Ogromna ilość treści w internecie zmusza nas do posiłkowania się różnymi narzędziami, jak schowki internetowe, agregatory newsów czy wysłużone kanały ...
Ogromna ilość treści w internecie zmusza nas do posiłkowania się różnymi narzędziami, jak schowki internetowe, agregatory newsów czy wysłużone kanały RSS. Czasem to jednak nie wystarcza. Dlatego brytyjska firma Newspaper Club uruchamia usługę PaperLater będącą czymś w rodzaju analogowego, drukowanego odpowiednika Pocketa i mu podobnych.
Paradoks. Prasa drukowana notuje spadki, bo ludzie wolą internet. Tymczasem liczba treści w internecie jest tak duża, że ludzie je drukują do postaci prasy drukowanej, żeby lepiej je przyswajać. Tom Taylor, założyciel Newspaper Club przyznaje, że reakcje na ich usługę są skrajne. Dla niektórych to idealny pomysł będący odpowiedzią na wszelkie potrzeby. Inni natomiast pukają się w głowę, pytając: "Po jaką cholerę chcecie drukować internet?!". No właśnie - po jaką?
Idea PaperLater jest prosta. W trakcie naszych internetowych podróży odkrywamy duże ilości internetowych treści (ja dziś już zapisałem osiem fajnych artykułów do Pocketa). Część z nich to krótkie publikacje, które można połknąć do pączka i kawy na drugie śniadanie - nawet nie będziemy musieli się martwić dotykaniem rolki myszy upaćkanymi w lukrze palcami. Niektóre publikacje są jednak bardzo rozbudowane i swoją objętością przekraczają limit 10 tys. znaków. Tego typu artykuły najlepiej czyta się po pracy w fotelu przed telewizorem. I tutaj pojawia się kolejny problem.
Czytanie długich tekstów na ekranie LCD laptopa lub tabletu zakrawa o masochizm. Pewnie naraziłem się teraz licznemu gronu osób, które wykorzystują swoje tablety do czytania ebooków, ale zdania nie zmienię. Wychodzę z założenia, że papier lub jego cyfrowa odmiana (E Ink i pochodne) są bezkonkurencyjne na tym polu. Trudno o bardziej wygodny sposób na przyswajanie dużych ilości tekstu. Najwyraźniej to stało się fundamentem dla PaperLater.
Przechodząc do sedna, opisywana usługa to nic innego jak prenumerata gazety. Treści, które się w niej znajdą możemy zapisywać za pomocą smartfona lub bezpośrednio z przeglądarki. Pismo ma natomiast do nas docierać raz w tygodniu (na przykład tuż przed weekendem) i mieć formę typową dla swoich tradycyjnych odpowiedników. Na okładce znajdziemy zatem zajawki, informacje o zawartości i datę wygenerowania, na drugiej stronie spis treści, a dalej profesjonalnie złożone w szpalty materiały z osadzonymi zdjęciami i (info)grafikami. O klipach z YouTube jednak zapomnijcie.
Serwis znajduje się aktualnie w fazie zamkniętych betatestów i jest dostępny jedynie dla mieszkańców Wielkiej Brytanii. Cena pojedynczego wydania wynosi 4,99 funta. W chwili obecnej twórcy skalują swoją platformę, aby była w stanie obsłużyć bardziej liczne grono użytkowników. Krótko potem chcą szturmem podbić rynek amerykański. O innych regionach świata na razie nic nie wiadomo.
Pomysł wydaje się przekonujący, ale raczej jako niszowa usługa niż mainstreamowy smakołyk. PaperLater może stać się kwintesencją tego, co czeka drukowaną prasę za kilkadziesiąt lat. Nie mam kryształowej kuli, ale spodziewam się, że papier stanie się właśnie takim ekskluzywnym i elitarnym nośnikiem, z którego będą korzystali jedynie tradycjonaliści - tak jak dziś najwięksi melomani, którzy kultywują płyty gramofonowe.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu