Yahoo

O tym, jak Yahoo nie kupiło Google (a mogło za grosze)

Maciej Sikorski
O tym, jak Yahoo nie kupiło Google (a mogło za grosze)
5

Kilka dni temu w Sieci pojawiła się grafika prezentująca wpadki Yahoo. Niewiele tekstu, raptem cztery linijki, ale treści całkiem sporo - patrzymy na przykład firmy, która popełniła błędy warte dziesiątki, a może nawet setki miliardów dolarów. Powoli dociera do nas, dlaczego legenda Doliny Krzemowej skończyła w raczej marny sposób, została przejęta za znacznie mniej niż internetowy komunikator kupiony przez Facebooka. Można się teraz śmiać i powtarzać "ale byli krótkowzroczni (lub po prostu głupi)", lecz sprawa jest bardziej złożona.

Yahoo miało pecha. W największym stopniu odnosi się to chyba do decydentów - najwyraźniej trafiali się sami przeciętni, bez wizji, intuicji oraz planu. Takich wniosków nie brakuje po zeszłotygodniowej informacji o sprzedaży firmy za niecałe pięć miliardów dolarów. Atmosferę klęski dopełnia wspomniana we wstępie grafika, widzicie ją poniżej. Cztery linijki i wniosek, że faktycznie lepiej nie być jak Yahoo. Z perspektywy kilkunastu lat błędy wydają się kardynalne. Ale czy podobnie sprawy przedstawiały się w tym 1998 czy 2002 roku?

Bo Brin i Page chcą się uczyć

Czy Yahoo mogło kupić Google za milion dolarów? Mogło. Tyle, że wtedy nawet nie nazywało się to Google, projekt funkcjonował pod nazwą PageRank. Jego twórcy, Larry Page i Sergey Brin chcieli sprzedać pomysł za milion dolarów, by móc wrócić na uczelnię. pukali do różnych drzwi, ale nikt nie był zainteresowany. Yahoo, wedle wspominek z tamtych lat, miało inną wizję: chciało skupiać ludzi na swojej platformie, a nie przekierowywać ich na inne strony. Wydaje się logiczne. Tym bardziej mogło brzmieć logicznie w 1998 roku. Dzisiaj nie tylko Yahoo ma czego żałować - firm, które przepuściły okazję, jest więcej.

Warto przy tym pamiętać o jednej rzeczy: nie jest powiedziane, że po przejęciu, historia potoczyłaby się w identyczny sposób. Przecież można założyć, że dzisiaj Yahoo lub inny stary wyjadacz, o którym niewiele osób pamięta, i tak miałby kłopoty, a jednocześnie nie obserwowalibyśmy rosnącej potęgi Google (obecnie Alphabet). Zamiast tego pojawiłoby się pewnie coś innego, może nadal żylibyśmy w czasach internetowego kamienia łupanego. Przejęcie Google mogło dać Yahoo kopa, ale na dobrą sprawę nie musiało zmieniać nic - to byłby zmarnowany milion. W następnych latach firmy z branży IT wydawały znacznie więcej na przejęcia, z których nie miały żadnych korzyści.

Dzisiaj pisanie, że za milion można było kupić biznes wart pół biliona dolarów, jest bez sensu. Wtedy był wart ten milion. A wedle potencjalnych nabywców nie był wart nic.

Page i Brin chcą miliardów

Druga linijka miałaby świadczyć o skąpstwie: Google chciało 5 mld dolarów, Yahoo dawało 3, nie dogadali się. Yahoo straciło wielką okazję na przejęcie najdroższej (obecnie) firmy świta. Wtopa? Z dzisiejszego punktu widzenia, tak. A jak było wtedy? Świat był krótko po tzw. bańce dotcomowej, tornado przetoczyło się już przez Dolinę Krzemową. Mocno nadwyrężyło Yahoo, którym dowodził Terry Semel, spec z... Hollywood. Firmą technologiczną zarządzał człowiek, który nie do końca rozumiał branżę IT. Popełnił kardynalny błąd? Cóż, dwa miliardy dolarów nawet dzisiaj robią sporą różnicę - wtedy była to fortuna. Miała być wydana przez firmę sponiewieraną przez kryzys na biznes, który nieźle rokował, ale nie było jasne, jak duży tkwi w tym potencjał.

Yahoo miało pecha. W największym stopniu odnosi się to chyba do decydentów - najwyraźniej trafiali się sami przeciętni, bez wizji, intuicji oraz planu. Takich wniosków nie brakuje po zeszłotygodniowej informacji o sprzedaży firmy za niecałe pięć miliardów dolarów. Atmosferę klęski dopełnia wspomniana we wstępie grafika, widzicie ją poniżej. Cztery linijki i wniosek, że faktycznie lepiej nie być jak Yahoo. Z perspektywy kilkunastu lat błędy wydają się kardynalne. Ale czy podobnie sprawy przedstawiały się w tym 1998 czy 2002 roku?

Bo Brin i Page chcą się uczyć

Czy Yahoo mogło kupić Google za milion dolarów? Mogło. Tyle, że wtedy nawet nie nazywało się to Google, projekt funkcjonował pod nazwą PageRank. Jego twórcy, Larry Page i Sergey Brin chcieli sprzedać pomysł za milion dolarów, by móc wrócić na uczelnię. pukali do różnych drzwi, ale nikt nie był zainteresowany. Yahoo, wedle wspominek z tamtych lat, miało inną wizję: chciało skupiać ludzi na swojej platformie, a nie przekierowywać ich na inne strony. Wydaje się logiczne. Tym bardziej mogło brzmieć logicznie w 1998 roku. Dzisiaj nie tylko Yahoo ma czego żałować - firm, które przepuściły okazję, jest więcej.

Warto przy tym pamiętać o jednej rzeczy: nie jest powiedziane, że po przejęciu, historia potoczyłaby się w identyczny sposób. Przecież można założyć, że dzisiaj Yahoo lub inny stary wyjadacz, o którym niewiele osób pamięta, i tak miałby kłopoty, a jednocześnie nie obserwowalibyśmy rosnącej potęgi Google (obecnie Alphabet). Zamiast tego pojawiłoby się pewnie coś innego, może nadal żylibyśmy w czasach internetowego kamienia łupanego. Przejęcie Google mogło dać Yahoo kopa, ale na dobrą sprawę nie musiało zmieniać nic - to byłby zmarnowany milion. W następnych latach firmy z branży IT wydawały znacznie więcej na przejęcia, z których nie miały żadnych korzyści.

Dzisiaj pisanie, że za milion można było kupić biznes wart pół biliona dolarów, jest bez sensu. Wtedy był wart ten milion. A wedle potencjalnych nabywców nie był wart nic.

Page i Brin chcą miliardów

Druga linijka miałaby świadczyć o skąpstwie: Google chciało 5 mld dolarów, Yahoo dawało 3, nie dogadali się. Yahoo straciło wielką okazję na przejęcie najdroższej (obecnie) firmy świta. Wtopa? Z dzisiejszego punktu widzenia, tak. A jak było wtedy? Świat był krótko po tzw. bańce dotcomowej, tornado przetoczyło się już przez Dolinę Krzemową. Mocno nadwyrężyło Yahoo, którym dowodził Terry Semel, spec z... Hollywood. Firmą technologiczną zarządzał człowiek, który nie do końca rozumiał branżę IT. Popełnił kardynalny błąd? Cóż, dwa miliardy dolarów nawet dzisiaj robią sporą różnicę - wtedy była to fortuna. Miała być wydana przez firmę sponiewieraną przez kryzys na biznes, który nieźle rokował, ale nie było jasne, jak duży tkwi w tym potencjał.

Dzisiaj mówimy, że Semel zmarnował szansę, ale przecież można sobie wyobrazić scenariusz, w którym po mariażu (bo to nie byłoby przejęcie), obie firmy idą na dno. Przychody Google wynosiły wtedy ćwierć miliarda dolarów w skali roku. Dzisiaj jest to kilkanaście miliardów dolarów na przestrzeni kwartału. Nieprawdopodobny rozwój, lecz niekoniecznie oczywisty.

Miliardy za Yahoo daje Microsoft

Punkt trzeci w tej układance ciężko już wybronić. Microsoft dawał ponad 40 mld dolarów za biznes, którego kapitalizacja była znacznie niższa. Pisząc krótko MS przepłacał, robił Yahoo prezent, by transakcja doszła do skutku. Tutaj odezwały się już zbytnia buta, chciwość i przekonanie, że biznes stoi na solidnym fundamencie. Jednak i w tym przypadku nie wiemy, ja potoczyłaby się historia firm i branży, gdyby do przejęcia doszło. Patrzylibyśmy dzisiaj na Microsoft, który odgrywa bardzo ważną rolę w Internecie, czy zmieniłoby się niewiele? Transakcja zostałaby uznana za największy sukces czy największą porażkę dekady?

Pewna w tym wszystkim jest ostatnia linijka z grafiki: Yahoo zostało kupione za niecałe 5 mld dolarów. Suma trochę upokarzająca, nie dziwi, że potęguje się złe wrażenie z pomocą grafik podobnych do tej powyżej. Najwyraźniej jednak tak musiało być. I nie ma co dzisiaj płakać nad rozlanym mlekiem.

Dzisiaj mówimy, że Semel zmarnował szansę, ale przecież można sobie wyobrazić scenariusz, w którym po mariażu (bo to nie byłoby przejęcie), obie firmy idą na dno. Przychody Google wynosiły wtedy ćwierć miliarda dolarów w skali roku. Dzisiaj jest to kilkanaście miliardów dolarów na przestrzeni kwartału. Nieprawdopodobny rozwój, lecz niekoniecznie oczywisty.

Miliardy za Yahoo daje Microsoft

Punkt trzeci w tej układance ciężko już wybronić. Microsoft dawał ponad 40 mld dolarów za biznes, którego kapitalizacja była znacznie niższa. Pisząc krótko MS przepłacał, robił Yahoo prezent, by transakcja doszła do skutku. Tutaj odezwały się już zbytnia buta, chciwość i przekonanie, że biznes stoi na solidnym fundamencie. Jednak i w tym przypadku nie wiemy, ja potoczyłaby się historia firm i branży, gdyby do przejęcia doszło. Patrzylibyśmy dzisiaj na Microsoft, który odgrywa bardzo ważną rolę w Internecie, czy zmieniłoby się niewiele? Transakcja zostałaby uznana za największy sukces czy największą porażkę dekady?

Pewna w tym wszystkim jest ostatnia linijka z grafiki: Yahoo zostało kupione za niecałe 5 mld dolarów. Suma trochę upokarzająca, nie dziwi, że potęguje się złe wrażenie z pomocą grafik podobnych do tej powyżej. Najwyraźniej jednak tak musiało być. I nie ma co dzisiaj płakać nad rozlanym mlekiem.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

GoogleYahooMicrosoft