Siadasz przy stoliku w restauracji, skanujesz kod QR i zamawiasz jedzenie ze smartfona. To coraz powszechniejsze rozwiązanie w japońskich knajpach — nie tylko tych sieciowych.
Japońskie restauracje zaskoczyły mnie... nowoczesnym sposobem zamawiania jedzenia
Zamawianie w restauracjach w Polsce zawsze wygląda tak samo. Dostajemy kartę (opcjonalnie: skanujemy kod QR na stoliku, pod którym czeka na nas menu), czekamy na obsługę, zamawiamy... i tyle. Wyjątkiem od tej reguły są popularne sieci fastfoodów, które mają urządzenia z panelami dotykowymi za pośrednictwem których wybieramy dostępne opcje i płacimy za pośrednictwem wbudowanych tam terminali płatniczych. Dlaczego o tym wspominam? Po kilku tygodniach odwiedzania rozmaitych japońskich restauracji byłem zaskoczony tamtejszymi rozwiązaniami, które... na nasze standardy są dość niecodzienne.
Ekrany do zamawiania na każdym stoliku — to pozwala ograniczyć interakcję z obsługą do minimum
O ile w Polsce tylko głównie duże sieci fastfoodów stawiają na bezzałogowe zamówienia, o tyle w Japonii sporo restauracji (i to niekoniecznie sieciowych) decyduje się na montowanie systemu zamówień przy każdym stoliku. Czasem są to dedykowane sprzęty (na moje oko — jakieś ociężałe tablety z Androidem na pokładzie), czasem po prostu leżakujące na blatach iPady. Niezależnie od urządzenia — systemy zamawiania są tam często bliźniaczo podobne — czasem różnią się niuansami, czasem wyłącznie skórką i pozycjami w menu. Wybieramy co nas interesuje, zamawiamy, czekamy. Po kilku-kilkunastu minutach pojawia się obsługa z naszym zamówieniem.
W pierwszych kilku miejscach opartych na tym systemie byłem dość zaskoczony — ale wyłącznie dlatego, że kilka lat temu z takim podejściem spotkałem się wyłącznie w sieci oferującej "sushi na wagonikach". Teraz okazało się ono znacznie bardziej powszechne. Jednak to nie ten sposób zamawiania był dla mnie najciekawszym odkryciem wyjazdu.
Skanujesz kod QR, zamawiasz. Nie masz smartfona z internetem? Sprawy mogą się skomplikować
W kilku restauracjach spotkałem się z tym, że obsługa przyniosła "paragon" z kodem QR. W Europie wielokrotnie spotkałem się z kodami QR na stolikach — ale zastępowały one drukowane menu, nic więcej. Tam jednak były czymś więcej. To otwarte zamówienie dla stolika, które przenosiło nas do dedykowanej strony internetowej za pośrednictwem której... no właśnie — zamawialiśmy posiłki, napoje, desery i co nam jeszcze w duszy zagrało. Fajne i wygodne — bo nawet jeżeli restauracja nie jest gotowa na niemówiących po japońsku gości, automatyczne tłumaczenie stron co nieco pomagało. Przed wyjściem wystarczyło skorzystać z opcji zamknięcia rachunku i... no tutaj to już w zależności od restauracji. W jednych płaciło się przy specjalnej ladzie przy wyjściu, w innych — obsługa przyjmował płatność przy stoliku. Często wyłącznie gotówką.
Była to dla mnie zupełna nowość — dlatego pytałem wśród lokalnych znajomych: co jeśli klient nie ma smartfona z dostępem do internetu? Ci zaś omawiali ten temat z obsługą — no i sporo zależało od miejsca. Niektóre restauracje na taką ewentualność mają kilka tabletów, które udostępniają gościom. Inne — drukowane menu i najzwyczajniej w świecie przyjmują zamówienia przy stoliku. Jeszcze inne podchodzą do sprawy inaczej i... po prostu czytają menu z prywatnego telefonu i w ten sposób pomagają zamówić gościom. Auć.
Co kraj, to obyczaj
Ten sposób zamawiania bez wątpienia jest wygodny, ale też nietrudno wyobrazić sobie komplikacje z nim związane, kiedy faktycznie ktoś nie ma odpowiedniego urządzenia. Dlatego fajnie, że restauracje są przygotowane na wszelką ewentualność, ale... szczerze? Jakoś trudno mi sobie wyobrazić luźno leżące na stolikach iPady w naszych realiach. Realiach, gdzie nawet w kawiarniach boimy się zostawiać rzeczy bez opieki w obawie, że gdy wrócimy za kilka minut już ich tam nie będzie.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu