Felietony

[Od Czytelniczki] VoD jako nowy rynek DVD

Adam Jesionkiewicz
[Od Czytelniczki] VoD jako nowy rynek DVD
Reklama

Pojawienie się telewizji w latach 50-tych znacznie wpłynęło na filmowy rynek amerykański, tak właściwie przyczyniając się do jego poważnego kryzysu. M...

Pojawienie się telewizji w latach 50-tych znacznie wpłynęło na filmowy rynek amerykański, tak właściwie przyczyniając się do jego poważnego kryzysu. Musiała minąć dekada, by producenci filmowi podali sobie ręce z gigantami telewizyjnymi i ramię w ramię zaczęli remediować branżę.

Reklama

Podobnie kasety wideo, a później DVD i Blu-ray zrewolucjonizowały zarówno tworzenie, jak i odbiór filmów. Nagle widz dostał do ręki fizyczny przedmiot, na którym zostało zarejestrowane dzieło audiowizualne (a więc zupełnie niematerialne). Dostał też możliwość jego dowolnego przewijania, cofania i powtórnego oglądania, a więc stał się interaktywnym uczestnikiem dzieła, który sam kreuje własne doświadczenie filmowe.

Aby DVD było rentowniejsze, twórcy prześcigają się w pomysłach, co też do tej edycji dodać, by widz (nawet nie zagorzały fan) ją kupił. Mamy więc wycięte sceny, rozmowy z twórcami albo wizyty na planie. Ta ostatnia jest szczególnie istotna przy filmach SF, gdzie efekty specjalne są kluczowe, a edycja DVD jakoby odziera film z „aury”, wyjaśniając, jak ta magia została stworzona.

By przyciągnąć widza nie-fana do edycji DVD, ważna jest kampania po „weekendzie otwarcia”, a więc pierwszych dniach wyświetlania filmu w kinach. Często się wspomina, że weekend ten jest kluczowy dla rynkowego sukcesu filmu. Nie znaczy to jednak, że w czasie tego weekendu film zarabia najwięcej, w porównaniu do kolejnych okien wpływów. Paradoksem Hollywood jest bowiem fakt, że wpływy związane z dziełem przeznaczonym do odbioru w kinie są największe na rynku „home entertainment”, a więc DVD, TV i VoD. „Weekend otwarcia” jedynie sygnalizuje widzom, czy w ogóle warto sięgać po dany film.

Film na życzenie

W Polsce jednak rynek filmów DVD nadal kuleje. Kupno takiej płyty, już nie wspominając o posiadaniu własnej wideoteki odbierane jest jako kinofilstwo – lecz w powszechnym obiegu polskiemu kinofilowi bliżej do filmowego kolekcjonera, żeby nie powiedzieć freaka, niż świadomego i refleksyjnego widza.

Przy tak galopującym rozwoju mediów cyfrowych, nie ma co się dziwić, że kolejnym etapem w dystrybucji „home video” jest VoD. Polskie medialne konglomeraty, związany z TVN i Polsatem już od dawna oferują swoje wideo w serwisach ipla czy tvn player. Jak stwierdzają eksperci, coraz więcej widzów sięga też po usługę VoD w ramach HBO Go czy Kinoplex. Globalny sukces Netflixa pokazał, że społeczność „kinofili” już nie potrzebuje trzymać przed sobą nośnika z filmem, wystarczy im film wirtualny, którego kupują i posiadają w formie cyfrowej.

Pozostaje jednak pytanie, co kupno filmu przez VoD wnosi w recepcję? Nie mamy żadnych dodatków, brak też zmian estetycznych w filmie. Trudno więc tworzyć jakąkolwiek społeczność wokół filmów z legalnych źródeł VoD, tak jak wytworzyły się wokół DVD (słynny już fandom Gwiezdnych Wojen, wyróżniający posiadaczy konkretnego wydania DVD ponad „zwykłych” fanów). Pozwala jedynie obejrzeć wideo „na życzenie” bez przejmowania się ramówką telewizji.

Co z tą Polską?

Grafika obrazująca kraje, gdzie serial „House of Card” oglądany był z nielegalnych źródeł, klasyfikuje Polaków na drugim miejscu - tuż za Amerykanami. Jakkolwiek grafika ta została obśmiana przez internautów na 1000 różnych sposobów, to jednak dokładnie obrazuje polskie „cebulactwo” i korzystanie z tzw. legalnych źródeł. Rozumiem oczekiwania Polaków – chcą obejrzeć dane dzieło równocześnie z fanami w USA, sięgają więc po możliwe im sposoby
(a przynajmniej wolę to uznawać za powód piractwa).

Reklama


Nic więc dziwnego, że Netflix niechętnie się tu wprowadza, a YouTube dopiero co otworzył swój kanał VoD dla Polaków. Póki co świadomość próbuje zreorganizować organizacja społeczna Legalna Kultura, angażując polskich celebrytów do kampanii reklamowej promującą legalne źródła i udostępniając filmy na YouTube. Nadal pozostała jednak w harmonogramach telewizyjnych, udostępniając film o konkretnej porze. Z tą różnicą, że raz udostępniony „wisi” już w sieci i widz może w dowolnym czasie doń wrócić.

Reklama

Obawiam się jednak o przyszłość YouTubowego serwisu VoD w Polsce. A właściwie obawiam się o teraźniejszość, mając nadzieję, że z czasem (niech no tylko ten Netflix wejdzie!) Polacy też zaczną legalnie kupować i wypożyczać filmy. Niestety tu wciąż panuje opinia, że nam się „należy”, że treści w internecie są zupełnie wolne, bez praw autorskich, należące do społeczności internetowej,a więc de facto do wszystkich użytkowników.

Najciekawsze wydaje mi się jednak coraz szersze upowszechnienie serwisów VoD. Obrazuje to nastroje społeczne, coraz bardziej zorientowane na kulturę cyfrową, porzucające „stare nowe media”, a więc rejestrowalne na nośnikach danych. Nie mogę się doczekać, aż trend ten dojdzie do Polski – kiedy kupno pakietu premium na Spotify nie będzie ciekawostką, a powszechną praktyką. Ale wiem, że do tego potrzeba jeszcze troszkę czasu.

Grafika: 1,2.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama