Felietony

W Barcelonie fizyczne nośniki muzyki mają się świetnie

Paweł Winiarski
W Barcelonie fizyczne nośniki muzyki mają się świetnie
Reklama

Nigdy nie ukrywałem tego, że muzyka w formie cyfrowej to dla mnie tylko i wyłącznie uzupełnienie fizycznych nośników. Może nie mam w domu milionów CD,...

Nigdy nie ukrywałem tego, że muzyka w formie cyfrowej to dla mnie tylko i wyłącznie uzupełnienie fizycznych nośników. Może nie mam w domu milionów CD, ale staram się na bieżąco uzupełniać swoją kolekcję płyt - przynajmniej najbardziej interesującymi mnie albumami. Ale widzę, że płyty kupuje się coraz trudniej. Tym bardziej byłem zaskoczony tym, co zobaczyłem kilka dni temu na uliczkach Barcelony.

Reklama

Gdzie w zasadzie można u nas kupić krążki CD lub płyty winylowe? Empik, gdzie nawet w największych placówkach wybór w niczym nie przypomina tego, co można było tam zastać powiedzmy 10 lat temu. Krążki można też nabyć w Saturnie i kilku innych marketach z elektroniką. I tyle. Gdzieś tam majaczą jeszcze mniejsze sklepy muzyczne, najczęściej schowane tak, że zwykły przechodzień nie jest w stanie na nie wpaść. Pozostaje sieć i serwisy aukcyjne. W przypadku mało popularnej muzyki nie ma z tym większych problemów - są mali wydawcy, którzy wystawiają cały asortyment w swoich równie małych sklepach internetowych. Można też zamawiać rzeczy z innych krajów. Nawet jeśli nie zadziała nasza karta bankomatowa, a nie chcemy wyrabiać sobie karty kredytowej, sprawdza się prosty i wygodny w użyciu paypal. Pomijając oczywiście koszty przesyłki, które często stanowią równowartość ceny płyty.


Ja ten trend rozumiem, choć zdecydowanie bardziej wolałbym móc znów przedzierać się przez półki z płytami i drapać się w głowę myśląc, co kupić - bo otacza mnie tyle muzycznego dobra. Jedyne co mi pozostało to przeglądanie sklepów lub aukcji internetowych, a później czekanie na listonosza lub kuriera. Przy okazji tegorocznych targów Mobile World Congress mieliśmy kilka godzin na zwiedzanie okolicy. Zapuściliśmy się w wąskie uliczki w centrum Barcelony i zobaczyłem coś, co zwyczajnie mnie zszokowało.

Jedna przypadkowa uliczka, przejście jej zajęło nam góra 5 minut. Naliczyliśmy 9 sklepów z płytami. Nie 1, nie 2 - a 9. Przypadek? Zachodzimy w drugą, równoległą. To samo, sklepów było 8. Wszystkie zapchane płytami CD, kasetami i płytami winylowymi. Od oficjalnych wydawnictw, przez bootlegi pochodzące z każdego rejonu świata. Może nie zastałem tam dziesiątek osób, ale trudno powiedzieć, żeby sklepy świeciły pustkami. Zaraz obok sklepów z płytami mieściły się (ponownie w imponującej ilości) sklepy z instrumentami muzycznymi. Jakby nikt w Barcelonie nie kupował w sieci. Bo nie wierzę, że nierentowne sklepy miałyby rację bytu. Nawet jeśli sprzedawcą jest właściciel i robi to z pasji do fizycznych nośników muzyki, to rachunków i czynszu dobrymi chęciami nie da się opłacić.


Sklepy z muzyką w Barcelonie nie dają mi spokoju. Bo co w zasadzie sprawia, że jest ich tam tak dużo? Przecież nawet w jednym z najpopularniejszych miast turystycznych w Europie, odwiedzający nie będą kupować płyt. W końcu nie są to pamiątki, nie mają na sobie flagi Hiszpanii, nie są smakołykiem koszulką piłkarską. Opcje są dwie. Albo Hiszpanie nie nauczyli się jeszcze kupowania muzyki w sieci i korzystania z serwisów strumieniujących, albo właśnie z Hiszpanii idzie do nas moda na fizyczne nośniki. Ciężko uwierzyć mi w tę drugą opcję, ale trzymam za nią mocno kciuki. Bo oglądanie płytotek znajomych było dla mnie ogromną frajdą, którą ciężko porównać z bogatą biblioteką np. iTunes, nawet jeśli kosztowała majątek. A „puść sobie co chcesz, mam Spotify Premium” na nikim nigdy nie robiło, nie robi i nie zrobi wrażenia. Dla wielu bowiem muzyka to hobby, a hobby i oddanie się jemu ma robić wrażenie.

A Wy kupujecie jeszcze muzykę na fizycznych nośnikach, czy już całkowicie oddaliście się dźwiękom z cyfrowej dystrybucji?

Reklama

grafika: 1, 2, 3

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama