Dobre kino się skończyło - czasem słyszę takie komentarze, podobne opinie dotyczą muzyki, literatury czy dziennikarstwa. Potem jednak trafiam do kina na świetny film i okazuje się, że... siedzę sam w sali. I nie jest to zamknięty pokaz, nie umawiam się z kinem czy dystrybutorem. W innych salach nie brakuje ludzi, przyszli zobaczyć m.in., jak Patryk Vega masakruje rodzimą służbę zdrowia. Tymczasem do obejrzenia w tej samej cenie był Twój Vincent - jeden z najciekawszych projektów ostatnich lat. Świetna lekcja historii, twórczości i życia wybitnego malarza, a przy tym kryminał.
Twój Vincent to tytuł, który trudno jednoznacznie sklasyfikować: dramat, kryminał, biografia, ale przede wszystkim pełnometrażowy film animowany techniką malarską - ten ostatni element poważnie wyróżnia go w repertuarze. Nie tylko tym październikowym, bo za podobne rozwiązania wcześniej się nie zabierano lub nie robiono tego na taką skalę. Dzieło (tak, to jest dzieło) powstawało latami, pracowało przy nim m.in. ponad stu malarzy, którzy imitowali techniki Vincenta van Gogha. Powstały tysiące obrazów, które wprawiono w ruch za sprawą animacji poklatkowej. Warto dodać, że jedna sekunda filmu (a ten trwa ponad 90 minut) to kilkanaście namalowanych obrazów. Widać wyraźnie, ile pracy trzeba było włożyć w realizację tego śmiałego pomysłu. Podjęli się go wspólnie Polacy i Brytyjczycy, film w reżyserii Doroty Kobieli i Hugh Welchmana powstawał w w różnych częściach Europy, w Polsce pracowano nad nim we Wrocławiu i w Gdańsku.
Widz poznaje obrazy słynnego malarza, ale nie polega to po prostu na pokazywaniu kolejnych animacji - taką formę wytrzymaliby pewnie tylko miłośnicy malarstwa. Tu dostajemy historię kryminalną, młody mężczyzna podejmuje się zadania dostarczenia listu napisanego przez nieżyjącego już Vincenta do jego brata, Teo. Rozpoczyna się podróż, która prowadzi bohatera do miejsca śmierci malarza. Przy okazji poznaje on ludzi wspominających artystę oraz szczegóły jego śmierci. Czy owe szczegóły wyjaśniają zagadkę postrzału artysty, potwierdzają, że było to samobójstwo, jak przyjęto oficjalnie? Nie będę opowiadał historii, lecz zapewniam, że trzyma w napięciu i bohater nierzadko zmienia zdanie na temat zajść z przeszłości.
Wspomniany mężczyzna rozwiązuje zagadkę śmierci malarza, ale na pierwszy plan wysuwa się inna tajemnica: życie van Gogha. Przekonujemy się, jak niejednoznaczną postacią był, że utrwalony obraz wariata (tak odbierała go większość społeczeństwa za życia, tak podchodzą do niego ludzie dzisiaj) nie musi być prawdziwy. A jeśli już przyjmiemy, że miał problemy psychiczne, to poznajemy kontekst: od dzieciństwa, po ostatnie dni. Fantastyczne jest to, że owej powieści nie snuje jedna postać, nie mamy całkowitego wybielania czy oczerniania - ilu narratorów, tylu Vincentów.
Nie będzie przesadą stwierdzenie, że Twój Vincent to uczta dla oka (przynajmniej dla mojego - zaznaczę przy tym, że nie jestem specjalistą). Oglądanie nie nudzi i nie męczy po 10 czy 50 minutach, nadal chce się obcować z obrazami namalowanymi w charakterystyczny sposób. Powinna to zobaczyć zarówno młodzież szkolna, jak i dorośli ludzie, którzy o życiu i twórczości malarza z Niderlandów zazwyczaj wiedzą niewiele. Kojarzą Słoneczniki, rudą brodę i odcięte ucho, ale na tym wiedza się kończy. Tymczasem mamy do czynienia z postacią, która wywarła wielki wpływ na sztukę XX wieku.
Film Twój Vincent zdecydowanie polecam. I chociaż nie jestem fanem dubbingu, to nie przeszkadzał zbytnio podczas oglądania. Podejrzewam, że szybko skupicie się na obrazach i samej historii artysty.
Bez przeciągania, bo kino czeka - spieszcie po bilet, póki można podziwiać ten film na dużym ekranie.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu