Jedno z ciekawszych pytań na temat nowego serwisu społecznościowego Google, zaraz po pytaniach "Czy może zagrozić Facebookowi?" oraz "Czy przetrwa, cz...
Jeśli chodzi o kręgi, zasadnicza różnica między G+ a Facebookiem nie polega na funkcjonalności, raczej na wyeksponowaniu. Teoretycznie można używać serwisu społecznościowego Google umieszczając tylko informacje publicznie dostępne, bez ograniczania się do grona znajomych. Jednak podkreślanie funkcjonalności kręgów, namawianie użytkownika do zapoznania się z nimi już na początku przygody z serwisem, całkowicie zmienia podejście do ich wykorzystywania. Wiem to po sobie, nie mam charakteru ekshibicjonisty. Publicznie zamieszczam posty rzadziej niż skierowane do określonego kręgu. Z tego również powodu chętniej korzystam z G+ niż z jego konkurencji. Możliwość śledzenia czyjejś publicznej aktywności bez dodawania go do znajomych spina całość i nadaje sens. W końcu, jeśli coś jest już publiczne, niech będzie widoczne dla wszystkich.
Ciekawe badanie przeprowadził Matthew Hurst. Żeby właściwie zinterpretować jego wyniki, na początku trzeba wyjaśnić kilka spraw. Z zewnątrz widoczne są tylko publiczne wpisy w strumieniach użytkowników, tak został zaprojektowany G+. Z tego względu badanie prywatnych działalności użytkowników nie jest możliwe. Dodatkowo, autor badania zaznacza, że brał pod uwagę głównie linki prowadzące i wychodzące z G+, jest to bardziej spojrzenie z dystansu, niż szczegółowe badanie, co nie wyklucza ciekawych wniosków.
Pierwszy ciekawy wniosek badań Hurst'a - okazuje się, że 48% użytkowników nigdy nie umieściło w swoim strumieniu publicznego posta. Ta naprawdę zaskakujące, że prawie połowa użytkowników G+ nie wykorzystuje go w identyczny sposób, co konkurencyjny serwis społecznościowy. Zgodnie z zastrzeżeniem w poprzednim akapicie, nie wiadomo czy te osoby, które nie umieszczają nic publicznie, są aktywne prywatnie, wysyłając informacje tylko do znajomych. Trudno więc określić ile z tych 48% osób po prostu założyło konta na G+ i przestało do niego zaglądać, a ile osób wykorzystuje go intensywnie do komunikacji niepublicznej. Mimo wszystko znaczna część osób musi komunikować się prywatnie, gdyby połowa użytkowników G+ to były martwe konta, oznaczałoby to porażkę dla Google. Sądzę, że tak duża liczba całkowicie nieaktywnych kont jest mało prawdopodobna.
Do drugiego wniosku potrzebna jest wizualizacja danych:
Jak widać na powyższym grafie, użytkownicy G+ są podzieleni na dwie wyraźne grupy, mniej więcej po połowie. Jedna grupa jest rozstrzelona, luźna, druga natomiast mocno skupiona. Najciekawsze jest jednak to, że pomiędzy jedną i drugą grupą jest stosunkowo niewiele połączeń.
Hurst sugeruje, że zwarta grupa użytkowników po lewej stronie, to prawdopodobnie pracownicy Google, ich najbliższe kontakty oraz użytkownicy alfa.
Autor badania wyliczył również 10 węzłów z największą liczbą połączeń przychodzących i wychodzących. Są to w kolejności:
The top ten that I came across where (in order): Mark Zuckerberg, Vic Gundotra, Robert Scoble, Tom Anderson, Matt Cutts, Markus Persson, Pete Cashmore, Thomas Hawk, Evan Williams and Om Malik with links ranging from 456k to 33k.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu