Dzisiejszy wpis ma być przestrogą. Przestrogą przed być może najpowszechniejszym dzisiaj przekręcie w branży elektroniki użytkowej. Nie tylko każdy z nas może stać się ofiarą takiego przekrętu, ale ogromna część z Was już takimi, zupełnie nieświadomymi ofiarami jest.
Każda karta pamięci oraz każdy pendrive może mieć zawyżoną pojemność - raport Antyweb
Osoby "nietechniczne" muszą po prostu przyjąć do wiadomości prosty fakt, że istnieje sposób na to, aby każdy nośnik oparty na pamięciach flash zgłaszał systemowi operacyjnemu dowolną pojemność niezależnie od swojej nominalnej, fizycznej pojemności. Dzięki przeprogramowaniu za pomocą specjalnych narzędzi, dowolny pendrive czy karta pamięci będzie widziana w Waszym urządzeniu jako karta o pojemności dajmy na to 32 GB mimo tego, że faktycznie ma tylko 16 GB lub 8 GB. Mało tego. Taka karta czy pendrive będą do pewnego momentu działały zupełnie prawidłowo - będzie można je formatować, nagrywać na nie pliki, a także je odtwarzać. Problem pojawi się dopiero, kiedy ilość naszych danych na nośniku przekroczy jego fizyczną objętość. Nie łudźcie się jednak, że wasz komputer, telefon czy aparat fotograficzny Was w jakikolwiek sposób ostrzeże. Wasze dane będą się bez przeszkód, pozornie normalnie na nośnik zapisywać, pasek postępu pojawi się jak zawsze, a pliki będzie można nawet skopiować z nośnika z powrotem. To co jednak otrzymamy, poza nazwą i wielkością pliku nijak naszych danych nie będzie już przypominać.
Jak to możliwe? Otóż zarówno karty pamięci jak i pendrive’y zawierają mikrokontroler zarządzający fizyczną pamięcią nośnika. Mikrokontroler jest elementem uniwersalnym obsługującym nośniki o różnej pojemności. Po potraktowaniu dostarczanym przez jego producenta programatorem, łatwo można wmówić mu, że do dyspozycji ma więcej fizycznych kości pamięci niż to co jest faktycznie wlutowane w PCB. W efekcie kontroler nie tylko zgłasza urządzeniom większą ilość pamięci, ale także sam zachowuje się jakby faktycznie tej pamięci było więcej. Tyle tylko, że próba alokacji danych w takich nieistniejących kościach/obszarach to informatyczny odpowiednik pisania na Berdyczów.
To tylko zwykłe złodziejstwo?
Na pierwszy rzut oka problem dotyczy zwykłego oszustwa. Płacimy za kartę 32 GB a dostajemy coś o pojemności 8 GB. Bezużyteczne coś, ponieważ nawet zapełnienie do tej pojemności nie gwarantuje nam bezpieczeństwa naszych danych. W praktyce taki nośnik nadaje się tylko do kosza na śmieci, a ofiara oszustwa musi rozejrzeć się za nowym, tym razem ze sprawdzonego źródła.
Oszustwo i złodziejstwo jednak, jakkolwiek dotkliwe i bolesne nie jest najgorszym co może nas w konsekwencji spotkać.
Co gorszego?
Jak już wspomniałem, nośnik z zawyżoną pojemnością zachowuje się początkowo zupełnie normalnie. Niestety, ponieważ zupełnie nie wiadomo jaka jest jego prawdziwa, fizyczna pojemność, nie wiadomo też kiedy pojawią się problemy.
W życiu nietrudno o sytuacje, w której nie otworzy się pieczołowicie przygotowywana przez cały zespół oferta, akurat w trakcie wizyty klienta, nie wyświetli się składana nocami do kupy prezentacja na uczelni lub stracimy trzaskane przez całe wakacje zdjęcia z cyfrówki. W końcu wiele z danych, jakie pojawiają się na naszych pendrive'ach lub kartach SD ma wartość dramatycznie przewyższającą wartość nośnika.
Powszechność
We wstępie twierdziłem, że problem jest powszechny. Już spieszę z wyjaśnieniem dlaczego:
Przerobienie karty 32 GB na taką 64 GB daje 100% zarobku. Jak ogromnie dochodowe jest przerobienie 16 GB na taką 64 GB? Nic dziwnego, że przy takich przebitkach proceder kwitnie, a na samym allegro dziennie sprzedaje się setki takich nośników. Duży dochód, prostota przekrętu oraz względne bezpieczeństwo związane z trudnością jego udowodnienia. To wszystko sprawia, że bezkarni przestępcy prowadzą ten „biznes” latami i sypiają spokojnie, bez strachu przed organami sprawiedliwości.
Prosty przepis na złoty interes
Kupno w hurcie kart "noname" 16 GB, przeprogramowanie ich i naniesienie tamponiarką nadruku z logiem jakiegoś umiarkowanie znanego producenta (z tuzami rynku trzeba uważać, żeby nie doczepił się sam producent o podróbki), to w miarę logiczne etapy. Wrzucenie na Allegro, opatrzenie informacją o promocji, wyprzedaży i okazji oraz okraszenie całości występującym co piąty wyraz słowem gwarancja, jest też jasne. Ciekawiej się robi kiedy z naszej promowanej oferty skorzystają ludzie i karty powędrują do klientów.
Na sprzedane 100 kart ogromna większość zostanie odebrana, sprawdzona tylko czy się formatuje i zainstalowana w urządzeniach. Pozytywne komentarze się sypią, kasa leje stałym strumieniem i wszyscy są zadowoleni. Kiedy, a w zasadzie jeśli, problemy wyjdą to będzie to już po czasie, po którym nikomu nie przyjdzie do głowy reklamować taniej karty. Zresztą wystarczy zalecić format żeby mieć takiego klienta z głowy do czasu, aż znów przekroczy magiczne 16GB. Komentarz już dawno wystawiony, a na Policję przecież nikt z taką pierdołą nie pójdzie.
Część, zapewne niewielka, klientów przetestuje karty na tyle dokładnie, że pojawią się problemy. Co robimy? Przepraszamy, tłumaczymy, że mieli pecha i trafili na uszkodzony egzemplarz i bardzo chętnie zwracamy pieniądze. Klient płaci za transport w obie strony ale najczęściej i tak cieszy się, że szybko i bezproblemowo dostał pieniądze. Tym, którzy się upierają wysyłamy w zamian działającą kartę, do której parę złotych dopłacamy. Tak czy owak nadal pozytywy lecą, a "hajs się zgadza".
Co z tymi nielicznymi, którzy znają problem, potrafią go zdiagnozować i obnażyć nasze machloje? Ci nie kupują kart za takie pieniądze. Jeśli się taki, jakimś cudem nadarzy to raczej nie wystawi negatywa w obawie, że sam dostanie go w zamian. Skrajnych pieniaczy warto przekupić (na przykład dwoma działającymi kartami), żeby komentarz wycofali…
Czy to działa? Oczywiście. Sprzedawca, od którego znajomy kupił dwie "lewe" karty ma ponad 99% pozytywów. Przy takim rankingu nikt nie sprawdza komentarzy negatywnych lub neutralnych. A warto, tam dopiero widać czarno na białym.
Stawiam orzechy przeciw kamieniom, że wszystkie aukcje z najtańszymi ofertami dotyczą fałszowanych nośników. Wszystkie. Swojego czasu i pieniędzy na udowodnienie tej tezy mi szkoda, ale pomogę, jeśli ktoś miałby ochotę na "zakup kontrolowany".
Nie tylko Allegro
Problem nie ogranicza się tylko do portali aukcyjnych. Niech przestrogą będzie, teraz już anegdotyczna sytuacja sprzed roku, kiedy w towarzystwie charakterystycznego dźwięku przelatujących "deadline'ów" usiłowałem oddać film montowany przez dwie bite doby dla pewnego krajowego operatora GSM. O ile na nowiutki, wyjęty przy mnie z folii, pomarańczowy nośnik materiały źródłowe weszły bez problemu, o tyle efekt mojej orki na ugorze, po przekroczeniu magicznej granicy 8 GB zawartości, za cholerę już otworzyć się nie dał. Wyścig z czasem, awaryjne przesyłanie przez Internet, ogromne komplikacje i kupa straconych nerwów - wszystko to przez oznaczony jako 16 GB pendrive. Pendrive, który zapewne w niemałej ilości jakaś firma reklamowa obrandowała i sprzedała operatorowi. Na taki sam pendrive i ten sam problem nadziałem się niedawno. Pomyślcie więc jak ogromna jest skala problemu, jeśli w dużym, międzynarodowym koncernie do dzisiaj funkcjonują te pendrive'y…
Jak kupić bezpiecznie?
Najprostsze jest hołdowanie zasadzie ograniczonego zaufania. To oczywiście dotyczy nie tylko Allegro, ale całego życia - im większa okazja tym większe prawdopodobieństwo oszustwa i tym bardziej wymaga prześwietlenia i sprawdzenia. Dobrze sobie Kochani zakonotujcie, że "nie ma darmowych obiadów", a "okazja nigdy na człowieka nie czeka".
Jak w przypadku większości powszechnie podrabianej elektroniki (np. słuchawek), jedyną gwarancję daje kupno markowego sprzętu u znanego, renomowanego sprzedawcy. Kupienie firmówki od "ZenonHurt" czy innego "Janusz kupno-sprzedaż" nie da żadnej gwarancji, że nasz Sandysk czy Kingston to nie podróbka opatrzona logosem za pomocą tamponiarki, w stodole za domem obrotnego przedsiębiorcy.
Jak sprawdzić?
Jeśli już daliśmy się zrobić w bambuko lub mamy dostęp do oferowanego nam okazyjnie nośnika, prosto można go sprawdzić zapełniając zdjęciami lub filmami. Trochę to potrwa (szczególnie przy dużych kartach) ale obejdzie się bez instalacji dodatkowych narzędzi i możliwe jest nawet na telefonie. Jeśli po wejściu na taki nośnik część plików będzie pozbawiona miniaturek to, cytując księdza Natanka: wiedzcie, że coś się dzieje. Pliki takie się oczywiście nie odtworzą, a to już daje nam 100% pewności, że zostaliśmy oszukani. Jeśli nie mamy tyle filmów/zdjęć, zawsze można wrzucić to samo kilka razy do podkatalogów.
Co dalej?
Jeśli kupiliśmy nośnik z zawyżoną pojemnością warto skorzystać jakiegoś narzędzia do jego sprawdzenia. PrintScreen z takiego testu uwiarygodni naszą reklamację, a podlinkowany w negatywnym komentarzu na Allegro być może ostrzeże kolejnych amatorów okazji.
Przykładem takiego programu jest FakeFlashTest do ściągnięcia z oficjalnej strony
W sieci (także pod powyższym linkiem) jest sporo poradników jak taki przeprogramowany nośnik naprawić. Wydaje się dość logiczne, że jeśli nacięliśmy się na tanią kartę 16 GB kuszące będzie używanie jej w zakresie jej fizycznych 8GB. Szczerze jednak odradzam. Niezależnie od sposobu w jaki to zrobicie (szczególnie jeśli ograniczycie się do jej przeformatowania na mniejszą pojemność), robicie to na własne ryzyko i osobiście takiej karcie nie powierzyłbym nawet fotek z wakacji nielubianego kuzyna.
Podsumowanie
Jak już pisałem proceder kwitnie. Głównie na Allegro, ale też na azjatyckich portalach aukcyjnych. Nam, konsumentom pozostaje być czujnymi i ze znacznie większą niż szczypta, ilością podejrzliwości prześwietlać zakupy nośników pamięci. Nikt nas w tym nie wyręczy. Ani Policja, ani Allegro. Szczególnie miłośnicy okazji powinni powstrzymać przyrodzony sobie pęd za promocjami i po karty pamięci oraz pendrive'y udać się raczej do marketu z elektroniką.
* pierwsze mylnie przypisywane M. Friedmanowi https://en.wikipedia.org/wiki/There_ain%27t_no_such_thing_as_a_free_lunch. Drugie to cytat z Wiesława Myśliwskiego.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu