Sympatie polityczne - to coś, od czego stronię. Polityka w obecnej formie jest dla mnie zbiorem wszystkiego najgorszego, co może spotkać ludzi - nadzi...
Sympatie polityczne - to coś, od czego stronię. Polityka w obecnej formie jest dla mnie zbiorem wszystkiego najgorszego, co może spotkać ludzi - nadzieje, obietnice a następnie wielkie rozczarowania. Abstrahując od moich ogromnych uprzedzeń do życia politycznego - Twitter wraz ze Square pozwolą na dotowanie polityków z poziomu serwisu społecznościowego. Na razie tylko w Stanach, ale tylko patrzeć, aż zostanie to wprowadzone w kolejnych krajach.
Obydwie firmy łączy CEO - ten w czasie swojej działalności (która może być krótka - choć kto wie...) postanowił połączyć siły obydwu usług i zapewnić politykom platformę w platformie - do zbierania datków od sympatyków. Kandydaci rejestrują się za pomocą Square, który zweryfikuje ich kampanię, a następnie otrzymają oni możliwość zbierania pieniędzy od społeczności. Od każdej transakcji będzie obowiązywać prowizja w wysokości 1,9 procent, która trafi do Square.
Z jednej strony mamy kwestię partnerstwa obydwu firm, która jest nie mniej ważna, niż precedens w postaci platformy dotowania polityków bezpośrednio z mikrobloga - z drugiej jednak należy się zastanowić jaka będzie późniejsza rola Dorseya i jaki będzie miał on wkład w dalszym rozwoju Twittera - tego akurat ta platforma bardzo potrzebuje. Nie da się ukryć, że ów mikroblog jest zwyczajnie w dołku.
Wróćmy jednak do kwestii Twittera oraz Square. Z jednej strony Twitter zapewne chce skupić wokół siebie społeczność zainteresowaną polityką - to zrozumiałe. Przy okazji wyborczych perturbacji w Stanach, a także w innych krajach moc tego serwisu będzie wzrastać. Z drugiej jednak zadaję sobie cały czas pytanie o neutralność serwisów społecznościowych w takich kwestiach. Wychodzę z założenia, że od dawna ona już nie istnieje. Przecież nie tak dawno jeszcze pisałem dla Was o tym, że aplikacje oparte na API Twittera, które pokazywały usunięte przez polityków tweety zostały zablokowane. Pozwalały one na zweryfikowanie prawdomówności kandydujących lub sprawujących już urząd włodarzy. Nie jest wielką tajemnicą fakt, iż stało się to z powodu nacisku polityków ze Stanów Zjednoczonych.
Działanie Twittera jasno pokazuje - polityka, jak i reszta dziedzin życia społecznego przenika do Internetu i na fali coraz większej aktywności kandydatów w mediach społecznościowych należałoby to zmonetyzować. Ja się temu nie dziwię, choć trudno mi wyobrazić sobie, bym wpłacił jakiekolwiek pieniądze na finansowanie partii, czy kandydata. Zwłaszcza, że swoje i tak zapłacę w podatkach i mimo chęci zmian w tej kwestii raczej nic się nie zmieni i dalej to, co oddam państwu pośrednio pójdzie na finansowanie kampanii wyborczych.
Natomiast politycy w mediach społecznościowych są ostatnio aż nadto aktywni. Uważam, że social media są świetnym narzędziem w kampaniach w ogóle - marketingowe tylko odrobinę różnią się od tych politycznych - sprzedaje się bowiem głównie człowieka, a nie produkt. Zresztą, w polityce to człowiek jest produktem i trudno się z tym nie zgodzić. Kto będzie chciał - zapłaci. Kto nie - ten... nie zapłaci.
Grafika: 1, 2, 3
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu