Filmy

Z twórczości zmarłego Wesa Cravena najmocniej wspominam horror dotyczący nowych technologii...

Maciej Sikorski
Z twórczości zmarłego Wesa Cravena najmocniej wspominam horror dotyczący nowych technologii...
Reklama

Zmarł Wes Craven, reżyser, którego nie trzeba przedstawiać. Tak zakładam, choć jednocześnie zdaję sobie sprawę z tego, że nie wszyscy oglądają horrory...

Zmarł Wes Craven, reżyser, którego nie trzeba przedstawiać. Tak zakładam, choć jednocześnie zdaję sobie sprawę z tego, że nie wszyscy oglądają horrory, doceniają ten gatunek, znają związane z nim postaci. Film Krzyk stał się jednak popkulturowym zjawiskiem, podobnie jest z postacią Freddy'ego Kruegera. Ale to nie obrazy z zabójcą w białej masce i sennym koszmarem zapadły mi najbardziej w pamięci z dorobku reżysera - palmę pierwszeństwa dzierży tu Przyjaźń na śmierć i życie (Deadly Friend), w którym ważną rolę odegrał wątek technologiczny.

Reklama

Wes Craven to ikona gatunku - trudno się z tym spierać, nawet, jeśli za owym gatunkiem się nie przepada. Koszmar z ulicy Wiązów (pamiętacie który gwiazdor Hollywood zaczynał karierę od tego filmu?) stał się jednym z filarów kina grozy, Krzyk z pastiszu przerodził się w komercyjny sukces i klasykę kina, część filmów doczekała się remake'ów, ale fani stwierdzili, że do pierwowzorów im daleko, że z mistrzostwem Cravena nie ma sensu konkurować. Temat dla specjalistów i koneserów. Tymczasem kilka słów o tytule wspomnianym we wstępie.

Część z Was pewnie zna ten obraz, Deadly Friend może i nie zdobyło takiej popularności, jak Krzyk, ale w telewizji było emitowane. Jedną z tych emisji zaliczyłem jeszcze jako dziecko, a potem długo myślałem o tym, co zobaczyłem. Całego filmu nie pamiętam, lecz chętnie bym go teraz odświeżył, sprawdził po kilkunastu latach, jak prezentuje się pomysł, który tak trapił dzieciaka w latach 90. XX wieku. Ów pomysł dotyczy eksperymentowania z komputerami, nowymi technologiami i ludzkim organizmem, mamy tu miks projektu doktora Frankensteina ze zdobyczami drugiej połowy poprzedniego stulecia, układami scalonymi.

W filmie występuje robot będący tworem młodego naukowca (wyobrażałem sobie nawet, że i ja w garażu zbuduję coś takiego), podobne maszyny powstają dzisiaj - gdy patrzę na produkty japońskich wynalazców często przypominam sobie robota z filmu Cravena. Asystent na miarę XXI wieku został pokazany w niskobudżetowym filmie reżysera, który nie był mistrzem gatunku SF, wizjonerem prezentującym świat przyszłości. Po blisko trzech dekadach pojawia się jednak pytanie, czy BB (robot z filmu Cravena) stanie się powszechnym widokiem na naszych ulicach, w hotelach, szpitalach i domach.

BB to ciekawy temat, lecz ważniejszym była kwestia "zabawy w Boga", wykorzystywania zdobyczy techniki nie tylko do leczenia, ale nawet wskrzeszania zmarłych. Dzisiaj wizja operacji, w której nastolatek ożywia człowieka mikroprocesorem wydaje się absurdalna, jednak naście lat temu byłem pod wrażeniem. Zastanawiałem się, kiedy będzie to możliwe i... w gruncie rzeczy nadal się nad tym zastanawiam. Nastolatka zastąpiły korporacje, kliniki, laboratoria, miliarderzy oraz naukowcy z prawdziwego zdarzenia, ale pytanie pozostało: kiedy nowe technologie dadzą nam przynajmniej namiastkę nieśmiertelności, kiedy pozwolą poczuć, że śmierć można wykiwać i np. przenieść osobowość do cyfrowego świata?

Oglądam dzisiaj filmy, czytam artykuły i książki dotyczące przyszłości, cyborgów, elektroniki wszczepianej w ciało, drukowanych czy hodowanych organów, obserwuję rozwój informatyki, próby stworzenia sztucznej inteligencji zdolnej przerosnąć ludzką, na moich oczach dzieją się rzeczy, które w latach 80. i 90. XX wieku wydawały się ostrym SF, ale w tle cały czas funkcjonuje zapamiętany z dzieciństwa obraz niebezpiecznego eksperymentu z filmu Cravena. Eksperymentu, w którym człowiek ostatecznie... Postanowiłem, że nie będę opowiadał - niech każdy sam obejrzy "technologiczny horror" mistrza gatunku.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama