Felietony

Dlaczego małe sklepy padają? Na podstawie własnej obserwacji

Grzegorz Ułan
Dlaczego małe sklepy padają? Na podstawie własnej obserwacji
77

Zakaz handlu w niedziele w swoich założeniach miał przyczynić się do wzrostów sprzedaży małym sklepom rodzinnym/osiedlowym, w których za ladą mogli stawać właściciele w niedziele objęte zakazem handlu, kiedy to duże sklepy były w tym czasie zamknięte.

Rzeczywistość zweryfikowała te założenia brutalnie, zaczynając od sieci sklepów Żabka, która wykorzystując lukę w przepisach dotyczącą wyjątku placówek pocztowych, mogła na każdym rogu otwierać swoje sklepy, nawet z szeregowymi pracownikami za ladą.

W ślad za nią poszły większe sklepy, co ukróciło dopiero zaostrzenie przepisów, warunkujące otwieranie sklepów jako placówki pocztowe, pod warunkiem osiągania 40% przychodów w miesiącu z działalności pocztowej. W ten sposób duże sieci handlowe na dobre się zamknęły (z nielicznymi wyjątkami, jak udawanie dworca autobusowego czy czytelni - kolejne wyłączenia z zakazu).

Sieć sklepów Żabka wyszła z tego obronną ręką, z moich obserwacji wynika, że większość się otwiera w niedziele - krócej, ale są czynne. A co z tymi sklepami osiedlowymi? Różne raporty na przestrzeni ostatnich pokazały, że jedynie udało się wyhamować liczbę zamykanych sklepów, a ich liczba oscyluje obecnie na poziomie około 370 tys..


Źródło: Rzeczpospolita.

Według danych Rzeczpospolitej, w tym roku zamknięto około 4,5 tys. sklepów - rekord ostatnich lat to 5 tys., więc prawdopodobnie w tym roku zostanie przekroczony. Najwięcej jest zamykanych sklepów spożywczych - przez pierwsze pół roku 2022 - 644 likwidacje.

Obraz ten jest jednak zaburzony przez pandemię, zmianę przyzwyczajeń klientów, zakupy online, rozwój dowozów zakupów w 15 minut itp. Osobiście miałem jednak okazję zaobserwować ciekawą sytuację w moje okolicy.

Mieszkam akurat w takim miejscu, że w lini prostej - w prawo i w lewo od domu miałem do niedawna cztery sklepy. Idąc w prawo - 100 metrów: osiedlowy sklep, dalej 100 metrów Lidl i Biedronka. Z kolei w lewo - 100 metrów: drugi sklep osiedlowy.

Tak sytuacja wyglądała jeszcze chwilę po zaostrzeniu zakazu handlu w niedzielę. Jakiś miesiąc po tym fakcie otworzyła się Żabka - 200 metrów w lewo, w sumie miałem więc w okolicy pięć sklepów, z których trzy otwarte w niedziele.

Przynajmniej teoretycznie. W wolne niedziele - w niemal każdą coś potrzebowałem dokupić, naturalnie rzecz biorąc (bo najbliżej) wolałem udać się w tym celu do któregoś ze sklepów osiedlowych - do jednego po chleb i przy okazji inne produkty, do drugiego raczej po napoje i warzywa. Bywało też często, że po takie drobne zakupy udawałem się do nich w tygodniu - bo szybciej i sprawniej.

Wolna niedziela miała tu jednak znaczenie w kontekście zmiany moich przyzwyczajeń. Otóż bywało tak, że czegoś potrzebowałem w ten dzień dokupić i tradycyjnie udawałem się do sklepu osiedlowego po prawej, który raz był otwarty, innym razem jednak zamknięty, więc musiałem skorzystać z Żabki.

Tak więc za drugim czy trzecim razem, gdy odbijałem się od zamkniętych drzwi, zacząłem od razu kursować do Żabki. Po jakimś czasie jednego razu w tygodniu zajrzałem do tego nieregularnego sklepu osiedlowego i usłyszałem od właściciela, że się zamykają, bo… Żabka się otworzyła.

Rozumiecie…? Nie, że 100 metrów dalej jest Lidl i Biedronka, a to, że 300 metrów dalej otworzyła się Żabka. Z czasem zamknął się też drugi sklep osiedlowy. Tak więc można byłoby przypuszczać, iż w moim przypadku przestałem chodzić do osiedlowych sklepów, bo wolałem rzeczywiście chodzić do Żabki, z uwagi na pewność, że będzie otwarta. Na pewno, nie grało tu roli zaopatrzenie czy ceny, bo są takie same.

Jednak jeszcze jedną rzecz przy okazji zaobserwowałem. W ostatnią niedzielę udałem się w poszukiwanie warzyw i owoców. Osiedlowe sklepy zamknięte, w Żabkach marnie z tym, więc czekał mnie dłuższy spacer - jeden stragan, drugi, oba w pobliżu dworca PKP - oba zamknięte. Przypomniałem sobie o jeszcze jednym sklepie osiedlowym nieco dalej - typowy Blaszak, jakiś kilometr od domu i jakież było moje zdziwienie, gdy zastałem tam kolejkę klientów.

Było ich tak dużo, że obie sprzedawczynie stały na kasie w środku, a klienci przed sklepem sami pakowali ze skrzyń warzywa i owoce i grzecznie stawali w kolejce, zgarniając inną potrzebną spożywkę z półek już bezpośrednio w sklepie. Z ciekawości zajechałem tam później po kilku godzinach, po wycieczce rowerowej - nadal kolejka. Nadmienię, że w bloku obok tego sklepiku jest kolejna Żabka.

Obawiam się więc, że to nie zakaz handlu w niedziele, nie duże sklepy, nie Żabki, a sposób handlowania ubijają małe sklepy. Klienci szybko się przyzwyczajają, lubią nadal robić zakupy w małych sklepach i kiedy mają pewność, że będzie on otwarty w wolną niedzielę, to też przyjdą, pokonując przy tym nawet te kilka kilometrów. Takie małe sklepy więc zyskują - bywa, że kilkaset procent więcej niż w normalne dni.

Stock Image from Depositphotos.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu