Od pierwszych obrazków pokazujących wygląd iOS 7 byłem na nie. Paskudnie kolorowe, brzydkie, banalne. Zainstalowałem, raz kozie śmierć. Podoba mi się ...
Nie taki iOS 7 brzydki, jak go malują
Pierwszy komputer, Atari 65 XE, dostał pod choinkę...
Od pierwszych obrazków pokazujących wygląd iOS 7 byłem na nie. Paskudnie kolorowe, brzydkie, banalne. Zainstalowałem, raz kozie śmierć. Podoba mi się – co tak naprawdę się stało?
Jestem wielkim fanem wyglądu iOS 6. Podoba mi się cieniowanie, dopracowanie poszczególnych ikon i suwaków. Jeszcze dzień po premierze iOS 7 obiecywałem sobie, że nie zrezygnuję z tego wyglądu do momentu, aż używane często aplikacje nie wymuszą na mnie przesiadki na nowy system. Wizualne obrzydzenie spotęgowali znajomi, którzy – jeden po drugim – wrzucali na Facebooka zdjęcia swojego pulpitu po updacie. Troskliwe Misie połączone z My Little Pony, posypane cukrem pudrem z gry Robot Unicorn Attack. Jestem na nie, nigdy w życiu, co za paskudztwo. Ale zaciekawiły mnie opowieści o bardziej intuicyjnym interfejsie, nowych – fajnych opcjach i w przypadku niektórych modeli iPhona (w tym mojego 4S'a) rzekome odrobinę szybsze działanie. A niech stracę, pomyślałem. Postanowiłem zainstalować iOS 7 na iPadzie (Nowy iPad, po premierze czwórki zwany iPadem 3). Mam małe dziecko lubiące kolorowe ikonki. Nie od dziś wiadomo, że maluchy wolą proste kształty, chociażby w bajkach. No dobrze, to miała być wymówka.
Pobranie i aktualizacja przy łączu 60 Mb nie trwały dłużej niż 20 minut. I na samym starcie miła niespodzianka – iPad powitał mnie w kilku językach, czarnymi animowanymi napisami na białym tle. Wizualnie nic szczególnego, ale prostota i kontrast wzbudziły zainteresowanie. Podobnie jak podstawowe ustawienia nowego systemu. Szybkie wpisanie hasła do konta na AppStore, ustawienia lokalizacji, kodu blokady ekranu. Jestem, mam. W tle tapeta z poprzedniej wersji systemu, aktualizacja zostawiła wszystkie zainstalowane wcześniej aplikacje, nadając ikonom nowe, prostsze i płaskie wizualizacje. Zaskoczyłem chyba sam siebie, bo pierwszą myślą nie było wcale „ale tu cukierkowo”. Raczej „proste, schludne, dzięki starej tapecie nie wygląda to tak źle”. Pierwsze 5 minut z nowym interfejsem to również miłe zaskoczenie. Wszystko jest czytelne, jakby prostsze w obsłudze. Wciąż nie ładniejsze, ale wyraźnie poczułem ekscytację nowym, zupełnie inaczej wyglądającym systemem. I teraz niespodzianka – iPad miła być próbą, bo to jednak iPhona używam najwięcej. Po kilku minutach siedziałem już przy komputerze i patrzyłem na pasek postępu aktualizacji telefonu. Co chwila łapałem się na myśli - „hej, przecież miałem tego nie robić”.
Na własnej skórze
Zabrzmi to jak herezja, ale odbiór nowego wyglądu na własnym urządzeniu jest zupełnie inny niż podczas oglądania czy to krążących po sieci obrazków czy paneli pokazywanych na Facebooku/Twitterze przez znajomych. Co również ciekawe – najczęściej to nie osoby, które zdecydowały się na aktualizację negatywnie wypowiadają się o nowym wyglądzie systemu, ale ci, którzy albo na update się jeszcze nie zdecydowali, albo nie posiadają urządzeń z logiem nadgryzionego jabłka. Chwila rozmowy z tymi, którzy przeszli na iOS 7 i przeważają opinie w stylu „szybko się przyzwyczaiłem”, „to wygląda naprawdę fajnie”. Próbuję sobie wytłumaczyć jak to możliwe, że uważam podobnie...nie potrafię. Potrafię jednak całkowicie szczerze powiedzieć, że podoba mi się nowa wizualizacja iOS 7.
Po pierwsze – system wygląda inaczej podczas użytkowania, a inaczej na statycznych obrazkach. Specjalnie włączyłem zdjęcie czyjegoś pulpitu, jeszcze w dodatku z tęczową tapetą, którą znamy z sieciowych artykułów. Wygląda koszmarnie. Odblokowuję ekran, klikam pierwszą z brzegu aplikację i zupełnie nie widzę tej cukierkowości. Widzę natomiast przejrzyste, intuicyjne zakładki, czytelne menu, duży kontrast, który ułatwia mi pracę. Jest tylko jedna rzecz, która wydaje mi się paskudna i raczej wątpię, żeby jej odbiór miał się zmienić – dolna belka z ulubionymi ikonami. W iOS 6 była to ładna, trójwymiarowa półka, iOS 7 serwuje natomiast coś na kształt mlecznego szkła w dziwnym odcieniu. Brzydkie i niefajne. Szkoda.
Prosto i przejrzyście
Nie jestem specjalnym estetą. Urządzając mieszkanie nie analizowałem każdego wizualnego aspektu – jasne, starałem się tak dobrać kolory, żeby samemu nie dostać oczopląsu – dlatego chociażby mój duży pokój (czy jak ostatnio zwykło się mawiać – salon) posiada jedynie trzy kolory. Czarny, zielony i biały (nie licząc oczywiście koloru podłogi). Prosto i bez zbędnego, odpustowego przepychu. I taki właśnie jest iOS 7. Momentami banalnie prosty, bazujący na dużym kontraście i mocno nasyconych kolorach. Bez wizualnego przepychu, pięknych, dopracowanych, cieniowanych ikon z refleksami. Wszystko jest płaskie. Białe tło, cienkie linie oddzielające poszczególne opcje w ustawieniach, banalne suwaki i przyciski. Przecież nawet z ekranu startowego wyleciał klasyczny dla iOS, animowany, cieniowany, trójwymiarowy suwak. Dopracowane ikony zniknęły też z górnej belki. Białe kropeczki informują o zasięgu, prosta, płaska, również biała bateryjka o stanie akumulatora. System kusi, by w tle ustawić białą tapetę, by jeszcze bardziej uwydatnić prostotę nowej oprawy graficznej.
Nowy wygląd zyskuje również podczas użytkowania, kiedy wreszcie przyzwyczaimy się do kolorystyki, ujmuje funkcjonalnością. Bardzo podoba mi się zupełnie nowy sposób wyłączania działających w tle aplikacji (przesuwanie okien do góry), przełączanie się między kartami w Safari czy miło zlewające się z tłem tapety powiadomienia przy zablokowanym ekranie. Słodkie, różnokolorowe okręgi do wpisywania kodu blokady też mają swój urok. Rozbraja mnie natomiast delikatne wygaszanie i animacje otwierania aplikacji – mam wrażenie, jakby wszystko płynęło w jakiejś cieczy. Odbiór całości trochę psują stare, niedostosowane jeszcze ikony aplikacji – mam nadzieję, że w niedługim czasie większość popularnych programów zmieni wygląd tak, by cały system stał się wizualnie spójny.
Patryk Bryliński - art director, grafik, współtwórca bloga zmemlani.pl
Gdy świat internetu zobaczył na własne zaropiałe od gapienia się w monitor oczęta, jak będzie wyglądał iOS7, w sieci zawrzało. Przez długie tygodnie beka z nowego systemu Apple była większa niż wszystkie siostry Grycan. Kiedy decydowałem się na instalacje iOS7, byłem już tak zestresowany, że nawet publiczne udostępnienie historii mojej przeglądarki przyszłoby mi łatwiej. I co? I nic. Stało się, żyję, a telefon nadal działa (szok i niedowierzanie!).
System zainstalował się bez problemu na iPhonie i iPadzie. Czy wygląda jak parada równości oglądana po LSD? Tylko u tych, którzy mają Hello Kitty na tapecie. U mnie wygląda całkiem normalnie. Flat design jest tu na prawdę ładny. Nowa grafa nadała wszystkiemu przyjemnej prostoty i przejrzystości. Płynność i animacja przechodzenia pomiędzy ekranami i aplikacjami powala. Ekran początkowy jest czysty i daje nowe opcje dostępu. Wydaje mi się też, że jakoś łatwiej mi się trafi w przyciski na klawiaturze. Szkoda mi wręcz, że wiele z aplikacji ma jeszcze ikonki pod stary system, co rzutuje na spójność wizualną.
Dla mnie całość jest bardzo przyjemna graficznie, a domorosłym, internetowym komentatorom, którzy lubią dyskutować na forach o palecie RGB, radzę odnaleźć w życiu coś, co nie kończy się na ".jpg". Będzie nam wszystkim łatwiej. To, że ma błędy? Ja jeszcze nie natrafiłem i przypomnę kilka innych systemów, które miały błędy i na początku, i w momencie, w którym wychodziła ich następna wersja.
Nie tęsknię
Pisałem to już wcześniej, ale napiszę jeszcze raz. Bardzo podobają mi się ikony poprzedniej odsłony systemu iOS. Nie umiem jednak wyjaśnić, dlaczego za nimi nie tęsknię i nawet gdyby była taka możliwość, nie planowałbym powrotu do poprzedniego wyglądu. Rezygnacja z wizualnego przepychu nadała iOS-owi przestrzeni. Tak jakby ktoś otworzył okno i przewietrzył duszną atmosferę szóstki, bazującą przecież na poprzednich odsłonach mobilnego systemu. Czarnej garderoby nie zmienię, ale nowy wygląd iOS zwyczajnie mi się podoba.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu