Zakup Motoroli ze strony Google to bomba - zwłaszcza, że jest wynikiem niewiele ponad miesięcznych negocjacji. Łatwo się domyślić, że główną motywacją...
Zakup Motoroli ze strony Google to bomba - zwłaszcza, że jest wynikiem niewiele ponad miesięcznych negocjacji. Łatwo się domyślić, że główną motywacją dla Mountain View było portfolio 17 tys. patentów, które Google sprzed nosa - tak jak w wypadku Nortela - chciał sprzątnąć m. in. Microsoft. Ale zakup Motoroli może mieć znacznie poważniejsze konsekwencje, niż tylko dostarczenie Google amunicji w wojnach patentowych.
Podstawowy problem z tą transakcją, to jak odbiorą ją inni producenci telefonów. A konkretniej, czy nie wzmocni ona rosnącego niezadowolenia związanego z wirtualną "otwartością" Androida, oficjalnie umieszczając Google w gronie konkurentów - a nie partnerów.
Dotychczas, Google kontrolowało ekosystem Androida, oficjalnie twierdząc, że jest w pełni otwarty, a nieoficjalnie mając w rękach jego rozwój i dystrybucję najnowszych wersji. Czyli - w praktyce - trzymając producentów telefonów z Androidem za jaja - delikatnie, aby się przypadkiem nie przestraszyli.
Przejęcie na własność Motoroli, choć umożliwi skuteczniejszą walkę z Microsoftem, Apple i innymi zainteresowanymi opanowaniem ekspansji Androida, może też przekonać producentów telefonów, że Google jest równie wielkim zagrożeniem jak Apple. Powoli przechodząc z roli równorzędnego partnera i zbawiciela w rolę tyrana.
Open Headset Aliance to już od dłuższego czasu wydmuszka, "otwartość" Androida została już oficjalnie uznana za mit, a teraz Google - chcąc czy nie chcąc, wchodzi w produkcję telefonów i może być postrzegane jako konkurent i intruz.
W skrócie: W aktualnej sytuacji nie da się uniknąć konfliktu interesów.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu