Kilka miesięcy temu pisałem o dyskusji dotyczącej formy egzaminów dojrzałości: w Wielkiej Brytanii zastanawiano się, czy odpowiada ona zmianom technol...
A gdyby tak w szkołach zabronić korzystania ze smartfonów?
Fan nowych technologii, ale nie gadżeciarz. Zainte...
Kilka miesięcy temu pisałem o dyskusji dotyczącej formy egzaminów dojrzałości: w Wielkiej Brytanii zastanawiano się, czy odpowiada ona zmianom technologicznym, czy powinno się unowocześnić formułę i umożliwić uczniom np. pracę z Internetem podczas egzaminu. Przyszedł czas na kolejną debatę, znowu na Wyspach - tym razem padło pytanie, czy dzieci powinny mieć dostęp do smartfonów w szkole.
Zacznę od polskiego podwórka - niedawno rozmawiałem z nauczycielką pracującą w gimnazjum. Spytałem, czy w mediach słusznie robi się nagonkę na młodzież, powtarza, że kiedyś było inaczej (czyli lepiej), że dzieciaki już nie te, że teraz tylko dopalacze, przemoc i jutuberzy w roli autorytetów. W odpowiedzi usłyszałem, że kiedyś dzieciaki szalały przez całą przerwę i nie można ich było uspokoić, a teraz nie można przejść korytarzem, bo wszyscy siedzą pod ścianami i wpatrują się w ekrany smartfonów. Stwierdziłem, że chyba przesadza, ale zarzekała się, że tak jest. Pozostaje mi uwierzyć.
Na dobrą sprawę, nie wydaje się to nieprawdopodobne - w komunikacji miejskiej znaczny odsetek ludzi spogląda w jakiś ekran, podobnie jest w kolejce do lekarza czy w urzędach. Dlaczego zinformatyzowana młodzież, ludzie wychowani z tym sprzętem, mieliby się wyłamywać? I ważniejsze pytanie: czy to przywiązanie do komórek, Internetu, aplikacji i sieci społecznościowych jest szkodliwe? Jeden z doradców brytyjskiej minister edukacji twierdzi, że tak. I ma prostą receptę na wyeliminowanie problemu: proponuje wprowadzenie banu na telefony w szkołach. Radykalnie.
Podobno w kilku placówkach zdecydowano się już na takie rozwiązanie i efekty są pozytywne: dzieci zachowują się lepiej, poprawie uległy ich wyniki w nauce. Jeżeli wcześniej młodzież korzystała z telefonów także w czasie lekcji i ciągle wpatrywała się w ekran, czekając na nowe powiadomienie ze Snapchata, to jestem skłonny uwierzyć, że ban faktycznie pomógł. We wszystkim trzeba znać umiar, a obawiam się, że w szkołach może być z tym problem - nauczyciel nie będzie przecież skupiał się na tym, kto i kiedy patrzy na telefon.
Przyznam, że jestem ciekaw, jak ów zakaz używania telefonów w szkole wpłynąłby na młodzież, czy rzeczywiście więcej uwagi poświęcałaby ona nauce. Nie napiszę, że trzeba szybko usunąć sprzęt mobilny ze szkolnych korytarzy, ale eksperyment z banem na smartfon w godzinach lekcyjnych intryguje. Może zdecydują się na niego Brytyjczycy i pojawią się solidne dane na ten temat? Niestety, zakładam przy tym, ze w Polsce dokonano by zmian bezrefleksyjnie i niewiele osób pomyślałoby o tym, że ten sprzęt można też wykorzystać w celach edukacyjnych. W tym kierunku nie ma sensu iść.
Kiedy chodziłem do liceum spora część osób miała już komórki, ale korzystano z nich do wysyłania SMSów i grania w węża, o Internecie raczej nie było mowy, więc ten sprzęt tak nie kusił, niewiele osób wpatrywało się w niego cały czas, nauczycielom raczej on nie przeszkadzał. Jeżeli teraz sprawy mają się zupełnie inaczej i jest o czym rozmawiać, to chyba trzeba to zrobić - niekoniecznie mieszając w to państwo. Rodzice, dyrekcja, nauczyciele i uczniowie mogą przecież sami załatwić sprawę i znaleźć najlepsze rozwiązanie. Lepiej teraz, niż za kilka lat, gdy okaże się, że pojawił się wielki problem...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu