Technologie

Wydarzenia roku 2016 według redaktorów Antyweb

Grzegorz Ułan
Wydarzenia roku 2016 według redaktorów Antyweb
Reklama

Za nami kolejny rok obfitujący w szereg wydarzeń i premier. Wśród nich odnotowaliśmy zarówno te bardziej udane jak i te mniej trafione. Jak to tradycyjnie bywa, koniec roku to czas podsumowań, dlatego postanowiliśmy zebrać w jednym wpisie te najważniejsze pozycje, wybrane przez poszczególnych redaktorów Antyweba.

Konrad Kozłowski


Reklama

Wielkie VOD w niewielkim dla gigantów kraju - Netflix i Amazon Prime Video wreszcie zawitały do Polski. Na takie wydarzenie czekaliśmy latami, a pojawienie się tak rozpoznawalnych marek nad Wisłą to dla wielu, nie przesadę gdy to napiszę, spełnieniem marzeń. Wszystko zaczęło się w pierwszym tygodniu stycznia, gdy Netflix zaliczył tak zwany soft launch w ponad 130 krajach wokół globu. Na liście nie zabrakło Polski, ale początkowo oferta jedynie odstraszała potencjalnych klientów - katalog był znacznie uboższy w porównaniu z ofertą niemiecką, brytyjską czy amerykańską, a liczba tytułów z polskimi napisami bądź lektorem stanowiła niewielki procent całości. Z miesiąca na miesiąc sytuacja poprawiała się, a kulminacją tego procesu było głośne i oficjalne uruchomienie usługi w naszym kraju przez samego CEO Netfliksa - Reeda Hastingsa. Polska była pierwszym ze wspomnianych ponad 130 krajów, gdzie zdecydowano się na taki ruch.

Jednocześnie Netflix wypowiedział wojnę wszelkiego rodzaju serwisom VPN, Smart DNS itp. - to doprowadziło do braku możliwości uzyskania relatywnie łatwego dostępu do oferty dla innego kraju, co również odbiło się sporym echem i sprawiło, że część widzów zrezygnowała lub zadeklarowała rezygnację z subskrypcji. Obecnie oferta dla Polaków jest dość ustabilizowana, choć od czasu do czasu pojawiają się i znikają liczne paczki produkcji od konkretnych dystrybutorów. Oryginalne produkcje Netfliksa są udostępniane równocześnie z globalną premierą  i od pierwszej chwili możemy cieszyć się polskimi wersjami językowymi.


Podejście Amazonu jest nieco odmienne. Choć obydwa debiuty łączy pierwszy, nieśmiały krok ku wprowadzeniu usługi nad Wisłę, to należy pamiętać, że nie jest to jedyna działalność giganta z Seattle i firma prawie na pewno będzie pracować nad tym, by uruchomić w naszym kraju całą paletę usług Prime. To może zająć znacznie więcej czasu, niż kilka miesięcy, co miało miejsce w przypadku Netfliksa.

Mimo wszystko pojawienie się obydwu usług w Polsce, w takiej czy innej formie, należy przyjąć z zadowoleniem. Nawet jeśli nie podejmiecie decyzji o uruchomieniu subskrypcji, to obecność jednej i drugiej marki w jakiś sposób wpływa na całość polskiego rynku VOD. Wymusza działanie, zmianę podejścia i dbanie o klienta. Nie wszyscy potrafili się dostosować, niektórzy zrezygnowali z płatnej oferty, innym konkurowanie wychodzi całkiem nieźle. Dla maniaków jakości i nowinek to także były dobre miesiące, bo nareszcie zawitały do nas usługi oferujące produkcje w 4K UHD i HDR (także Dolby Vision).

Amazon Prime Video i Netflix nie są idealne, ale ich obecność w Polsce była bardzo, bardzo potrzebna.

Tomasz Popielarczyk


Reklama

Galaxy Note 7 miał wszystko, żeby stać się największą smartfonową premierą tego roku. Wiem co mówię, bo przez kilka tygodni nosiłem go w kieszeni. Plan spalił jednak na panewce. Dosłownie. Żaden z topowych producentów elektroniki nie zaliczył chyba dotąd wpadki na taką skalę. Smartfon potrafił się samoczynnie zapalić - ok, to się zdarzało, więc firma wycofywała wszystkie egzemplarze z rynku i zastępowała je sprawnymi. Sęk w tym, że w przypadku Samsunga druga partia również okazała się wadliwa i to ostatecznie pogrzebało Galaxy Note'a 7, a jednocześnie było pokazem niekompetencji oraz bezsilności koreańskiej firmy. Kuriozalny był sam fakt, że jeszcze przez długi czas potem Samsung nie potrafił powiedzieć, co dokładnie powodowało samozapłon.

Wizerunkowo była to ogromna wpadka. Szczególnie, że Galaxy Note'a 7 nakazywano wyłączać w samolotach. Na każdym lotnisku pojawiły się ostrzeżenia przed tym smartfonem. Z głośników wybrzmiewały surowe komunikaty. Paradoksalnie posiadacze Note'ów 7 byli z nich szalenie zadowoleni i procedura zwrotu nie przebiegała tak, jak Samsung by sobie tego życzył. Nawet po wypuszczeniu aktualizacji, która software'owo ograniczała pojemność baterii, ludzie ciągle używali tych urządzeń.

Reklama

Dziś wiemy na pewno, że Samsung podniesie się po tej wpadce. Firma jest zbyt wielka, aby jedna nieudana premiera mogła ją rzucić na kolana. Owszem, poniesiono straty - tak finansowe jak i wizerunkowe. Jednak odpowiedź może być tylko jedna - niezawodny, ocierający się o ideał i innowacyjny Galaxy S8. 2017 może być dla Samsunga jeszcze bardziej emocjonujący - tym razem w pozytywnym tego słowa znaczeniu.

Maciej Sikorski

Widmo nieprawdziwych informacji zawisło nad światem. Do takich wniosków można dojść po tegorocznej fali tzw. fake news. Uwagę poświęcają im politycy, media, firmy, fundacje, ale też zwykli obywatele. Bo zjawisko ma charakter destrukcyjny. Można przyjąć, że problem zauważono w mijającym roku, pewnie w ostatnich kwartałach stał się on bardziej widoczny i niebezpieczny. Ale czy zjawisko nieprawdziwych informacji oraz ich rozprzestrzenianie są czymś nowym? Chociaż nie brakuje ludzi łączących fake news z rozwojem Internetu, a zwłaszcza social media (słusznie), to należy podkreślać, że ludzkość zmaga się z tym wyzwaniem od zarania dziejów...


Problem fake news nasilił się przy okazji dwóch ważnych wydarzeń: referendum w Wielkiej Brytanii (zakończonego decyzją o Brexicie) oraz wyborów prezydenckich w USA. Okazało się, że naszą rzeczywistość zalewają nieprawdziwe informacje, a masy ich nie weryfikują. Po czyjej stronie leży wina? Ile osób, tyle opinii, więc najłatwiej i najsprawiedliwiej stwierdzić, że wszyscy ponoszą odpowiedzialność: od polityków, którzy wygadują czasem/często głupstwa, przez media, które je powielają, nierzadko dla osiągnięcia korzyści, po odbiorców, którzy ślepo i beznamiętnie przyjmują te informacje. Ci ostatni nie zadają sobie trudu, by poznać prawdę - za taką uznają informacje, którym najbliżej do ich wizji świata. Podatny grunt dla fałszywych doniesień, dla mącicieli wszelkiej maści.


Reklama

Jak walczyć z tym zjawiskiem? Pojawiają się pomysły, by finansowo karać np. firmy rozprzestrzeniające nieprawdziwe informacje - głównie Facebooka. Ten ostatni pracuje nad narzędziami, które mają ograniczyć problem. Czy to pomoże? Częściowo pewnie tak. Ale potrzebna jest większa uwaga i dociekliwość u odbiorców. Jeśli będą ślepo przyjmować każdego newsa znalezionego w Sieci, to zagrożenie ze strony fake news może rosnąć. To, co pozornie uaktywniło się w roku 2016, stanie się za kilka lat naprawdę dużym wyzwaniem.

Jakub Szczęsny

Kiedy w ogóle wybrałem temat wypadku Tesli i następujących po nim debat nad aspektami moralnymi dotyczącymi autonomicznych aut, jeszcze nie odbyło się kontrolowane zatrzymanie pojazdu tej firmy przez nową wersję autopilota. Dla przypomnienia - Tesla model S w trakcie jazdy w trybie autopilota wbił się w tył ciężarówki, w wyniku czego kierowca zmarł. Przeciwnicy idei autonomicznych aut otrzymali pożywkę: "oddanie prowadzenia pojazdu oprogramowaniu to ogromne ryzyko, komputer też się myli". Owszem, ale myli się również człowiek i to dużo, dużo częściej.

Jako kierowca - co prawda z bardzo małym stażem - staram się o tym pamiętać zawsze, kiedy wyjeżdżam w trasę. Niezależnie, czy zmierzam do najbliższego sklepu, czy też udaję się daleko poza miejsce zamieszkania. Jestem omylny i co ważne - inni kierowcy także. Dlatego też, absolutnie nie jestem przeciwnikiem autonomicznych aut. Wręcz im kibicuję. To, jak zostanie rozwiązana kwestia odpowiedzialności za ewentualne błędy jest nieistotne w obliczu korzyści, jakie możemy odnieść jako społeczeństwo. Już teraz wiadomo, że dzięki tego typu technologii, możemy znacząco zmniejszyć śmiertelność na drogach.


Drugie wydarzenie, raczej zjawisko, które przykuło moją uwagę, to błyszczące Google. Ta firma przeżyła ogromną transformację w ostatnich latach i niezwykle cieszę się z kierunku zmian, jakie poczyniono w tej korporacji. Z "tylko" wyszukiwarki, Google stał się molochem, który nie dość, że przetwarza dane, to w dodatku oferuje świetne oprogramowanie oraz narzędzia dla szerokiej gamy odbiorców. Choć Google nie jest najważniejszym dla mnie ekosystemem, to mimo wszystko niezwykle cenię sobie webowy pakiet biurowy, Androida, Trends i inne produkty. Dodatkowo, niezwykle podoba mi się to, co zrobiono z Android Auto.

Ale Google to od pewnego czasu już nie tylko usługi, ale także sprzęt. Co prawda tworzony przez HTC, ale jednak - sygnowany logo wyszukiwarkowego giganta. Pixele były ogromnym zaskoczeniem dla całej branży - okazały się być również genialnymi zastępcami lubianych Nexusów. Konferencje organizowane przez Google nie były naznaczone ogromnym rozmachem, ale odmówić im magii nie można. Wizja przedsiębiorstwa operującego na wielu polach - sprzętu, platformy VR, technologii inteligentnego domu przemówiła do mnie i skłania mnie postawienia Google obok Microsoftu - jako duetu, który zmieni oblicze technologicznego świata w przyszłym roku i kolejnych latach.


Paweł Winiarski

Nie myślałem, że doczekam czasów, kiedy konsole zaczną być PC-tami. I choć już zwykłe PlayStation 4 oraz Xbox One mają z komputerami więcej wspólnego niż wszystkie poprzednie konsole razem wzięte, to ten rok był w pewnym sensie przełomem. Ogłoszono, a następnie wypuszczono PlayStation 4 Pro, zapowiedziano ulepszonego Xboksa. I nie chodzi tu o mniejsze, lepiej chłodzone jednostki (które przecież już są na rynku), ale o wzmocnione wersje obecnych już konsol. Nie jestem przekonany, czy 4K jest przyszłością grania, zdecydowanie bardziej podoba mi się efekt oferowany przez HDR. Ale nie przypuszczałem, że w obrębie jednej generacji będą funkcjonować dwa urządzenia tej samej firmy, z podobną nazwą, różniące się podzespołami. PlayStation 4 Pro jest mocniejsze i wydajniejsze, choć producenci nie potrafią jeszcze tej mocy wykorzystać. Stawiając pod telewizorem PS4 Pro czułem się tak, jakbym wymieniał kartę graficzną w komputerze - tyle tylko, że tu trzeba wymienić całą konsolę.


To z jednej strony odważne, a z drugiej ryzykowne posunięcie. Kilkadziesiąt milionów posiadaczy PlayStation 4 może nie chcieć wymieniać młodej przecież konsoli. Z drugiej strony jeśli rynek gier ma cały czas iść do przodu, stawiane pod telewizorem sprzęty dedykowane grom nie mogą cały czas ograniczać PC-tów. A tak przecież jest.  Odkąd przesiadłem się na konsole, doceniałem przede wszystkim ich zamkniętą architekturę - wkładałem płytę do napędu i niczym więcej się nie przejmowałem. Teraz muszę myśleć o tym, czy konkretna gra dostała łatkę na Pro, czy ona faktycznie dobrze działa, czy poprawia płynność rozgrywki, czy rozdzielczość to natywne 4K, a może upscaling? Tych problemów konsolowcy nie mieli i chyba nikt nie przypuszczał, że się pojawią - podobnie jak opcje graficzne w grach.


W przyszłym roku dostaniemy Xboksa Scorpio, sprzęt mocniejszy od PlayStation 4 Pro. Jak wtedy wyglądać będzie rynek gier konsolowych? Fragmentacja, o której przecież konsolowcy nigdy nie myśleli, stanie się ich codziennością. Nie mam nic przeciwko 4K, HDR-owi, mocnym konsolom, ale zwykli klienci już nie wiedzą, co tak naprawdę powinni kupić. PS4, PS4 Slim, PS4 Pro? W przyszłym roku będzie jeszcze trudniej. No i czy produkcje tworzone z myślą o PlayStation 4 Pro będą faktycznie wyglądać tak dobrze, jak obiecano? To był dziwny rok dla konsolowców, a mocniejsze PlayStation 4 stało się faktem. Jak zapisze się w historii elektronicznej rozrywki? Zobaczymy za kilka lat. I tak naprawdę od tego ruchu Sony zależy, czy w przyszłości powinniśmy spodziewać się podobnych scenariuszy.

 

Grzegorz Ułan

Jako że poruszana przeze mnie tematyka na Antyweb, to głównie telekomy i płatności w szerokim rozumieniu tych terminów, mam dwóch faworytów na miano wydarzenia mijającego roku.


Zacznę od obowiązku rejestracji prepaidowych kart SIM. Obowiązek ten wynikał z tzw. ustawy antyterrorystycznej. Z założenia miał utrudnić posługiwanie się kartami SIM w przestępczych działaniach, w rezultacie znacznie uszczuplił stan posiadania polskich telekomów. I to akurat dobra wiadomość, dzięki temu już od drugiego kwartału 2017 roku będzie można dokładniej określić liczbę aktywnych kart u operatorów, wykluczając z nich tzw. „martwe dusze”, które do tej pory liczone był w mln sztuk.

Zła wiadomość, to taka, że znacznie utrudniono życie zwykłym użytkownikom ofert na kartę, choć i tu z zbiegiem czasu wprowadzano, co rusz nowe udogodnienia, jak na przykład rejestracja w panelu bankowości elektronicznej w wybranych bankach, czyli bez wychodzenia z domu.


W wybranych bankach zadebiutował również mój faworyt z działki płatności, a mianowicie Android Pay. Na tę chwilę dostępny jest tylko w trzech bankach: Bank Zachodni WBK, Alior Bank i T-Mobile Usługi Bankowe, ale następny w kolejce czeka mBank, który wdroży to rozwiązanie jeszcze w pierwszym kwartale 2017 roku.

Czemu nazywam to wydarzeniem roku? Mamy przecież Blika czy HCE w niektórych bankach. Android Pay jest rozwiązaniem prostszym i szybszym, nie musimy się logować do żadnej aplikacji czy przepisywać jakichś kodów, działa niejako w tle, wystarczy przyłożyć telefon do terminala i płatność zrealizowana. Wydaje się też bezpieczniejsza, dane naszej karty nie są udostępniane sprzedawcy, dzięki technologii tzw. tokenizacji. Podczas płatności generowany jest cyfrowy „token” (unikalny dla każdego urządzenia), czyli numer, który pozwala na powiązanie urządzenia z kartą płatniczą.

Mam nadzieję, że większość z banków wdroży u siebie to rozwiązanie w przyszłym roku, wydaje się też, że przysłuży się Blikowi, który by konkurować z Android Pay, będzie musiał szybciej wdrożyć u siebie HCE.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama