Z Michałem Newiakiem udało nam się nawiązać kontakt, po jednym z naszych wpisów o rozszerzeniu do przeglądarek integrującym Gmaila z Evernote. Okazało...
Wywiad z Michałem Newiakiem, który przetłumaczył dla Was (prawie) całe Evernote
Z Michałem Newiakiem udało nam się nawiązać kontakt, po jednym z naszych wpisów o rozszerzeniu do przeglądarek integrującym Gmaila z Evernote. Okazało się, że wkradł się tam jeden mały błąd w jego tłumaczeniu, który natychmiast usunął. Po krótkiej rozmowie stwierdziliśmy, że warto przybliżyć Wam pracę takich tłumaczy aplikacji i serwisów, z których wszyscy na co dzień korzystamy, zwłaszcza, że robią to za darmo w formie wolontariatu. Słowo w tytule, w nawiasie - prawie, to poprawka Michała, wynikająca tylko z jego skromności, a faktycznie przetłumaczył dla nas zdecydowaną większość kodu Evernote i nie tylko.
Michał, powiedz w kilku słowach coś o sobie, czym się zajmujesz na co dzień? Oprócz tłumaczenia:).
Mając na uwadze ilość projektów translatorskich, w których biorę udział, można by spytać, czy robię coś oprócz tego. Obecnie mogłem skupić się w całości na tłumaczeniach, wkrótce zaczynam nową pracę, jednak to z pewnością nie wpłynie negatywnie na ilość czasu jaką spędzam przy tłumaczeniach, to zawsze było zajęcie dodatkowe.
Skąd pomysł na tłumaczenie aplikacji? Jak to się zaczęło? Jak w ogóle wygląda ten proces? Zgłaszasz się sam do twórców czy jakoś wyłapują Was w sieci? Pytam Cię teraz jako przedstawiciela polskich tłumaczy zagranicznych serwisów i aplikacji. Mogę tak to ująć?
Zaczynając od końca, tak, przyjmijmy, że reprezentuję całe środowisko tłumaczy crowdsourcerów. Środowisko, wbrew pozorom bardzo duże. O ile, z pewnością nikogo nie dziwi fakt, że wolontariusze tłumaczą programy OpenSurce, o tyle dla wielu zaskoczeniem może być, że również oprogramowanie komercyjne tłumaczone jest niejednokrotnie przez ochotników.
Moja przygoda z tłumaczeniami zaczęła się w 2010 roku, było takie narzędzie do zarządzania profilami w sieciach społecznościowych - Seesmic, ogłaszali się, że szukają tłumaczy, zgłosiłem się i złapałem tego bakcyla.
Tłumacze raczej nie są pozyskiwani aktywnie, najczęściej zgłaszają się sami. W przypadku, Evernote, po prostu zobaczyłem link “Help translate”, wysłałem mejla, przedstawiciel Evernote skontaktował się ze mną i wkrótce zacząłem pracę W podobny sposób dołączyłem do tłumaczenia LibreOffice i Grooveshark.
Czasem zdarza się, że twórcy aplikacji nie ogłaszają nigdzie, że szukają tłumaczy, a jeśli program/usługa mi się podoba, to piszę do dewelopera, i pytam czy nie chciałby zobaczyć swojego produktu w polskiej wersji i czasem się udaje.
Jak wygląda Twoja praca, na przykład z Evernote? Mówiłeś, że tłumaczysz zarówno aplikację webową, jak i na desktopy - Windows i Mac, mobilne też. Odpalasz daną aplikację i krok po kroku tłumaczysz każde słowo? Wstawiasz to do jakiegoś formularza, nie wiem, formatki i wysyłasz do Evernote? Właśnie do kogo wysyłasz, z kim się kontaktujesz tam w zakresie tłumaczenia?
Odnośnie formatek, to na szczęście, ale w większości przypadków to tłumaczenia wykorzystywane są stworzone do tego interfejsy, takie jak WebTranslateIt, Crowdin, bardzo popularne Pootle, a czasem platformy autorskie (własną platformę translatorską stworzyło WhatsApp, Netvibes oraz Time.is). Zdarzają się też IMHO nieszczęśliwe przypadki, gdy autor przesyła plik XML , a wtedy trzeba grzebać w składni i uważać, żeby przez przypadek nie przetłumaczyć np. znacznika, bo będzie chochlik. Zdarzało się, że tłumaczyłem w arkuszu w Google Docs (Blogsy).
Tutaj tez mogę nawiązać do błędu, który pojawił się na zrzucie ekranu w Twoim artykule, gdzie zamiast “1 roku” pojawiło się “$1 rocznie”. Niektórzy programiści są uprzejmi i opisują kontekst, inni nie. A czasem trudno znaleźć w samej aplikacji wyrażenie, które się tłumaczy, zwłaszcza, gdy są to np. treści mejli.
Czasem przejmuję po kimś tłumaczenie, muszę je ujednolicić i poprawić. Doskonałym przykładem będzie słowo “Trunk”, używane w Evernote w znaczeniu “kufer”, które ktoś niefortunnie przetłumaczył jako “Trąba”, a tutaj z kontekstem nie trudno się zapoznać. Chodzi o zestaw aplikacji i urządzeń, które współpracują z Evernote, taka galeria. Oh, to naprawdę jest temat rzeka!
Co do kontaktu, to zawsze jest jakaś osoba w zespole dewelopera, odpowiedzialna za współpracę ze społecznością. W projektach, w których biorę udział, zawsze miałem możliwość skontaktowania się z kimś bezpośrednio zatrudnionym przez autora aplikacji.
Wspominałeś, że tłumaczycie również oprogramowanie komercyjne, dlaczego? Przecież Evernote, zarabia również na polskich użytkownikach, a ma ich dzięki Wam, w tym przypadku dzięki Tobie. Nie było nigdy między Wami, a twórcami tych projektów rozmów na tematy finansowe. Powiedzmy to otwarcie, zapłaty za Waszą pracę?
Widzisz, idea jest taka, że robimy to pro bono, zapłatą jest zadowolenie użytkowników, świadomość tego, że zrobiło się coś dla innych. Gdy podoba mi się jakiś program, to gdy kontaktuję się z programistą dodaję, że chciałbym go “podarować” polskim użytkownikom w ich języku. I to właśnie jest dla mnie największym motywatorem.
Nie znaczy to, że zupełnie nic nie dostajemy. Deweloperzy czasem zaskakują jakimś podarunkiem. Twórcy LibreOffice zaprosili mnie i pozostałych aktywnych tłumaczy do The Document Foundation. W Evernote mam dożywotnią subskrypcję Premium za darmo, dostałem koszulkę, jakieś gadżety. Ba, dostałem od nich zaproszenie na konferencję do USA, niestety, nie mogłem polecieć, problemem okazała się wiza, której nie dostałem. Bez wdawania się w szczegóły, jeśli tłumacz coś dostaje w zamian za swoją pracę to zazwyczaj są to bezpłatne wersje tłumaczonego programu, jakieś gadżety. Bardzo rzadko zdarzają się wynagrodzenia finansowe, ale jak już wspomniałem, nie to jest tutaj najważniejsze.
Przecież dwaj główni gracze na rynku portali społecznościowych, Facebook i Twitter, również są “po naszemu”, dzięki grupom tłumaczy “honorowych”. Od razu dodam, że wiem, że tłumaczenie Facebooka jest szpetne, ale robimy co możemy żeby je poprawić, a Facebook niestety jest pod tym względem bardzo niewdzięczny.
Podsumowując, nie prosi się o wynagrodzenie, ale czasem można coś dostać bez pytania.
Tłumaczysz również “LibreOffice, Grooveshark”, jakie inne tłumaczenia są Twojego autorstwa lub w których bierzesz udział?
Olaboga! Miliard pięćset sto dziewięćset tego jest ;)
Moje tłumaczenia są dwa Evernote i HootSuite, pozwalam sobie napisać “moje”, chociaż czasem ktoś zakłada konto, trochę tłumaczy, później znika. Nie ma drugiego stałego tłumacza. W przypadku HootSuite, przetłumaczone przez kogoś innego zostały... 3 słowa.
Zapomniałbym, przetłumaczyłem też Diasporę!
Prócz tego należę do zespołu tłumaczy w: LibreOffice, OpenSuse, Grooveshark (tutaj ostatnio nie tłumaczę, bunt, używają prehistorycznej wersji Pootle i nie chcą jej zaktualizować), LastPass, Netvibes (dawno nie dotykałem, mają zepsuty system i mimo wielu wysłanych mejli, błędy nie zostały poprawione, a jest to usterka utrudniająca pracę), Time.is (poprawiłem i uzupełniłem tłumaczenie), doubleTwist dla Androida (trudny kontakt z deweloperem, nie wiem czy uda mi się jeszcze coś dla nich przetłumaczyć), Facebook, Twitter.
Niedawno objąłem też funkcję koordynatora tłumaczenia na j. polski komunikatora WhatsApp Messenger w wersji na Androida, oraz zająłem się polonizacją nadchodzącego Wunderlist 2.
Gdybym pogrzebał w pamięci, to znalazły by się jeszcze jakieś jednorazowe tłumaczenia.
Ot, takie hobby.
Na początku uniknąłeś trochę odpowiedzi na pytanie, czym się zajmujesz obecnie, prócz tłumaczenia. Przecież tłumaczenie tych wszystkich aplikacji i serwisów zajmuje Ci sporo czasu. Z czego żyjesz lub jak wspomniałeś będziesz żył? Nowa praca, również w temacie tłumaczeń? Jeśli tak, to czy zdobyłeś ją dzięki tym projektom, w których brałeś udział do tej pory?
Uniknąłem, ponieważ nie ma jeszcze o czym mówić, dzisiaj raptem dowiedziałem się, ze nie należę już od osób poszukujących pracy. Moja przyszła praca nie jest związana z tłumaczeniami, będę sprzedawał, rtv, agd, it.
Ostatnie pytanie mógłbym zostawić bez odpowiedzi, ale zinterpretuję je jako pytanie o to, czy udział w projektach translatorskich się do czegoś przydaje. Daje satysfakcję, pozwala podszkolić się w języku, z którego się tłumaczy, ale zawodowo, niewiele.
Zdarzało mi się spotykać z niezrozumieniem, ludzie pytają “zwariowałeś, dlaczego za darmo?”. My, tłumacze wolontariusze, robimy to co robimy, bo chcemy, bo lubimy, bo możemy zrobić coś dobrego :-).
Brzmi niezwykle szlachetnie:). Osobiście pozostaje mi podziękować za Twoją pracę, okazuje się, że w głównej mierze, to dzięki Tobie możemy na co dzień korzystać z wielu aplikacji już teraz. Dziękuję również za rozmowę.
Dzięki mnie i moim koleżankom i kolegom. To dla mnie ważne, aby było jasne, że nie jestem jedyny. Dziękuję za tą możliwość, opowiedzenia o naszej pracy. A gdyby ktoś chciał dołączyć do tłumaczenia np. Evernote, to zapraszam, można się ze mną kontaktować. Jest jeszcze dużo do zrobienia.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu