Felietony

Życie w chmurze, czyli dlaczego wolę przetrzymywać własne pliki w sieci

Rafał Kurczyński

Fan mobilnych okienek, technologii internetowych o...

Reklama

Odkąd zaktualizowałem system do Ubuntu 12.04 na moim komputerze, wiele rzeczy się zmieniło. Jedną z najważniejszych zmian była chmura UbuntuOne – któr...

Odkąd zaktualizowałem system do Ubuntu 12.04 na moim komputerze, wiele rzeczy się zmieniło. Jedną z najważniejszych zmian była chmura UbuntuOne – która bardzo wygodnie łączyła się z katalogami naszego systemu, tym samym po odpowiedniej konfiguracji programu, dane katalogi były przenoszone wraz ze znajdującymi się w nich plikami.

Reklama

Spodobało mi się to jak to wszystko działa oraz to, że wraz z każdą następną świeżą instalacją systemu (nie ważne, czy był to Windows, czy dystrybucja Linuksa) wystarczyło zalogować się do chmury i nagle nasze pliki wracały – co było świetne. Używałem wtedy telefonu z Androidem i postanowiłem spróbować usługi Google, zwanej dźwięcznie „Drive”, oferującej miejsce w sieci oraz możliwość tworzenia i edytowania wielu plików, głównie biurowych.

Google Drive ułatwiło mi życie

Odkąd zacząłem używać dysku Google, przetrzymywanie lekkich danych w sieci stało się rzeczą prostą i intuicyjną – po co nagrywać kolejne płyty i obawiać się o dysk twardy, gdy możemy przez maksymalnie jedną noc przesłać nasze zdjęcia i najważniejsze dokumenty do chmury, gdzie będą bezpieczne. Łatwy dostęp do dokumentów Google do tej pory jest dla mnie czynnikiem, który nie pozwala mi pomyśleć, że znajdzie się jakaś alternatywa tego mechanizmu – to wszystko działa bezproblemowo.

Naturalnie, ważnym czynnikiem używania usług Google jest łatwy dostęp do plików z większości typów urządzeń – urządzenie z Androidem, iOS, wszelkiej maści komputery PC, posiadające zaledwie przeglądarkę internetową czy aplikacje firm trzecich, pozwalające na dostęp do usługi posiadaczom niewspieranych urządzeń, np. opartych o system MeeGo czy Windows Phone.

Google Drive jest idealny do przetrzymywania w nim dokumentów, co jednak, gdy zechcemy pracować w grupach?

Na tę chwilę rozwijam parę projektów powiązanych z siecią internetową, tak więc z ekipą pomagającą w realizacji mego przedsięwzięcia poszukaliśmy miejsca, gdzie będziemy w łatwy sposób mogli pracować, nie wchodząc sobie w paradę, bez obaw o brak zapisania naszych operacji. Dzięki Google Drive możemy zapisać katalog udostępniany nam przez drugą osobę na naszym dysku, tym samym mając do niego banalny dostęp na wyciągnięcie ręki.

Google Drive to jednak nie tylko dysk czy edytor tekstowy – to kumulacja ton usług tworzonych bądź kupionych przez internetowego giganta, takich jak Picasa, Youtube czy Mapy Google.

Masz dużo zdjęć? Użyj Flickra!

Jedną z największych niespodzianek, które zafundowało nam Yahoo, jest Terabajt miejsca dyskowego na Flickrze, który służy do przetrzymywania i udostępniania zdjęć – choć da się je ukryć przed światem. Jest to bardzo wygodne rozwiązanie – my, jako użytkownik możemy wrzucać zdjęcia do chmury serwerowej, nie bojąc się o brak miejsca czy o ewentualne stracenie tych plików, a dodatkowym plusem jest możliwość rozesłania zdjęć do rodziny i znajomych, udostępniając zdjęcia jedynie danym kręgom znajomych.

Osobiście używam Flickra od paru miesięcy i muszę przyznać, że jest to jedna z najlepszych usług związanych ze zdjęciami, jakie znam – bo powiedzcie mi, znacie coś lepszego? Ja znam, jest tym Picasa, jednak ta połączona ściśle z usługami Google oferuje nam maksymalnie 15 GB darmowej przestrzeni dyskowej – nie jest to mało, jednak nie umywa się to przy terabajcie miejsca na Flickrze.

Reklama

Gdy Google cię wkurzy, spróbuj SkyDrive

O tym, że Microsoft chce dokopać Google, wiemy nie od dziś. Tak czy siak, wraz z premierą Windows Phone 7, na świat przyszła usługa SkyDrive, oferująca między innymi obsługę pakietu Office w sieci za darmo, oraz synchronizację z bazowymi funkcjami Windows Phone – następnie potem wydanego Windows 8.

Powiem szczerze, że SkyDrive nie przypadło mi do gustu, może dlatego, że jest ciut zbyt bardzo okienkowe, jak na stronę internetową, lub bardziej – aplikację internetową. Plusem jest to, że pomimo swojej oknowości, da się z niego wygodnie korzystać nawet na moim Ubuntu, co jest niewątpliwym plusem – szybciej mi przenieść dany dokument czy plik na SkyDrive z Lumii, aby pobrać go na komputerze i w drugą stronę, niż siłować się z WINE i Zune – to po prostu szybsze.

Reklama

Przetrzymywanie plików w sieci ma swoje plusy i minusy...

Naturalną barierą jest to, że nasze pliki, nawet najbardziej chronione przed światem nie są niedostępne dla innych w sposób, w który tego chcemy. Osoba, która chce dobrać się do naszych plików, mająca nazwy dokumentów spokojnie je dostanie – może nie od razu, jednak po paru godzinach pracy wygrzebie, co pragnie wygrzebać – to, co wrzucamy do sieci, nigdy z niej nie znika.

To głupie! Przecież pakiet internetu w terenie się skończy!

Jestem posiadaczem usługi Play na kartę – Lubię to. Usługa ta pozwala nam na użytkowanie darmowego, nielimitowanego internetu, ograniczonego prędkością 100kb/s – tzw. lejek. Naturalnie, gdy doładujemy konto, uzyskamy promocję szybkiego internetu, działającego z prędkością 1mb/s, a gdy ten się skończy – zawsze możemy go sobie dokupić, kosztuje to góra 10 złotych za 1GB transferu – starczającego mi na tydzień lekkiego użytku smartfona.

Internet jest przyszłością

Można się z tym zgodzić lub z tym walczyć, jednak Google, Microsoft czy Fundacja Mozilli zauważalnie zaczyna opierać swoje usługi o sieć internetową, umożliwiając tym samym użytkownikom ich usług łączyć swoje pliki i dane w jednym, bezpiecznym miejscu, dostępnym z każdego (lub większości) urządzeń dostępnych na rynku – wolność Tomku w swoim domku!

Rewolucja nadchodzi

W ostatnim czasie możemy zauważyć naprawdę wiele zmian na rynku komputerów i smartfonów. Wszystko to, co znamy idzie niezaprzeczalnie w kierunku czegoś nowego, unikalnego i nieznanego – co kontroluje ściśle Apple, Google i Microsoft – albo chociaż jeden z nich. Tak czy siak, w niedługim czasie możemy zobaczyć nowe urządzenia, będące tak mocno poświęcone sieci, jak wszystkim znane Chromebooki – które prócz przestrzeni dyskowej, oferują 100 GB (oprócz Pixela) miejsca na dysku Google, dając nam tym samym swobodę przenoszenia plików z pamięci Chromebooka do pamięci chmury, z której pliki możemy dalej obrabiać na tabletach, smartfonach czy innych komputerach – coś podobnego może niedługo stać się ze smartfonami.

Usługi streamujące muzykę, takie jak Deezer czy Spotify pokazują nam, że pamięć urządzenia jest niczym, przy nieprzerwanym połączeniu internetowym – po co nam karta pamięci z muzyką, skoro możemy ją streamować – przecież mamy muzykę?

Reklama

Chmury mają jedną wadę...

Największą wadą chmur jest brak internetu. Jeżeli nasz domowy internet ulegnie uszkodzeniu, pakiet megabajtów w komórce padnie, a Aero2 jeszcze do nas nie dotrze, przyjdzie moment, gdy zobaczymy, że nie mamy nawet co robić przed komputerem. Używam chmur i lubię przechowywać tam zdjęcia, filmy czy dokumenty, które mogę łatwo udostępniać współpracownikom, jednak nic nie daje takiej satysfakcji jak przetrzymywanie muzyki, gier i dokumentów w pamięci urządzenia, na wszelki wypadek – przecież błędy się zdarzają.

Bardzo polubiłem UbuntuOne – jest to prawdopodobnie jedyna chmura internetowa, która pozwala na dynamiczne pobieranie plików bez większych problemów oraz zapytań, czy chcemy wrzucić plik do chmury – nasze dokumenty są wrzucane i pobierane dynamicznie, co powoduje, że nie musimy ich szukać dalej, niż w katalogu domowym.

Tak czy siak, znalazłem się w sytuacji, w której nie mam dostępu do internetu poprzez komputer PC czy sieć Wi-Fi, a pakiet szybkiego internetu w Play mi się skończył. Limitowany prędkością internet chodzi zbyt wolno, aby normalnie funkcjonować, a wejście do dysku Google w celu uzyskania bardzo ważnych plików jest niemożliwe. Jest to granica nie do przeskoczenia, a szkoda – chmurka Google ma zapał, jednak ja zostałem pozbawiony dostępu do ważnych dokumentów, bez których ciężko wykonywać mi moją pracę.

Dlaczego wolę przetrzymywać własne pliki w sieci?

Lokowanie plików w chmurach sieciowych, takich jak UbuntuOne czy Google Drive jest wygodne i pomocne w codziennych obowiązkach. Dzielenie się plikami, bez potrzeby wrzucania dokumentów do sieci ma swoje plusy – nie musimy wrzucać parunastu plików specjalnie dla jednej osoby – mając to wszystko, od razu na dysku możemy zrobić o wiele więcej, szybciej i wydajniej, jak za pomocą programu komputerowego – wszystko robimy na miejscu, nic nie musimy ściągać, odpalać, nadpisywać i uploadować – to dzieje się na miejscu, nam pozostawiając jedynie pracę na głowie.

Mam nadzieję, że Google postąpi podobnie do Canonical, tworząc/przerabiając swoją aplikację tak, aby wrzucała automatycznie wybrane przez nas lokalizacje plików do swojej sieci, nie ważne, czy używając komputera z jabłuszkiem na obudowie, telefonu Nokii lub tabletu kolegi – loguje się i mam.

Mam nadzieję, że usługi chmurowe będą się prężnie rozwijały, tworząc coś, na co czekamy od bardzo dawna – jeden, wspólny, spójny system oparty o sieć internetową, działający na komputerze, który nie potrzebuje już być super wydajnym i zaśmieconym aplikacjami – niedługo Chromebooki mogą okazać się bardzo popularne.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama