Apple

W tym roku nie zainstaluję nowych systemów Apple. Cupertino rozczarowuje drugi raz z rzędu

Daniel Oziębała
W tym roku nie zainstaluję nowych systemów Apple. Cupertino rozczarowuje drugi raz z rzędu
45

Podczas tegorocznej konferencji WWDC Apple zaprezentowało nowe wersje swoich systemów operacyjnych, a wraz z nimi liczne zmiany - mniejsze, większe i te niekoniecznie potrzebne. W moim odczuciu przeważają te ostatnie i zniechęcają mnie do zainstalowania aktualizacji.

Wizja Apple na rozwój oprogramowania stale ewoluuje, a sama firma wciąż szuka pomysłu na dotarcie do szerszego grona klientów oraz maksymalizację zysków. Ostatnie prezentacje urządzeń i oprogramowania jasno wskazują, że firma skupia swoją uwagę i starania na zaistnieniu w świadomości konsumenta domowego. Efektem tych starań jest dążenie do opracowania produktów wydających się wchodzić w skład mieszkania i jego wyposażenia, tym samym odrzucając wszelkie skojarzenia z elektroniką sprzed lat.

Można dywagować nad słusznością decyzji projektantów Apple w zakresie designu urządzeń, jednak ciężko odmówić im swojego rodzaju delikatności, subtelności i „zwyczajności”. Podobny kierunek wykazują również usprawnienia w zakresie oprogramowania, jednak w mojej opinii pokazują, że wizualny lifting nie zawsze musi oznaczań zmiany na lepsze.

Atrakcyjny wygląd czy wygoda i użyteczność? Dlaczego nie oba? No właśnie, dlaczego?!

Gigant z Cupertino od lat promuje estetyczne i spójne podejście do designu, co widoczne jest nie tylko w portfolio urządzeń producenta, ale także w zakresie oprogramowania i interfejsu użytkownika (GUI).

Z tego powodu nierzadko słyszy się, że Apple to firma sprzedająca modę, nie nowoczesne technologie i zapewne jest w tym ziarenko prawdy. Użytkownikiem Apple jestem od kilku lat, a swoją przygodę zacząłem od iPhone’a 6s - którego swoją drogą uważam za jedną z najważniejszych premier pośród smartfonów z wizerunkiem nadgryzionego jabłka na tyle obudowy - więc miałem okazję zaobserwować niektóre ze zmian koncepcji producenta na przestrzeni ostatnich lat.

A tych, wbrew pozorom, było całkiem sporo. Z początku wprowadzane zmiany wnosiły istotne i odczuwalne usprawnienia w obrębie ekosystemu usług i oprogramowania Apple (chociażby gruntownie przeprojektowane centrum sterowania w iOS-ie 10, a następnie kolejna jego przebudowa w iOS-ie 11), jednak ostatnimi czasy Cupertino daje coraz to więcej powodów przemawiających za pozostaniem przy starszych wersjach systemów.

Historia lubi się powtarzać, a Apple powielać błędy sprzed lat

Choć jestem użytkownikiem urządzeń Apple, tak nie odczuwam większego przywiązania do ich oprogramowania i nie zamknąłem się w tzw. złotej klatce. Właściwie to preferuję rozwiązania Microsoftu, jednak tajemnicą poliszynela jest fakt, że Redmond nie poradziło sobie w segmencie urządzeń mobilnych. Pomimo tego są pewne wyjątki, gdzie to rozwiązania Apple uważam za najmniejsze zło i nie czuję potrzeby zerkania za płot.

Sytuacja uległa zmianie po tym, jak zainstalowałem testowe wersje systemów iOS 15 oraz iPadOS 15, a trawa po drugiej stronie stała się jakby bardziej zielona.

  1. Nowa siatka ikon, stare problemy

Wraz z udostępnieniem systemu iPadOS 14 wprowadzono nowość, którą przyjąłem z szeroko otwartymi rękami, czyli podział pulpitu na dwie części. Na pierwszej były wyświetlane widżety, a na drugiej ikonki aplikacji. W ten sposób na ekranie prezentowanych było więcej przydatnych informacji, zniknął osobny podgląd widżetów i zmniejszyły się odstępy między ikonami, a całość zyskała na schludności, czytelności i wygodzie w codziennych zastosowaniach.

W systemie iPadOS 15 (na czas pisania tekstu dostępnym w wersji Public Beta 3) Apple zrezygnowało z tego układu na rzecz widżetów wyświetlanych bezpośrednio na siatce ikon.

Nie popieram tej decyzji, ponieważ wprowadza niepotrzebny bałagan i ma negatywny wpływ na aspekty wizualne spowodowany przez odrzucenie wszyskich zalet poprzedniego rozwiązania, jednakże czarę goryczy przelała obecność Biblioteki aplikacji. Nie raz próbowałem się do niej przekonać, za każdym razem z negatywnym skutkiem (ponieważ automatycznie grupuje aplikacje wg kategorii i umieszcza je w folderach, przez co czasami ciężko jest znaleźć konkretną pozycję).

Osobiście wolałbym osobny panel aplikacji znany chociażby z macOS-a czy środowiska GNOME. Oba te rozwiązania są znacznie bardziej przewidywalne, a wg mnie również bardziej intuicyjne i czytelne.

2) Wszechobecne marnotrastwo miejsca

Nie sposób nie skrytykować także coraz to bardziej marnego zagospodarowania dostępnej przestrzeni na iPadach. W pierwszej kolejności w oczy rzucają się gargantuiczne odstępy pomiędzy ikonami na pulpicie, dystans dzielący ikonki od krawędzi ekranu w trybie pionowym, przerwy między widżetami oraz czarna przestrzeń w ustawieniach.

Źródłem problemu jest zastosowanie wspólnego układu siatki ikon dla iPhone’ów oraz iPadów, czyli 4x6 (poziomo x pionowo) w widoku pionowym i 6x4 w widoku horyzontalnym. W mojej ocenie taki ruch ma uzasadnienie w zachowaniu spójności pomiędzy urządzeniami, ale jednocześnie niepotrzebnie ogranicza liczbę wyświetlanych ikon aplikacji.

Jednakże najgorsze jest to, że pozycje oraz kolejność ikon aplikacji różnią się w zależności od trybu wyświetlania. Mam nadzieję, że jest to tylko błąd i Apple wyeliminuje go wraz z najbliższą betą.

Wcześniejsza, a właściwie to obecnie najnowsza, wersja systemu korzystała z układu 6x5 (zarówno w widoku pionowym, jak i horyzontalnym), więc podobny problem nie miał miejsca. Dlatego z chęcią bym powrócił do poprzedniego rozwiązania i skorzystał z opcjonalnych układów siatki dostępnych z poziomu ustawień, np. 5x7, 7x6, itp.

3) Safari - piękno ponad wszystko

Nowa odsłona Safari doczekała się kompleksowego odświeżenia wyglądu, przy czym pierwsze skrzypce gra minimalizm i estetyka. Jedną z większych zmian rzucających się w oczy jest połączenie paska adresu z kartami stron WWW oraz przeniesienie części opcji i narzędzi (np. odświeżanie zawartości strony, zmiana rozmiaru wyświetlania) do osobnego panelu, co potęguje poczucie wszechobecnego uporządkowania. Niestety w praktyce idzie w sprzeczności w wygodą i użytecznością, ponieważ wiele akcji wymaga teraz wykonania większej liczby kliknięć, a także trudniej wyrobić sobie nowe nawyki i pamięć mięśniową.

Główny problem stanowi dynamicznie zmieniający się rozmiar poszczególnych kart na iPadach, bowiem w ich obrębie znajdują się także podręczne narzędzia oraz przycisk skrywający więcej opcji, a przy braku statyczności tych elementów ciężko trafić w nie bez odrywania wzroku od zawartości strony WWW (choć wcześniej nie stanowiło to większych trudności).

Solą w oku jest dla mnie również brak spójności User Experience w Safari na systemy iOS oraz iPadOS. Różnice oscylują przede wszystkim wokół umiejscowienia paska adresu/wyszukiwania, przełączania się pomiędzy ostatnio otwartymi kartami (na iPhonie można przełączać się między kartami poprzez maźnięcie palcem w lewo/prawo na pasku adresu. Na iPadzie podobna opcja nie jest dostępna, za to wyświetlanych jest więcej kart równocześnie) oraz przechodzenia do widoku otwartych kart.

Mimo tego skłamałbym pisząc, że Safari nie podoba mi się wizualnie. Rzecz w tym, że preferuję oprogramowanie łączące w sobie czytelny i estetyczny wygląd z wygodą, praktycznością i użytecznością w codziennych zastosowaniach. Cupertino skupiło się przede wszystkim na aspektach wizualnych, tym samych wyraźnie zaniedbując pozostałe - z resztą nie pierwszy już raz. Podobny problem występuje również w innych aplikacjach i usługach producenta, a mój pogląd dość trafnie ilustruje porównanie Apple Music z aplikacją VOX Music Player.

Domyślny odtwarzacz muzyki jest dla mnie wysoce niewygodny i nieintuicyjny, ponieważ:

  • przy wywołaniu menu kontekstowego przyciski „Następny” oraz „Odtwórz na końcu” nie są od razu dostępne, więc by z nich skorzystać trzeba zjechać nieco niżej,
  • wśród opcji służących do zarządzania kolejką odtwarzania brakuje przycisku umożliwiającego usunięcie wszystkich pozycji po odtwarzanej piosence/utworze,
  • zamiast spektrogramu wyświetla mało informatywny pasek nawigacji,
  • brakuje informacji na temat odtwarzanego pliku audio (format zapisu, częstotliwość próbkowania, bitrate),
  • po aktywacji Apple Music potrafi namieszać w metadanych (tagi i okładki) plików z biblioteki lokalnej.

Tymczasem VOX:

  • wyświetla podstawowe informacje na temat odtwarzanego pliku audio,
  • wyświetla spektrogram dźwięku,
  • pozwala na szybsze dodawanie pozycji do kolejki odtwarzania, a także wygodniejsze zarządzanie nią,
  • ma bardziej przejrzysty interfejs wolny od zbędnych udziwnień,
  • nie ingeruje w metadane dodawanych plików.

Dlatego jakkolwiek bym nie lubił Apple Music, tak bezużyteczna aplikacja kliencka skutecznie zniechęca mnie nawet do skorzystania z darmowego okresu próbnego. I podobnie - choć w mniej drastyczny sposób - prezentuje się sytuacja z nowym Safari, gdyż coraz częściej sięgam po pozycje obierające bardziej tradycyjne, sprawdzone podejście do interfejsu użytkownika (GUI). W tym przypadku padło na przeglądarkę Brave, która zapewnia kilka naprawdę przydatnych rozwiązań (moim faworytem jest możliwość ustawienia osobnej wyszukiwarki dla kart standardowych i prywatnych (Google + DuckDuckGo)). Niestety i Brave wykazuje liczne niedoskonałości, więc w dalszym ciągu to Safari oceniam jako najmniejsze zło.

Doceniam implementację wsparcia dla rozszerzeń, możliwość szybkiego przełączania się między poszczególnymi kartami i przeniesienie paska wyszukiwania w zasięg kciuka, jednak te zalety w żaden sposób nie rekompensują opisanych powyżej skaz.

4) Mapy

Uaktualnione Mapy Apple wydają się kroczyć ścieżką zarysowaną przez Safari (wizualny minimalizm i estetyka, ukrywanie „zbędnych” elementów interfejsu przed wzrokiem użytkownika), a zarazem czerpać inspirację z rozwiązań konkurencji z Mapami Google na czele. Większość wprowadzonych zmian to subtelne usprawnienia, choć znajdą się i takie wykazujące wyraźne podobieństwa. Do ostatnich zalicza się umieszczenie przycisków „Podgląd trasy” oraz „Dźwięki” bezpośrednio na głównym ekranie nawigacji, przy czym w ostatnim przypadku nawet projekt i układ ikon jest zbliżony do ich odpowiedników w aplikacji Google.

Dzięki temu część akcji można wykonać nieco szybciej, lecz sama aplikacja traci nieco na schludności i czytelności, a same ikony zasłaniają część mapy.

Mimo tego ciężko uznać to za jednoznacznie niewłaściwą decyzję. Co innego oddzielenie punktów POI oraz udostępniania lokalizacji i podzielenie ich na dwie odrębne kategorie - „Dodaj przystanek” oraz „Udost. U celu”, co niepotrzebne zwiększa liczbę akcji do wykonania. Całość prezentuje się także mniej elegancko i traci na kompaktowości.

Niemniej jednak nie uważam, by wzorowanie się rozwiązaniami z Mountain View było złym pomysłem - w końcu ich nawigacja w różnych aspektach wyprzedza Mapy Apple o całe mile - o ile na warsztat trafiają wartościowe pomysły. A jako taki zaklasyfikowałbym bogatszą i bardziej dokładną historię wyszukiwania tras, lecz wygląd już niekoniecznie.

Słodko-gorzki mix nowości

iOS oraz iPadOS 15 przynoszą również korzystne zmiany, np.

1) Nawigacja po różnych zakładkach systemu za pomocą klawiatury działa znacznie sprawniej i wygodniej, zwłaszcza na pulpicie głównym oraz w ustawieniach. Na pulpicie pojawia się widoczny obrys wokół ikonki aplikacji, a w ustawieniach wybrana zakładka przyjmuje kolor niebieski.

Na chwilę obecną nie wszędzie działa to prawidłowo (w aplikacji Pliki, gdzie nawigacja strzałkami działa tylko po wcześniejszym przytrzymaniu przycisku command), jednak należy mieć tego świadomość podczas korzystania z testowej wersji oprogramowania

2) Dzięki nowym skrótom klawiszowym wiele akcji można teraz wykonać bez konieczności interakcji z samym urządzeniem, np. można wywołać Siri za pomocą kombinacji fn + S

3) Wielozadaniowość stała się przystępniejsza i znacznie wygodniejsza, głównie za sprawą łączenia aplikacji w pary bezpośrednio z widoku wielozadaniowości oraz przypięcia opcji układu okien do pasku stanu. Jest to naprawdę przydatne w sytuacji, gdy chcemy uruchomić aplikację znajdującą się na ekranie, nie w Docku.

Ciekawą nowością powiązaną z przyciskiem „Więcej” jest przesuwanie aktualnie używanej aplikacji ku prawej stronie ekranu, co odsłania zawartość pulpitu i ułatwia wybranie drugiej aplikacji.

Czasami może pojawić się również czwarta opcja o nazwie Center Window, wyświetlającą nowe okno na środku ekranu. W sam raz, gdy chce się coś na szybko podejrzeć, napisać mejla czy sporządzić notatkę. W wersji Public Beta 3 zaobserwowałem ją wyłącznie w aplikacjach Mail oraz Pliki

4) Niektóre widżety zyskały na użyteczności  Dla przykładu Pliki pozwalają teraz na ręczny wybór wyświetlanych folderów i otwieranie ich za pomocą jednego kliknięcia

5) Tryb Skupienia pozwala na ograniczenie wyświetlanych powiadomień, a także wspiera automatyzację, czyli zbiór ściśle zdefiniowanych wzorów postępowania w określonych sytuacjach i scenariuszach. Oczywiście wszystko można skonfigurować wedle własnego upodobania. Miłym dodatkiem jest automatyczna aktywacja trybu skupienia na pozostałych iUrządzeniach oraz informowanie innych osób o aktywności danego trybu w chwili, gdy wyślą wiadomość lub próbują się połączyć.

Ciekawym rozwiązaniem jest wyświetlanie wyłącznie wybranych stron pulpitu, które można dostosować pod konkretny tryb skupienia. W ten sposób można utworzyć osobną stronę dla aplikacji (np. Pages, Lightroom) i widżetów (np. Pliki) do pracy i osobną dla aplikacji wykorzystywanych w czasie wolnym, jak YouTube czy Honkai Impact 3 i Genshin Impact. Proste i całkiem wygodne rozwiązanie, choć osobiście zbytnio z niego nie korzystam.

Aby uniknąć zatłoczenia na pulpicie, gdy żaden z trybów skupienia nie jest aktywny, wystarczy wyłączyć podgląd danych stron

6) Siri potrafi właściwie zareagować na część poleceń nawet bez połączenia z Internetem, choć w bardzo ograniczonym zakresie. O ile ustawienie minutnika nie stanowi dla asystentki głosowej najmniejszego wyzwania, tak do wykonania prostych działań matematycznych czy dodania przypomnienia wymagane jest połączenie z siecią

7) Do aplikacji Zegar powrócił stary, dobry sposób ustawiania godziny budzika

8) Mapy Apple wyświetlają więcej informacji odnośnie utrudnień na trasie oraz wynikających z nich opóźnień

9) Safari obsługuje rozszerzenia, choć obecnie ich baza jest mocno ograniczona.

Daje to jednak nadzieję na pojawienie się przydatnych rozwiązań oraz lepszej synchronizacji z różnymi serwisami i usługami bezpośrednio z poziomu przeglądarki, zamiast osobnej aplikacji

10) Safari wspiera gesty również na iPhone’ach bez Face ID. Dzięki temu możliwe jest przełączanie się między kartami za pomocą maźnięć w prawo/lewo na pasku adresu oraz szybki podgląd otwartych kart poprzez przeciągnięcie palcem od paska adresu ku środkowi ekranu

Wciąż będę korzystał z iOS-a 13, iPadOS-a 14 oraz macOS-a Mojave, bowiem nowe wersje przynoszą zbyt wiele niekorzystnych zmian.

Na iPhonie wciąż korzystam z iOS-a 13.7, na iPadzie z iPadOS-a 14.7, a na PC z Windowsa 10 i macOS-a Mojave (na maszynie wirtualnej) i po testach nowych wersji oprogramowania mogę stanowczo stwierdzić, że w najbliższym czasie nic w tej kwestii nie ulegnie zmianie. Głównie przez powtarzający trend, gdzie powody przeciw stanowczo przyćmiewają głosy za. Kiedyś uznałbym, że taka sytuacja jest nie do pomyślenia. Dziś uważam to za coś zupełnie normalnego. Ile w tym winy Apple? Ciężko to jednoznacznie określić, jednak jasnym jest, że moje oczekiwania nie pokrywają się z wizją Cupertino. Po drugiej stronie płotu jest nie lepiej i obecny Windows 11 również niezbyt wpisuje się w moje potrzeby. W międzyczasie coraz to więcej uwagi poświęcam elementaryOS 6 i z niecierpliwością wyczekuję wydania stabilnej wersji (co pewnie jeszcze potrwa).

 

Autor zdjęcia tytułowego: Daniel Romero

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu