Niedawno rozmawiając ze znajomym zajmującym się projektowaniem aplikacji na telefony dowiedziałem się, że model freemium to już "zatwierdzona" przyszłość tego segmentu i sporo firm nastawia się właśnie na niego. Coraz mniej użytkowników chce płacić "w ciemno" (chociaż i tak większość to robi), a wsz...
Niedawno rozmawiając ze znajomym zajmującym się projektowaniem aplikacji na telefony dowiedziałem się, że model freemium to już "zatwierdzona" przyszłość tego segmentu i sporo firm nastawia się właśnie na niego. Coraz mniej użytkowników chce płacić "w ciemno" (chociaż i tak większość to robi), a wszyscy są w stanie docenić poczęstowanie nas darmowym, w pełni funkcjonalnym produktem, gdzie tylko od czasu do czasu możemy, ale nie musimy (to pewnie psychologicznie ważne), puścić kilka euro w cyfrową przestrzeń. Pewnie pamiętacie, jak lata temu wyglądały kampanie społeczne przeciw narkotykom i krążące wówczas hasło: pierwsza działka gratis. Podobnie działają producenci aplikacji i wychodzą na tym doskonale. Dilerzy?
Potwierdzają to dane firmy analitycznej Flurry zajmującej się rynkiem mobilnym. Otóż nie wszyscy przekonali się do mikropłatności i spośród odbiorców aplikacji freemium wyłącznie 3% decyduje się na wydanie jakichkolwiek pieniędzy. Pośród tych, którzy to jednak robią zaskakująca jest średnia kwota zakupu - aż 14 dolarów.
Powyższy wykres (stworzony na podstawie danych od 3.5 miliona użytkowników) pokazuje, że choć tylko 13% mikrotransakcji opiewa na kwotę 20$ lub więcej, to generują one aż 51% zysków. Najbardziej nijaki jest przedział pomiędzy 10$, a 20$, a zdecydowana większość zakupów jest na kwoty poniżej 10$. Jak widać, takie rozdrabnianie się wcale nie ma przełożenia jednak na wysokie zyski.
Z szokujących informacji warto nadmienić, że aż 5% transakcji przebiega na kwoty wyższe niż 50$. Za, przypominam, dobra wyłącznie wirtualne najczęściej w grach. Co ciekawe, nawet w grupie poniżej 10$, jedynie 2% osób wydaje 1 dolara - reszta zdecydowanie więcej. Wynika to z tego, że w przypadku modelu freemium niewielka jest grupa decydująca się na zakup "próbny". W tym wypadku, gdy konsument wsiąknie, to świadomie wydaje najczęściej większą ilość pieniędzy niż na pojedynczą, płatną aplikację.
W obliczu takich danych nie dziwi, że udział iOSa i Androida w zyskach z gier mobilnych wzrósł z raptem 1% w 2008 roku do 34% w 2010. Nie bez powodu CEO Nintendo, Satoru Iwata, narzekał niedawno na "psujące rynek gry kosztujące dolara". Teraz mają jeszcze większy problem - gry nie kosztujące nic. Nijak ma się to do polityki Sony i wielkiego N, które zakładają płacenie pełnej ceny za produkt przy kasie. Oczywiście mogą to zweryfikować takie właśnie dane jak te. Ciekawe ile czasu wytrzyma tradycyjny model dystrybucji oprogramowania, a kiedy przesiądziemy się na swoisty "shareware XXI wieku".
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu