Nie będzie powszechnego świętowania, nie będzie fajerwerków. W tym dniu pewnie też nie zobaczysz kawalkady wpisów w mediach mówiących o ogromnym osiągnięciu ludzkości. A szkoda, bo wtedy właśnie, kawałek ludzkiej technologii pamiętający czasy zimnej wojny, dotrze do granicy jednego dnia świetlnego od Ziemi. Chodzi oczywiście o sondę Voyager 1.
Voyager 1 osiągnie niewiarygodny dystans od Ziemi. Wkrótce skalą będzie światło!

Wystartował w 1977 roku, kiedy ludzie oglądali w kinach "Gwiezdne Wojny", a Apple składało komputery w garażu. Miał odwiedzić Jowisza i Saturna, ale z czasem plany się zmieniły. Sonda przemknęła się więc za granice Układu Słonecznego i "frunie" sobie dalej. I dalej, i dalej...
Dziś dzieli ją ponad 166 jednostek astronomicznych od nas. Rozwinęła niemałą prędkość: 61 tysięcy km/h. Mimo to, żeby osiągnąć symboliczną odległość jednego dnia świetlnego od Ziemi (dystans, jaki pokona światło z Ziemi do sondy w ciągu jednego dnia) potrzebuje jeszcze ponad roku (zrobi to 15 listopada 2026). Voyagerowi zajmie to łącznie 49 lat. Światło w próżni "wykręci" taki wynik w dobę. Czujecie już tę różnicę między naszymi bieżącymi możliwościami a granicą, którą wyznacza nam fizyka?
Heliopauza
W 2012 roku Voyager przekroczył granicę heliosfery – ostatnią bańkę wpływów Słońca. To trochę jakby wyszedł z naszego podwórka w ciemność bez latarki. Od tamtej pory dryfuje w przestrzeni międzygwiezdnej, gdzie nie ma już wpływu uporządkowanych cząstek sianych przez Słońce. Większość systemów sondy jest ekstremalnie stara, niektóre jednak działają. Największym problemem nie jest jednak wiek instrumentów, a niknące zasilanie, które ostatecznie skarze Voyagera na wieczne milczenie.
Ile trwa przelot sygnału z Voyagera do Ziemi? Ponad 23 godziny. Odpowiedź? Kolejne 23. Nie jest to więc komfortowa atmosfera do porozumiewania się z sondą. Nic lepszego jednak nie byliśmy w stanie dla niej wymyśleć, dalej nie potrafimy przebić bariery prędkości światła w próżni. Cokolwiek wyszłoby spod naszej ręki tu i teraz, a następnie trafiło w to samo miejsce, co Voyager — miałoby tę samą wadę. I już.
Miara samotności
Dzień świetlny to 25,9 miliarda kilometrów. 166 razy więcej niż odległość Ziemia–Słońce. Można to mierzyć w jednostkach astronomicznych, parsekach... jak kto woli. I tak, jak Voyager oddala się od Układu Słonecznego, podobnie niknie nasza perspektywa pozyskiwania z niego danych w przyszłości. Przestanie nadawać około 2030 roku, gdy wyczerpie się radioizotopowe źródło energii. Potem nastanie cisza. Voyager 1 może mknąć przez przestrzeń jeszcze wiele długich lat: aż w końcu wpadnie we wpływ grawitacyjny jakiegoś ciała lub z czymkolwiek w kosmosie się zderzy. Kiedy to się stanie? Kto wie!
Ciekawość, precyzja, upór
Voyager 1 powstał z ciekawości. Wiele, wiele lat temu zadawano sobie wiele pytań dotyczących i naszego sąsiedztwa i przestrzeni międzygwiezdnej. "Czy coś tam jest?", "Co znajduje się poza naszym domem?", "Czy coś tam jest ukryte?". Voyager poleciał dlatego, że chcieliśmy się więcej o kosmosie dowiedzieć. NASA podtrzymuje z sondą kontakt z pomocą Deep Space Network – największej anteny satelitarnej na Ziemi. A każda korekta trajektorii to jak strzał z kuszy do ruchomego celu z odległości dziesiątek miliardów kilometrów. To niesamowite, że technologia sprzed lat działa tak świetnie.
I ostatecznie. Voyager 1 działa, bo ktoś nie pozwolił mu umrzeć. Inżynierowie ratowali go wiele razy: mimo że nie jest on już najważniejszym dostarczycielem istotnych danych naukowych. Badacze widzą w nim nasze dziedzictwo: coś, co "z urzędu" zasługuje na ratowanie za wszelką cenę.
Będę tu wręcz brutalnie szczery. Voyager 1 nie odkryje nowej planety. Nie ma szans, że do nas wróci. Nie przekaże zdjęć zielonych istot. Ale chyba każdy, kto "jara się" kosmosem czuje, że jest to naprawdę ważny kawałek nauki i technologii dla ludzkości.
Czytaj również: Voyager nie przestaje nas zaskakiwać. Ta sonda zdaje się być nieśmiertelna
Wyrok zapadł. Przed tym będą jednak fanfary
Za dekadę Voyager 1 będzie martwy. Nie da się już go naprawić. Nie zrobimy niczego, by podtrzymać jego działanie, bo nie ma takiej realnej możliwości. I być może Voyagera 1 ktoś kiedyś znajdzie w kosmosie. Być może skończy on jako kupa złomu rozbita na jakimś ciele niebieskim. Jak będzie — nie wiemy.
W tym czasie będzie działo się mnóstwo rzeczy na Ziemi. Ludzie o nim zapomną, rządy się zmienią (po wielokroć), ustroje państwowe padną. Zanim pożegnamy się z Voyagerem, pobije on niesamowity rekord. Wielu ludzi, którzy pracowali przy jego stworzeniu, dziś już nie żyje. Kolejne pokolenia badaczy ratowały go z opresji, kiedy wysyłał na Ziemię bezsensowne dane. Wygląda na to, że jako gatunek, mamy swoje dobre momenty: takie, w których mówi się z dumą: "jestem człowiekiem".
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu