości, było Grono, gdzie sam poznałem fajną ekipę metalowców, z którymi lubiłem spędzać czas po przeprowadzce z Torunia do Warszawy. Zahaczyłem też o Naszą-Klasę, dzięki której odnowiłem kontakty z dawno niewidzianymi znajomymi. A potem dostałem Facebooka, który w pewnym stopniu odmienił moje życie.

Facebook jako agregator informacji

Tak, serwis społecznościowy Marka Zuckerberga stał się nieodłącznym elementem mojej codzienności i biorąc pod uwagę jak wiele czasu spędzam w sieci, trochę nie wyobrażam sobie już tego czasu bez Facebooka i Twittera. W obu przypadkach tak dobieram znajomych, by z jednej strony mieć szybki kontakt, którym zastąpiłem klasyczne smsy i krótkie rozmowy telefoniczne, a także (czy raczej przede wszystkim) dostawać interesujące mnie informacje podane niejako na tacy. Czasem wystarczy dwoje/troje znajomych lubiących dany temat, by korzystać z ich statusów niczym z rss’ów, które przecież nie zawsze są przydatne jeśli interesują nas również treści chociażby z małych blogów. Oficjalne profile zespołów i wydawców to również świetne źródło informacji dotyczących muzyki czy przetasowań personalnych, dzięki nim zrezygnowałem z tematycznych forów, na których musiałem wertować tematy w poszukiwaniu ciekawych informacji. Oczywiście czuję pewne uzależnienie, dlatego staram się blokować zarówno osoby jak i profile, które nie dostarczają mi ciekawej zawartości. Myślę, że tak skonfigurowany Facebook jest niezwykle przydatny dla osób, które lubią wiedzieć dużo i do informacji docierać szybko.

Nie ma jednak dla mnie znaczenia, jak nazywać się będzie tego typu serwis społecznościowy, czy kto będzie jego właścicielem. Wiem natomiast, że miejsce, w którym informacje i kontakty się zazębiają, jest mi potrzebne. Wiem, że logowanie się Facebookiem jest wygodne, a część aplikacji przydatna. Nie sądzę natomiast, że Facebook miał zniknąć z sieci lub stracić znacząco na popularności na rzecz innego giganta. Skoro Google+ się nie udało, nie widzę wyraźnej alternatywy dla serwisu Zuckerberga. I ile byśmy nie narzekali na zmiany, przez które FB zaczyna wyglądać jak tablica ogłoszeniowa, to i tak będziemy tu siedzieć, bo serwis jest tam, gdzie są ludzie – dla wielu znajomi, dla innych odbiorcy treści.

Żegnaj Gadu-Gadu, żegnaj Skype

Nie używam już gadu gadu, tlena, komunikatora Microsoftu, choć kiedyś stanowiły podstawowe aplikacje na moim komputerze. Sporadycznie popiszę z kimś na czacie Google’a, jednak to czat FB i natarczywy Messanger przejął tak zwaną pałeczkę. I jeśli faktycznie Zuckerberg będzie w stanie sprzedać masom genialnego Oculus Rifta, to przeniesie rozmowy sieciowe na zupełnie inny wymiar. Ten, w którym fajny i wygodny przecież Skype stanie się reliktem przeszłości, o którym przyszłe pokolenia będą czytać na Wikipedii. Oczyma wyobraźni widzę siebie zakładającego gogle OR, po czym wchodzę do wirtualnego pokoju, spotykam tam innych znajomych, siadamy na wirtualnej kanapie i rozmawiamy prawie tak, jakbyśmy faktycznie byli obok siebie. Z jednej strony wiem, że taka technologia ułatwiłaby kontakt z ludźmi z innych krajów, czy oddalonych od siebie miast, z drugiej zabiła całkowicie prawdziwe rozmowy. Bo po co tłuc się na drugi koniec miasta, skoro wystarczy założyć gogle, włączyć Facebooka i po prostu pogadać? Pamiętacie scenę seksu z filmu Człowiek Demolka? Tę, w której Sandra Bullock założyła Sly’owi coś na głowę, po czym zaprosiła do miłosnych uniesień. Cybersex z Oculusem (i zapewne urządzeniami peryferyjnymi) przyjąłby się od razu i nie ważne jak istotny jest prawdziwy fizyczny kontakt, taki zestaw biłby rekordy popularności. „Bo na Facebooku to nie zdrada” – rezerwuję sobie prawa do tego powiedzenia tu i teraz. Fantazjuję za bardzo? W takim razie jak wytłumaczycie popularność serwisu Showup.tv czy niedawne informacji o wykorzystywaniu PlayStation 4 (i kamery) do transmitowania na żywo scen seksu? Sex i technologie świetnie się dogadują.

Wyobraźcie sobie taką sytuację. Macie pustą lodówkę – zamiast przednich drzwi dotykowy panel. Logujecie się na „fejsa”, wchodzicie na profil sklepu. Przygotowana aplikacja pozwala Wam wybrać produkty. Pofantazjujmy jeszcze bardziej. Wersja dla wzrokowców – zakładacie Oculusa i przechodzicie obok wirtualnych półek, wrzucacie wirtualne produkty do wirtualnego koszyka. Tego samego dnia do drzwi puka dostawca z zamówionymi towarami. Myślicie, że kobiety nie chciałyby spróbować poprzymierzać wirtualnych sukienek w wirtualnej przymierzalni?

Przyszłość, która nadchodzi

Facebook się rozrasta i nic nie wskazuje na to, żeby ten stan rzeczy miał się zmienić. Najpierw nikt nie wyobrażał sobie FB w telefonie, teraz nikt nie wyobraża sobie żeby mogło go nie być. Co następne? Nie zdziwię się, jeśli konto w serwisie będzie służyło do kupowania abonamentu telefonicznego, czy płacenia rachunków. Bo dlaczego nie miałoby się tak w przyszłości stać, skoro prędzej czy później większość młodych dziś osób będzie takie konto posiadać? I tak, mówię o posiadaniu życia w sieci, dziś stanowiącego element naszej codzienności, a któregoś dnia proporcje mogą się przecież odwrócić.

Mam wielu znajomych, którzy konta na Facebooku nie posiadają, dobrze im z tym. Serwis nie jest im do niczego potrzebny. Szanuję to, nie namawiam, bo i sam nie czuję aby z tego powodu nasze kontakty były słabsze czy gorsze. Mam jednak dziwne wrażenie, że FB przestało być w pewnym momencie serwisem, a zaczęło dla wielu osób stanowić kwintesencję Internetu – miejsce, które jest pierwszą przystanią po włączeniu komputera i dopiero z jego poziomu sięgają dalej. Miejscem, gdzie codziennie rano spotykają znajomych, którzy niezależnie od tego czy siedzą przy komputerze, czy jadą tramwajem, są zawsze na wyciągnięcie wirtualnej ręki. I choć, jak wspomniałem na samym początku, FB stanowi już nieodłączny element mojej codzienności, to nie chciałbym obudzić się w świecie, w którym realne życie jest tylko dodatkiem do tego wirtualnego. A mam dziwne wrażenie, że kiedyś tak się stanie, a książki czy filmy przestaną być określane mianem science-fiction czy cyberpunk, a staną się książkami i filmami obyczajowymi, traktującymi o zwyczajnym życiu zwyczajnych ludzi.

Obrazki: 1,2,3.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu