Recenzja

Przez miesiąc testowałem blender z aplikacją za 4000 złotych. I to ona jest jego najmniejszym atutem

Kamil Świtalski
Przez miesiąc testowałem blender z aplikacją za 4000 złotych. I to ona jest jego najmniejszym atutem
54

Blender — niby prosta sprawa. Od lat wpisuje się w standardowe wyposażenie większości kuchni. Stopka, albo taki z niewielkim pojemnikiem. A może nawet hybryda łącząca zalety obu. Nie brakuje też tych kielichowych, specjalizujących  się w przyrządzaniu koktajli czy rozprawiania z zupami. Ale pośród tych urządzeń, podobnie jak wszędzie, jest też klasa premium: wysokoobrotowych urządzeń, które doskonale dadzą sobie radę także w przypadku zadań specjalnych. A wszystkie wymienione wyżej wykonują w mgnieniu oka i to z prędkością światła. I jeżeli próbowaliście kiedyś się co nieco o nich dowiedzieć, prawdopodobnie marki takie jak Vitamix, BlendTec czy NutriBullet nie są wam obce. Z okazji trafienia na rynek nowego modelu pierwszej z tych firm, Vitamix Ascent A3500i, oferującego połączenie ze smartfonem i korzystającego z technologii NFC postanowiliśmy i u nas sprawdzić, czy zastosowanie nowych technologii ma sens w przypadku takich urządzeń. Odpowiedź na to pytanie okazała się nie być wcale taka jednoznaczna — bo ma to swoje mocniejsze i słabsze akcenty...

Vitamix Ascent A3500i: fantastyczna konstrukcja, która robi wrażenie od wejścia

Uwielbiam urządzenia, których projekty zostały przemyślane od A do Z. I jako że na przestrzeni lat miałem (niekoniecznie) przyjemność pracować z różnymi sprzętami, to wiem, że niektóre konstrukcje potrafią pozostawić wiele do życzenia. Mycie było istnym koszmarem, składanie kolejnych części — niczym z klocków Lego — miało mało wspólnego z dobrą zabawą. Tutaj tego problemu nie ma: podstawowy zestaw to blender, pojemnik (ze zdejmowaną pokrywą i "zaślepką", po zdjęciu której można dodawać składniki przy włączonym urządzeniu, albo korzystać z tampera — czyli popychacza, za pomocą którego możemy zamieszać produkty które trafiły do pojemnika). Nie ma zdejmowanych ostrzy, nie ma wymiennych elementów. Aha, no chyba że mowa o zdejmowanej gumowej ochronce, na którą nakładamy pojemnik — ale to akurat zabieg na piątkę z plusem, bo pozwala łatwo umyć część blendera, która regularnie się brudzi. W praktyce więc na co dzień przejmować będziemy się wyłącznie myciem kielicha i jego pokrywy — a i te są znacznie ułatwione, a wszystko to dzięki specjalnemu, zdefiniowanemu odgórnie, trybowi — ale o tym za chwilę.

Od razu jednak wspomnę o tym, w jaki sposób wykorzystano tutaj NFC. Takowe pozwala rozpoznać pojemnik — a, co ważniejsze, także zadbać o bezpieczeństwo. Specjalne czujniki informują o tym, czy pokrywa została zamknięta — i bez jej założenia nie mamy szans uruchomić blendera. Idealne w swojej prostocie, ale też szalenie efektywne i skuteczne. Bez opóźnień, działające w mgnieniu oka. Pozwalają one też rozpoznać rodzaj pojemnika — bo Ascent A3500i ma ich do wyboru kilka, choć sam korzystałem wyłącznie z dwulitrowego wariantu, który jest w zestawie.

Na samo urządzenie składa się zestaw przycisków, pokrętło i przycisk włączający umiejscowiony z prawej strony obudowy. Więcej... po prostu nie jest potrzebne — te w zupełności wystarczają, by sterować urządzeniem.

Pięć trybów i aplikacja

Mamy zestaw przycisków, mamy pokrętło — ale mamy także zestaw pięciu zdefiniowanych trybów, które pozwolą nam w mgnieniu oka rozprawić się z: koktajlami, lodami tworzonymi z zamrożonych owoców, gorącymi zupami, smarowidłami oraz... myciem. Twórcy zaprojektowali zestaw odgórnie zdefiniowanych opcji, które pomogą wszystkim niedoświadczonym — ale oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, abyśmy samodzielnie zarządzali szybkością i czasem działania urządzenia. Jeżeli zaś ktoś czuje się w tej kwestii niepewnie — to z pomocą przyjdzie mu mobilna aplikacja, która współpracuje z samym blenderem, jak i (niedostępną jeszcze oficjalnie w Polsce) wagą Perfect Blend Smart Scale.

To rozwiązanie, które w mgnieniu oka pozwoli odnaleźć i dostosować czas i tempo działania urządzenia do elementu który przygotowujemy — w przypadku braku wagi wystarczy wybrać przepis, podać gramaturę, przesłać do blendera i gotowe! Samo podłączenie nie stanowi większego problemu — wszystko dzieje się za pośrednictwem Bluetootha. To ciekawa opcja, chociaż odniosłem wrażenie, że nawet producent podchodzi do niej dość po macoszemu. W przypadku wariantu dla iPhone, program nie doczekał się optymalizacji dla urządzeń sprzed kilku lat — na iPhone 7 wciąż widnieje sztucznie powiększony interfejs, który prezentuje się naprawdę marnie. Do tego twórcy uznają pewne elementy za pewnik — nie dają zatem użytkownikom możliwości ich drobnej edycji i dostosowania do własnych potrzeb. Szkoda.

W praktyce więc aplikacja jest i działa. Ale nie jestem przekonany, czy użytkownicy sięgający po sprzęt z wyższej półki jakim jest Vitamix Ascent A3500i będą takich rozwiązań potrzebować. Zakładam że swoje już w kuchni spędzili i angażowanie w to wszystko smartfona będzie tylko dodatkowym zachodem. Nie wykluczam jednak, że w połączeniu z wagą — wszystko nabiera sensu.

Nie było zadania, z którym Vitamix A3500i by sobie u mnie nie poradził

Miałem przyjemność testować Vitamix przez kilka tygodni, podczas których zblendowałem nim... dziesiątki rozmaitych składników. Co więcej: do testów zapraszałem także przyjaciół, którzy stawiali mu kolejne wyzwania. Nikogo chyba nie trzeba przekonywać, że "standardy" takie jak owocowe koktajle nie stanowiły dla niego problemu — bez znaczenia czy stawialiśmy na owoce, czy nieco bardziej wymagające składniki, jak szpinak czy zioła, po których liściach nie pozostał żadne ślad. Zupy były idealnie kremowe, kostka żółtego sera po kilku sekundach była rozdrobniona, a ziołowe pesto nie stanowiło absolutnie żadnego wyzwania. A wręcz przeciwnie — trzeba było blender zatrzymać dostatecznie szybko, by nie przerobił wszystkich tamtejszych orzechów na papkę. Co więcej: brak maszynki do mielenia okazał się nie być żadnym problemem nawet przy przygotowaniu sernika z bloku białego sera, który z innymi składnikami w kilkadziesiąt sekund stworzyły idealnie kremową masę.

Jesienne temperatury może i nie zachęcały do lodowych szaleństw — ale blendowanie mrożonych owoców czy nawet kostek lodu do napojów trwało chwilę i blender ani razu nie odważył się zaprotestować, co — niestety — regularnie zdarzało się w przeszłości innym urządzeniom z których korzystałem. Brawo!

Ale w ramach serwowania mu coraz trudniejszych wyzwań, w kolejnej fali zabraliśmy się za zrobienie z pomocą Vitamixa mąk z ryżu, ciecierzycy, płatków owsianych i kaszy. Idealne ich rozdrobnienie na pył zajęło mu około półtorej minuty — po kilogramie surowca do pojemnika, wysokie obroty, do skutecznego działania nie był potrzebny nawet tamper. Najbardziej problematyczne okazało się ich późniejsze przesypywanie, bo wszystko dookoła w mig pokryła się pyłem.

Ostatecznym testem jednak były masła orzechowe. Kilka tygodni kuchennych szaleństw zaowocowało wieloma kilogramami zmielonych rozmaitych gatunków: od klasycznych fistaszków, przez laskowe, migdały, na pistacjach kończąc. I jeżeli kiedyś robiliście domowe masła orzechowe malakserem albo zwykłym blenderem, to prawdopodobnie wiecie, że uniknięcie drobinek jest z nimi właściwie niewykonalne, a całość trwa co najmniej kilkadziesiąt minut. Tutaj zrobienie klasycznego masła orzechowego, lejącego się, a przy tym idealnie gładkiego jest kwestią trzech - trzech i pół minut. Na starcie wystarczy pomóc mu tamperem, a kiedy surowiec puści tłuszcz — idealne ich doblendowanie trwa raptem chwilę. Wszyscy byliśmy pod ogromnym wrażeniem tego jak skutecznie sprzęt jest w stanie poradzić sobie z tym niełatwym zadaniem — ale faktycznie, nawet to nie stanowiło dla niego problemu. I jako że według instrukcji urządzenie może działać ponad 25 minut — przerobienie na pożegnanie pięciu kilogramów w kilku partiach okazało się dla niego pestką. To moment, w którym Vitamix skradł moje serce i naprawdę trudno było nam się rozstać — ale przy okazji trafił na moją listę najbliższych zakupów, bo możliwości które za sobą niesie są ogromne.

Łatwość obsługi i mycia powaliła mnie na kolana

Jednym z elementów które intrygowały mnie najbardziej w kontekście urządzenia nie posiadającego wyjmowanego ostrza była kwestia jego mycia. Ale wspomniany już tryb czyszczenia okazał się niezwykle skuteczny — napełniania pojemnika do połowy wodą, odrobina płynu do mycia naczyń, uruchomienie trybu i... chwilę później mogliśmy już wylać zawartość, a resztę domyć już w zlewie — albo zmywarce. Oczywiście tutaj wszystko zależy od tego do czego wykorzystywaliśmy blender: wiadomo że tłuste resztki z maseł orzechowych będą znacznie bardziej problematyczne, aniżeli pozostałości po zupie czy mielonych suchych składnikach.

Tryb mycia

Kilka przycisków, gałka i niewiele elementów sprawiają, że korzystanie ze sprzętu jest dziecinnie proste i poradzą sobie z nim wszyscy. Jednak trudno ukryć, że nie jest to sprzęt dla każdego. Przede wszystkim jego waga (około 7 KG) i niemałe wymiary sprawiają, że nie sprawdzi się on w każdej kuchni — bo najzwyczajniej w świecie wielu może po prostu nie mieć na takie urządzenie miejsca. Drugą kwestią jest jego cena. Model Ascent A3500i kosztuje blisko cztery tysiące złotych – wiadomym jest, że nie jest to sprzęt dla tych, którzy lubią zajrzeć do kuchni raz w miesiącu. Ale jeżeli zależy wam na solidnym blenderze do zadań specjalnych, to zdecydowanie warto dać Vitamixowi szansę. To produkt premium, który nabywacie z 10-letnią gwarancją i... pewnością, że żadne kuchenne składniki nie będą dla was wyzwaniem! Warto też pochwalić projektantów za efektywne wykorzystanie NFC. Aplikacja mobilna — cóż: jest, działa, ale jeżeli tylko ona ma być motywacją do nabycia tego urządzenia, to... chyba jednak są lepsze sposoby, by wydać takie pieniądze. Bo (przynajmniej bez wagi) nie broni się specjalnie nawet jako ciekawostka.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu