Felietony

Wolność słowa = off, cenzura = on. To się właśnie wydarza, i (prawie) wszyscy się do tego przyczyniamy…

Ewa Cieślak

Fanka nowych technologii, zachowująca jednak do ni...

Temat wolności słowa w Internecie jest stary i szeroki jak World Wide Web. Kiedy w latach 90-tych i na początku 2000-tych rozrastała się Sieć popularny był pogląd, że oto następuje era całkowitej wolności wypowiedzi. Że tak ogromnej społeczności zwyczajnie nie da się efektywnie kontrolować. Okazuje się jednak, że… się da. Z pomocą dużych graczy takich, jak Facebook czy Youtube zwłaszcza, że blisko współpracują z taką Komisją Europejską.

Od kiedy ogłoszono tę otwartą współpracę (Facebook, Microsoft, Twitter, YouTube’a z KE) w ramach walki z „hejtem” zrobiło się niebezpiecznie. Zapachniało Orwell’em. Zaczęłam się wtedy bliżej tematowi przyglądać mając jednocześnie resztki wiary, że skoro FB i jemu podobni i tak mają za sobą długą historię cenzurowania, to może jednak nic się w tej sprawie istotnie na (jeszcze) gorsze nie zmieni. Myliłam się.

Dzień po ogłoszeniu współpracy FB zablokował konto szwedzkiej dziennikarki i krytyk islamu pod zarzutami szerzenia nienawiści. Jak pisze o tym Jan Wójcik na WP:

„Konto Inrid Carlqvist zostało zablokowane po tym, jak opublikowała wideo na temat rosnącej wraz z imigracją skali gwałtów w Szwecji. Materiał był chłodnym podsumowaniem wcześniejszych raportów opierających się na oficjalnych, a zarazem niepokojących statystykach, świadczących o korelacji wzrostu liczby gwałtów wraz ze wzrostem liczby imigrantów. Dziennikarka krytykuje inne proponowane wyjaśnienia całego zjawiska”

Nie był to rezultat zamieszczania żadnych obraźliwych treści, a jedynie wygłaszania trudnych i niewygodnych dla wielu poglądów.

Chwilę później zablokowane zostało konto słynnej orędowniczki wolności słowa oraz publicystki otwarcie mówiącej o zagrożeniach dla współczesnej kultury i społeczeństwa, Pameli Geller. Kolejny raz. Nie był to rezultat zamieszczania żadnych obraźliwych treści, a jedynie wygłaszania trudnych i niewygodnych dla wielu poglądów. Bez względu na to, czy się je podziela czy nie, w uczciwie prowadzonej moderacji wszystkie strony sporów traktowane są po równo. Tutaj ewidentnie tak nie jest, co widać, kiedy prześledzi się wieloletnią cenzorską aktywność Facebook’a i jego polityczne inklinacje.

W lipcu niemieckie małżeństwo zostało uznane za winnych szerzenia nienawiści i skazane za prowadzenie na Facebooku strony o treści antyimigranckiej i krytykującej prowadzoną przez Unię politykę. Dowiedziałam się o tym wtedy ze strony popularnej duńskiej gazety 10news.dk Można było przeczytać o tym również na innych popularnych netowych dziennikach. Teraz już tego newsa tam nie ma. Znamienne, prawda? W uzasadnieniu wyroku mówiono o nazistowskich hasłach i podjudzaniu do ataków agresji. Tymczasem można tam było znaleźć raczej informacje o rzeczywiście zaistniałych sytuacjach, faktach związanych z masową imigracją do Niemiec oraz wyrazy troski o długofalowe konsekwencje takiej strategii.

Ostatnio temat znowu ożył

A wszystko za sprawą usunięcia zdjęcia „napalmowej dziewczynki” pod pretekstem walki z pedofilią. W proteście przeciwko takiej decyzji FB, zamieszczono fotografię na licznych kolejnych „ścianach”, skąd konsekwentnie była kasowana. Sprawa otarła się o Premier Norwegii. FB zdjęcie w końcu przywrócił, ale dyskusja powróciła i rozgorzała na nowo.

Źródło: Aftenposten

Tyle, że rwetes zaraz ucichnie i nic się nie zmieni

Dlaczego? Bo naszą uwagę skupią inne, często błahe, tematy. Apple usunął mini jacka z najnowszego modelu iPhone’a, kilka tysięcy kotów znów dziś testowało prawa grawitacji, znajomi wrzucili na Insta kolejne słit-focie, a jakiś tam operator nie zamieścił na swojej stronie wszystkich taryf, jakie zapowiedział. A to przecież takie mega super hiper ważne.

I wiecie co? To nie może się zmienić. Jako internetowa społeczność zwyczajnie do tego nie dojrzeliśmy

Nie, tu nie chodzi tylko o Facebooka, chociaż to największa społeczność i wszystkie te mechanizmy działają tu w największej skali. Chodzi o to, że dopóki ilość hejterów w sieci nie osiągnie poziomu marginalnego zjawiska, to kolejne regulaminy ustalające, co wolno nam powiedzieć a co nie, będą powstawać jak grzyby po deszczu i będą mieć silne poparcie. A internauta nie będzie miał nic do powiedzenia w temacie kształtu zawartych tam ustaleń.

Zuckerberg jest hipokrytą i nikogo to już chyba dzisiaj nie zaskakuje.

Zuckerberg jest hipokrytą i nikogo to już chyba dzisiaj nie zaskakuje. Świat się nawet do tego przyzwyczaił. Z jednej strony wycina zewsząd zdjęcie „napalmowej dziewczynki” tudzież matek karmiących piersią i dziewczyn po mastektomii, ale już muzułmanie otwarcie głoszący, że apostazja i homoseksualizm powinny podlegać karze śmierci za nie są tak bardzo rażący…. Orędownicy wolności słowa, piszący o zachodzących zmianach społecznych nigdy nie wiedzą, kiedy ich konta znów zostaną zablokowane, a fejs jest codziennie wykorzystywany do werbowania kolejnych bojówkarzy ISIS.

Źródło: Arab Atheists

Już się nawet o tym nie pisze, bo to żadna nowość…. Co oczywiście wcale nie przeszkadza Markowi odwiedzać Papieża, pozować na dobroczyńcę i zbawiciela ludzkości, rozdając przy tym techno-gadżety. Wszyscy już chyba przywykli, że Mark i spółka mają dziwny stosunek do otaczającej nas rzeczywistości i ludzkiego ciała. Jest jednak jedno zasadnicze „ale…” FB po prostu korzysta z prawa do… moderacji. I „walki z hejtem”.

Tak, (prawie) wszyscy Zucka w tym wspieramy!

Moderacja stała się dziś czymś oczywistym, wręcz pożądanym. Tam, gdzie jej nie ma nie ma też spokojnej, kulturalnej dyskusji.

I nawet nie chodzi o to, czy posiada się konto na tym portalu czy nie. Chodzi przede wszystkim o mowę nienawiści. Znamy to, prawda? Nie ma chyba forum, na którym nie byłoby (co najmniej) paru osób, które regularnie dają się ponosić emocjom i wypisują teksty w stylu: „Ty po….ańcu, za…. Cię” albo inne równie mało wyszukane. Nie chcę już pamiętać, co spotkało Filipa Chajzera. Nikt nie chce tego czytać, to zaniża poziom, prowokuje kolejnych, powoduje że trudniej jest się przebić do wartościowych wypowiedzi. Moderacja stała się dziś czymś oczywistym, wręcz pożądanym. Tam, gdzie jej nie ma nie ma też spokojnej, kulturalnej dyskusji. Wszystkie szanujące się fora internetowe i sieci społecznościowe mają dziś swoich moderatorów, niejako domyślnie. Znacie jakieś miejsce w Sieci, gdzie można normalnie porozmawiać, a moderatorzy nigdy nie wkraczają, bo nie ma powodu? Ja nie znam…

Tylko, skąd wiadomo, że moderatorzy nie są stronniczy? Że banują za rzeczywiste ekstremalne wyzwiska i teksty, co do których każdy by się zgodził, że niczego wartościowego nie wnoszą, a jedynie obrażają? Tylko oni sami. W takim procesie jak ten, nie ma transparentności i nigdy nie będzie. Powstają podejrzenia o wycinanie komentarzy sprzyjających jednej z dyskutujących stron, niekoniecznie zawierających obraźliwe treści. Jest bardzo płynna granica między moderacją a cenzurą i szary użytkownik Internetu nawet nie zauważy, kiedy zostanie przekroczona. A kiedy już zostanie – przyjmie taki kształt, jaki będzie odzwierciadlał poglądy jej twórców. Nawet, jeśli będzie kuriozalny.

Poza tym – bardzo się dziś zrobiliśmy delikatni, Moi Drodzy. Obrażacie się za „cebulaka”? Klikacie „zgłoś naruszenie” za każdym razem, kiedy ktoś zwróci się do Was per „Janusz biznesu” albo napisze „spadaj, gnojku”? Jeśli tak, to miejcie świadomość, że każdy taki klik to kolejny argument za moderacją, a na tej fali ona bardzo szybko, niemal niepostrzeżenie, może przerodzić się w cenzurę. Może lepiej po prostu nabrać dystansu do tych z nas, którzy nie umieją się zachować? Pokazać, że byle prostacka odzywka nie jest w stanie wyprowadzić Cię, drogi Czytelniku, z równowagi?

Z jednej strony więc mój (momentami) anarchistyczny umysł marzy o pełnej otwartości i wolności słowa w Internecie. Chciałabym zerowej moderacji, bo uważam, że wyściełanie całego Świata aksamitem, żeby nie poranić sobie bosych stóp jest zwyczajnie niemożliwe, i jako takie – nieskuteczne. Nałożenie butów – już jak najbardziej.

Z drugiej - regularnie wydarzają się sytuacje takie jak ta, która dotknęły Jarosława Kuźniara albo Jerzego Owsiaka, a nierzadko słychać także o przypadkach samobójstw pod wpływem zaszczucia kogoś przez Sieć, zwłaszcza w mediach społecznościowych. Nasza wolność nie może kosztować kogoś życia lub zdrowia, zwłaszcza że w takich przypadkach chodzi często o młode, jeszcze niedojrzałe emocjonalnie osoby.

Widać więc jak na dłoni, że nie jesteśmy jako internetowa społeczność gotowi na pełne otwarcie i całkowity brak nadzoru.

Widać więc jak na dłoni, że nie jesteśmy jako internetowa społeczność gotowi na pełne otwarcie i całkowity brak nadzoru. Ceną za to mogą być kolejne samobójstwa i zalew Internetu ściekiem nienawistnych postów. Dopóki wszyscy użytkownicy neta nie nauczą się z niego korzystać z szacunkiem dla innych, dopóty pełnej wolności wypowiedzi zwyczajnie nie będzie. Bo ceną jest niestety ludzkie życie.

I dopóki tak się nie stanie to Facebook, Microsoft, Komisja Europejska i wszystkie inne instytucje będą miały doskonały argument do cenzury i niewiele będziemy mogli na to poradzić. Postawią się ponad prawem, a szary użytkownik nie będzie miał możliwości oceny, jakie treści zostały wycięte i czy jest to jeszcze moderacja czy już cenzura. Dotrze do niego informacja o tym, że znana całemu Światu fotografia została skasowana pod zarzutem walki z pedofilią, ale już wiadomość o tym, że kolejne osoby prawdopodobnie staną przed sądem za wygłaszane poglądy – może mu umknąć. Jak ta, wyżej wspomniana. Ilu z Was o tym słyszało? Takie firmy jak Arvato już się o to postarają. Ten proceder ma na razie miejsce tylko w Niemczech, ale nie zdziwię się, jeśli kolejne państwa zdecydują się na podobny ruch.

Wolność wiąże się z odpowiedzialnością. Są nierozłączne. Weźmy w końcu odpowiedzialność.

Dlatego każdy z nas, kto kiedykolwiek napisał nienawistny komentarz, jest w jakimś stopniu (niewielkim, ale jednak!) współodpowiedzialny za to, że ta niemiecka para została skazana, bo to właśnie przez hejt, który przelewa się w Internecie i brak solidarności w jego zwalczaniu istnieją prawa, które potencjalnie umożliwiają wsadzenie kogoś do więzienia za poglądy. Oni tam nie trafili (mężczyzna dostał wyrok 9 miesięcy w zawieszeniu, ona 1200 Euro grzywny), ale jak to ujął sędzia: „jeśli jeszcze raz Was tu zobaczę, to więzienie Was nie ominie”….

Wolność wiąże się z odpowiedzialnością. Są nierozłączne. Weźmy w końcu odpowiedzialność.

P.S.1. Jest taki piękny cytat z Jeffersona: „The freedom of press cannot be limited, it can only be lost”. Inspirowałam się nim. Dzisiaj ciągle jest, niestety, aktualny.

P.S.2. Tak, Facebook przywrócił słynne zdjęcie dziewczynki uciekającej z ataku przed napalmem. Zmienił też swoją politykę w stosunku do matek karmiących piersią. Ale ile było o to zachodu, apelowania i pisania! Z damskimi sutkami Mark ciągle ma problem. Tymczasem ze zdjęciem ucinania głów - jakby mniejszy…

P.S.3. Chyba znowu wyszedł mi „pojazd po Zuckerbergu” ale, kurczę, nie da się inaczej. Ciężko jest go lubić. Próbowałam, naprawdę. Można go szanować za to, co osiągnął, ale jeśli śledzi się jego działania, „Free Basics”, a do tego jeszcze obejrzy się „Social Network” i zda sobie sprawę, jak koncertowo wyrolował braci Winklevossów…. Szacunek maleje. Nie mówiąc już o potencjalnej sympatii. Dlatego miałam chwilę głupiej satysfakcji, kiedy okazało się, że w Falconie 9 spłonął mi.in satelita Facebook’a, który miał być wyniesiony na orbitę i świadczyć ogryzek Internetu jakim jest „Free Basics”. Karma wraca. Tylko SpaceX cholernie szkoda… Tak, trochę mi głupio. Ale tylko trochę

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu