Kampania, kampania i po kampanii. Chociaż z drugiej strony, zaczęła się już chyba kampania przed wyborami parlamentarnymi. W przypadku tej pierwszej t...
Kampania, kampania i po kampanii. Chociaż z drugiej strony, zaczęła się już chyba kampania przed wyborami parlamentarnymi. W przypadku tej pierwszej trzeba podkreślić, że Internet odegrał w niej sporą rolę, w przypadku tej drugiej można założyć, że w Sieci będzie w kolejnych miesiącach gorąco - politycy zrozumieli, jak ważnym medium jest Internet.
Oglądałem wczorajszy wieczór wyborczy w TVP i nie dało się nie zauważyć obecności Internetu w przekazie prezenterów oraz komentatorów. Często mówiono o zmianach pokoleniowych, młodzi ludzie, którzy uzyskali prawa wyborcze, to internauci - aby do nich dotrzeć, najlepiej wykorzystać ten kanał. I będzie on coraz ważniejszy, ponieważ kolejne roczniki są jeszcze bardziej "zinformatyzowane". One po prostu nie pamiętają czasów "przed komputerami" oraz Internetem, dla nich najważniejszym medium nie jest telewizja czy prasa.
Przeglądając wczorajsze tabelki wyborcze zauważyłem, że Andrzej Duda wygrał zdecydowanie w gronie młodszych wyborców, do nich sztab wyborczy dotarł z przekazem za pomocą Internetu. Nie będę porównywał działań obu sztabów na tym polu, bo to temat na pracę doktorską, ale mam wrażenie, że ludzie prezydenta Komorowskiego zlekceważyli Sieć (pomijając już fakt, że zlekceważyli całe wybory). Moc Internetu po raz pierwszy aż tak ukazała się kandydatom i starym mediom, poczuli ją również sami Internauci.
Sieć żyła od dawna tym wydarzeniem, ostatnio oglądaliśmy kulminację napięcia. Komentowanie debat, komentowanie obietnic, dyskusje przeradzające się w zażarte kłótnie (też temat na pracę doktorską), agitacja pełną parą i to w czasie ciszy wyborczej. Niektórzy pisali wprost, inni bawili się w ukrywanie tematu i nagle moim oczom ukazywały się informacje o kupowanym budyniu i gotowanym bigosie (niezorientowanym napiszę, że pod tymi słowami ukryci zostali kandydaci). Ciszę wyborczą przedłożono do 22.30, a Polska wcześniej z Internetu dowiedziała się, kto jest prezydentem. Oglądaliśmy studio wyborcze, w którym zastanawiano się nad decyzją PKW (chociaż ona mogła jedynie poinformować o tym zdarzeniu), tymczasem w Internecie już komentowano wybór rodaków.
Wpatrzony w ekran zastanawiałem się, jak będzie wyglądała kolejna kampania, które partie najmocniej wykorzystają to medium i jak. Nie ulega wątpliwości, że możliwości są całkiem spore, a kampania staje się tańsza, gdy dociera się do ludzi poprzez sieci społecznościowe. To tu sporo wyborców "złowił" np. Paweł Kukiz i jeśli się nie mylę zapłacił najmniej za każdego wyborcę (chodzi o pieniądze wydane na kampanię oraz ostateczny wynik). W najbliższym czasie zobaczymy zatem większą aktywność polityków na Facebooku czy YouTube. Nie zdziwię się, jeśli trafią też np. na Snapchata - przecież i tam "leżą" mandaty. Jeśli nie teraz, to za kilka lat będą kusić.
Podejrzewam, że politycy zechcą ogrzewać się w blasku internetowych gwiazd, blogerzy i vlogerzy będą mocniej zaangażowani w kampanie, przynajmniej sztaby wyborcze postarają się pozyskać ich wsparcie. Możliwe też, że internetowi celebryci trafią na isty wyborcze - wcześniej oglądaliśmy na nich sportowców, aktorów, piosenkarzy, więc dlaczego nie mielibyśmy tam ujrzeć vlogera posiadającego kilkaset tysięcy subskrybentów? Moim zdaniem, to kwestia czasu. Internet okaże się potężnym narzędziem wyborczym. Tradycyjnych mediów nie uśmierci, takie stwierdzenie byłoby grubą przesadą, ale do milionów Polaków trzeba będzie dotrzeć tym kanałem. Szykujcie się.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu