Nauka

USA testują "tarczę nuklearną" przed asteroidami. Skuteczność zaskoczyła naukowców

Jakub Szczęsny
USA testują "tarczę nuklearną" przed asteroidami. Skuteczność zaskoczyła naukowców
Reklama

Co będzie, gdy staniemy w obliczu globalnej katastrofy i od naszych działań będzie zależało to, czy Ziemia przetrwa? Czy jesteśmy na to gotowi? Misja DART pokazała nam, że możliwości są. USA testują jednak niezmiernie ciekawy scenariusz - "atak jądrowy na asteroidę". Dokładnie, jak w filmie Armageddon.

Wyobraź sobie poranek. Otwierasz okno, kawa paruje w kubku, a gdzieś wysoko na niebie pędzi ku Ziemi asteroida wielkości stadionu. Kto powiedział, że to nie może się wydarzyć? To bardzo realna możliwość, która – choć stosunkowo mało prawdopodobna – jest wystarczająco poważna, by mobilizować naukowców na całym świecie. Już teraz spoglądamy w niebo i szukamy możliwych zagrożeń. Nie bez powodu — chcemy bowiem wiedzieć, że jesteśmy w pełni bezpieczni.

Reklama

Dlaczego asteroidy nadal nas nie zabiły?

Codziennie nasza planeta omiata gigantyczna ilość kosmicznego gruzu. Większość z niego spala się w atmosferze, co generuje zjawiska powszechnie nazywane "spadającymi gwiazdami". To nie gwiazdy spadają, ale właśnie obiekty z kosmosu — czasami nawet śmieci pozostawione na orbicie. Są jednak większe obiekty, które mogą wywołać katastrofę – jak ta, która "wymiotła" dinozaury. Według NASA blisko Ziemi może znajdować się ponad 25 tysięcy asteroid o średnicy powyżej 140 metrów. Wykryliśmy mniej niż połowę.

Nawet niewielka, ale wyjątkowo źle ulokowana kolizja – na przykład z obiektem o długości 200 metrów – mogłaby zrównać z ziemią całe miasto, wywołując fale uderzeniowe porównywalne z eksplozją bomby jądrowej. Dlatego naukowcy już teraz testują sposoby, które pozwolą odeprzeć taki atak.

DART, czyli pierwszy taran

W 2022 roku NASA przeprowadziła historyczną misję DART. Bezzałogowy statek kosmiczny zderzył się z niewielką asteroidą Dimorphos, skutecznie zmieniając jej orbitę. Uzyskaliśmy mocny dowód na to,, że da się fizycznie odepchnąć zagrożenie. Ale tu występują pewne ograniczenia. Działa to w ten sposób tylko wtedy, gdy wiemy o asteroidzie odpowiednio wcześnie i mamy kilka lat na reakcję. A co, jeśli czasu zabraknie?

Z pomocą przychodzi... broń atomowa

Pomysł zmiany trajektorii lub dzielenia / niszczenia asteroid za pomocą broni jądrowej wydaje się ekstremalny – i... taki właśnie jest. Zdetonowanie ładunku w pobliżu obiektu miałoby za zadanie nie tyle go zniszczyć, co delikatnie "odparować" jego powierzchnię: wyrzucone w przestrzeń odłamki mogłyby zmienić jego trajektorię na bezpieczną dla Ziemi.

Prawo międzynarodowe zabrania wynoszenia broni atomowej w kosmos, jednak naukowcy ze Stanów Zjednoczonych postanowili sprawdzić tę koncepcję w warunkach laboratoryjnych. I tak powstał projekt „nożyczki rentgenowskie”. Zakładam jednak, że mimo traktatów, raczej nikt by nie protestował przeciwko wyniesieniu w kosmos głowicy, która miałaby uratować ludzi na Ziemi.

Maszyna Z

W Sandia National Laboratories w Nowym Meksyku znajduje się Z Pulsed Power Facility, zwana maszyną Z. To ogromna instalacja, zdolna do wygenerowania energii ponad tysiąca błyskawic w ułamku sekundy. Naukowcy wykorzystali ją do odtworzenia warunków podobnych do tych, które wytwarza bomba jądrowa – i przetestowali jej wpływ na mikroskopijne modele asteroid.

Dwa kawałki minerałów – kwarcu i stopionej krzemionki – zostały zawieszone w próżni na cienkiej folii aluminiowej. Gdy maszyna Z została uruchomiona, folia dosłownie wyparowała, a cele wystrzeliły do tyłu z prędkością 250 km/h, symulując realne odchylenie.

Reklama

Od eksperymentu do obrony planety

Eksperyment zakończył się sukcesem. Dane potwierdziły, że metoda z wykorzystaniem promieniowania rentgenowskiego może faktycznie zadziałać. Nie chodziło o efektowny wybuch, ale o realny transfer pędu – klucz do odepchnięcia zagrożenia.

Inny zespół, pracujący na uniwersytecie w Rochester, używa podobnej techniki – tyle że zamiast maszyny Z stosuje lasery generujące promieniowanie rentgenowskie. Cel? Przetestować różne materiały przypominające meteoryty i dowiedzieć się, jak zachowują się pod wpływem ekstremalnych warunków.

Reklama

Czytaj również: Webb „zagląda w oczy” asteroidzie, której się baliśmy. Jest dobra i zła wiadomość

Skąd wiemy, że to zadziała?

Odpowiem niczym postać napisana przez Bartosza Walaszka: "nie wiemy!". I właśnie dlatego prowadzone są badania. Asteroidy nie są jednorodne – niektóre są zwarte jak monolit, inne przypominają luźne zlepki skał. Każda z nich różnie reaguje na skoncentrowaną energię. Eksplozja, która odchyli jedną, może roztrzaskać drugą i stworzyć prawdziwy deszcz kosmicznego gruzu. To wciąż pole eksperymentów, jednak kierunek jest naprawdę obiecujący.

Prawdopodobieństwo katastrofalnego uderzenia asteroidy za naszego życia jest niewielkie. Ale "mało prawdopodobne" nie znaczy "niemożliwe". Dlatego warto wiedzieć, że nauka wciąż czuwa. Nie śpi. Testuje. Myśli. Jeśli pewnego dnia na niebie pojawi się zagrażająca nam asteroida, być może uratuje nas to, nad czym nauka się trudziła – i praca ludzi, którzy dziś bawią się folią aluminiową i maszynami wielkości budynków. Niby tylko zabawa, ale za tą zabawą idzie ogromna odpowiedzialność.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama