Usługi - słowo klucz, które od kilku lat podbija branżę technologiczą. Usługą stała się muzyka, której już nie musimy przechowywać na dysku. Usługą je...
Ulotność i niepewność, czyli sami kręcimy na siebie bat - na przykładzie OneDrive'a
Jestem dziennikarzem z wykształcenia, pasji i powo...
Usługi - słowo klucz, które od kilku lat podbija branżę technologiczą. Usługą stała się muzyka, której już nie musimy przechowywać na dysku. Usługą jest też przestrzeń na nasze pliki, które przecież możemy trzymać w chmurze. W końcu nawet programy Adobe, Office czy Windows stały się usługami. Przykład ryzyka, jakie się z tym wiąże widzieliśmy wczoraj po ogłoszeniu zmian w OneDrive.
Nie będzie to kolejny tekst o Microsofcie. Nie będę też wylewał wiadra pomyj na pomysłodawcę zmian w OneDrive. Chcę zwrócić uwagę na inną kwestię. Od dobrych kilku lat regularnie tracimy kontrolę nad otaczającą nas technologią. Jeszcze w 2008 roku miałem kilkadziesiąt gigabajtów plików MP3, kilka kartonów płyt z grami i dwa dyski przenośne na dokumenty i zdjęcia. Dziś muzykę dostarcza mi Spotify, filmy oglądam w sieci, a gry pobieram w postaci cyfrowej ze Steam (tudzież Xbox Store). Wszystkie archiwalne dokumenty i zdjęcia trzymam natomiast na dysku Google'a.
Tak się dzieje ze wszystkim i, co istotne, na coraz większą skalę. Oprogramowanie typu Adobe czy MS Office przestało już być "stacjonarne". Wykupujemy abonament i w jego ramach otrzymujemy dostęp do pakietu programów, przestrzeni w chmurze i towarzyszących jej usług. Office'a kupimy jeszcze w tradycyjnej postaci, ale Adobe całkowicie już przeniosło się do chmury. A nie zapominajmy o istnieniu coraz większej liczbie aplikacji działających wyłącznie w przeglądarce jak chociażby Google Docs. Nawet e-mail przeniósł się już całkowicie do chmury i z desktopowych klientów korzysta mało kto.
Sytuacja z grami jest równie skomplikowana. Dziś na PC dominuje Steam, a gry stały się usługą. Płacimy za kod dostępu do niej. Zapomnijcie o płycie, możliwości jej pożyczenia czy odsprzedania - za to płaciliśmy kiedyś. Dziś, mimo, że ceny nie uległy większej zmianie, otrzymujemy po prostu mniej. A to tylko wierzchołek góry lodowej. Pojawiają się przecież już pierwsze usługi streamingu gier: PlayStation Now czy GeForce Now, w ramach których po opłaceniu abonamentu mamy dostęp do bazy kilkudziesięciu gier. Nie zapłacimy - nie zagramy w nic.
Moc obliczeniowa również jest coraz częściej czerpana z chmury. W domowych zastosowaniach tego najczęściej nie odczuwamy, ale istnieją już dziesiątki platform B2B, które nie wymagają utrzymywania rozbudowanej infrastruktury w biurze. Wystarczy nam prosty sprzęt do odbioru przetworzonych już danych.
Więcej przykładów? Proszę bardzo. Muzyka? Spotify. Filmy? Netflix i YouTube. Zdjęcia? Flickr i Google Photos. Kwintesencją tego wszystkiego jest platforma Chrome OS, której fundament stanowi działanie w oparciu o chmurę i aplikacje webowe.
Po co to wszystko piszę? Przecież wszyscy wiemy, jak to wygląda. No właśnie. I teraz sobie wyobraźcie, że Spotify podnosi cenę o 100 proc. i traci połowę swojej bazy utworów (zresztą przykład mieliśmy niedawno - wyleciały wszystkie audiobooki). Natomiast na YT jaieś 3/4 kanałów staje się płatnych. Google Photos ogranicza liczbę zdjęć, jakie możemy tutaj trzymać do tysiąca, zaś Steam ma wielką awarię infrastruktury i przez tydzień nie pobierzemy żadnej gry.
Tracimy kontrolę. Zaś rywalizacja między dostawcami usług sprawia, że dają nam więcej i więcej, tracąc przy tym wyobraźnię. To właśnie przytrafiło się Microsoftowi, który szybko przekonał się, że nielimitowana przestrzeń w chmurze oznacza przechowywanie np. 75 TB danych jednego użytkownika. Efekt - w ciągu kilkunastu miesięcy wprowadzone zostaną rygorystyczne ograniczenia, a użytkownicy znajdą się na lodzie. A przynajmniej ci, dla których OneDrive był ważny ze względu na integrację z innymi usługami MS. Pozostali znajdą pocieszenie w objęciach konkurencji.
Nie jestem pod tym względem wzorem do naśladowania. Ma Steam mam blisko 500 gier i opłacam GeForce Now. Na dysku nie trzymam żadnego pliku MP3, bo wszystkiego słucham na Spotify. Aktywnie korzystam z Chromebooka. Piszę artykuły w Google Docs i trzymam kilkanaście gigabajtów danych na Google Drive. I tak dalej, i tak dalej... Po co? Bo tak jest wygodniej. Oby tylko nie przyszło nam z czasem słono zapłacić za tę wygodę.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu