Ciekawostki technologiczne

Urlop w Grecji, na Bali albo w kosmosie

Maciej Sikorski
Urlop w Grecji, na Bali albo w kosmosie
Reklama

Gdy pada hasło turystyka kosmiczna, zaczyna się mówić o prywatnych amerykańskich firmach, które chcą wykonywać loty suborbitalne. Pojawiają się tu naz...

Gdy pada hasło turystyka kosmiczna, zaczyna się mówić o prywatnych amerykańskich firmach, które chcą wykonywać loty suborbitalne. Pojawiają się tu nazwiska znanych biznesmenów, nazwy przedsiębiorstw zakorzeniających się już w świadomości odbiorców, nie tylko specjalistów. Warto jednak pamiętać, że do tej pory turystyczne loty kosmiczne umożliwiali tylko Rosjanie. Niedługo mogą zacząć szukać nowych klientów.

Reklama

Temat komercyjnych lotów kosmicznych podjęli kilka lat temu m.in. Richard Branson i Elon Musk, miliarderzy, których nazwiska znane są na całym świecie. Przekonują, że relatywnie tania i bezpieczna turystyka kosmiczna jest w zasięgu, a efekty ich prac poznamy już za kilka lat. Wierzę, że tak się stanie, ale na razie mówimy o planach. Tymczasem Rosjanie dostarczali już turystów na Międzynarodową Stację Kosmiczną wykorzystując do tego swoje statki kosmiczne Sojuz.

Pierwszym i chyba najbardziej kojarzonym turystą kosmicznym był Dennis Tito. W swoją wymarzoną podróż wybrał się w roku 2001, na orbicie spędził ponad tydzień, a zapłacił za tę przyjemność 20 mln dolarów. Po nim w podobną podróż wybrało się jeszcze sześcioro turystów. Ostatnim był Guy Laliberté, założyciel Cirque du Soleil, który trafił na ISS w roku 2009. Wyprawa kosztowała go od 35 do 40 mln dolarów (trafiałem na różne dane). W tym roku na listę turystów zostanie prawdopodobnie wpisana śpiewaczka Sarah Brightman. Podobno zapłaci ponad 50 mln dolarów. A co potem?

Piszę o tym, ponieważ w Rosji toczy się właśnie dyskusja dotycząca powrotu do turystyki kosmicznej. Rosjanie mają podpisaną umowę z NASA i dostarczają na ISS Amerykanów. Każdy taki lot kosztuje amerykańską agencję ponad 70 mln dolarów (przynajmniej tyle będzie kosztował w roku 2017). NASA musi korzystać z tych usług, ponieważ nie ma alternatywy - Amerykanie zostali uziemieni, gdy mowa o kosmicznych podróżach, zmieni się to dopiero za kilka lat. Jeżeli wszystko pójdzie po ich myśli, to zrezygnują z rosyjskiej oferty. To oznacza wolne miejsca w rosyjskich misjach. Pojawił się pomysł, by znów zacząć wozić turystów na ISS.

Pomysł zły oczywiście nie jest - eksploracja kosmosu kosztuje olbrzymie pieniądze, a utrzymanie się w gronie państw, które rywalizują na tym polu to prestiż połączony z wielkimi wydatkami. Skoro wyschnie amerykańskie źródło finansowania, trzeba będzie je czymś zastąpić. Poprzednia dekada pokazała, że ludzie są zainteresowani lotami kosmicznymi i mogą za to zapłacić dziesiątki milionów dolarów. Miliarderów przybywa, chociażby w branży IT i część z nich pewnie chciałaby zaliczyć taką przygodę - wystarczy wspomnieć, że wyprawę planuje Sergey Brin, współzałożyciel Google.

Czy grono odbiorców usługi można uznać za liczne? Nie, ludzi, których stać na taki lot i są nim zainteresowani nie będziemy liczyć w tysiącach, nawet nie w setkach. Ale Rosjanie chyba nie planują uruchomienia połączenia Ziemia-ISS obsługiwanego raz w tygodniu. Niski popyt, ale i podaż niska. Problemem mogą się tu okazać wspomniane loty amerykańskich firm - jeżeli uda im się zrealizować swoje plany, to loty Sojuzem zyskają konkurencję. Tanią konkurencję (relatywnie tanią - mowa o setkach tysięcy dolarów za bilet), która wielu osobom pewnie wystarczy. Tylko czy Rosjanie i np. firma Bransona będą walczyć o tego samego klienta? Chyba nie - tydzień na stacji kosmicznej trudno porównać z lotem trwającym kilka godzin. Ten pierwszy to naprawdę wymagająca eskapada dla pasjonatów, drugi ma być chyba wypadem rozrywkowym dla osób z grubszym portfelem.

Sprawa nie jest jeszcze przesądzona, możliwe, że Amerykanie po roku 2017 będą nadal uzależnieni od Rosjan w kwestii dostarczania załogi na ISS i wtedy temat turystyki kosmicznej schodzi na dalszy plan. Możliwe też, że Rosjanie będą po prostu wysyłać więcej swoich kosmonautów. To rozwiązanie oznacza jednak dodatkowe wydatki, a szuka się przecież zysków. Możliwe zatem, że niedługo będzie tworzona lista chętnych na wakacje w kosmosie. Ciekawe, którzy bogacze postanowią otworzyć sakiewkę i przeżyć wielką przygodę?

Źródło grafiki: youtube.com

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama