Twitter testuje zmiany. No i nie da się ukryć, że — delikatnie mówiąc - nie wszyscy są z tego powodu zachwyceni.
Zmiany w popularnych usługach nigdy nie są proste. Szczególnie, jeżeli ich użytkownicy je widzą gołym okiem, a — co gorsza — oprócz tego odczuwają je na własnej skórze. Dla żadnego administratora i webdesignera nie jest tajemnicą, że najlepszą wersją strony zawsze była ta poprzednia. Nie ważne, że nowa jest dużo lepsza i bardziej wydajna pod każdym względem. Kiedy jednak dochodzi do próby zmiany całego charakteru serwisu, jak ma to właśnie miejsce w przypadku Twittera, społeczność dość głośno wyraża swoje niezadowolenie.
Nie 140, a 280 znaków w każdym wpisie
Twitter zaskarbił sobie serca publiki przede wszystkim prostotą. Mała ilość funkcji i kombinacji to jedno. Ale zupełnie inną sprawą jest tutaj kwestia ograniczenia znaków, które przez wiele lat wynosiło 140. I choć od kilku tygodni nie trzeba ich w dużym stopniu dzielić z zamieszanymi weń odnośnikami i grafikami, to wciąż jest to według twórców serwisu (i, najwyraźniej, części użytkowników) za mało. Szczególnie, że język językowi nie jest równy i... niektórzy mają po prostu łatwiej. Badania przeprowadzone przez firmę pokazały, że użytkownicy piszący po angielsku byli poirytowani, że wciąż nie mogą się zamknąć w limicie.
Z tej okazji Twitter rozpoczął testy nowego limitu znaków, który miałby być teraz dwukrotnie większy. Nie 140, a 280. No i jako aktywny użytkownik serwisu który nie raz i nie dwa dodawał kilka wpisów pod rząd, bo trudno było mu się zamknąć w jednym ćwierku — zgodzę się, że limit ten nie zawsze jest po drodze z naszą myślą. A nie ważne jak bardzo będziemy kombinować, czasami po prostu nie da się tego ominąć. Przez lata doczekaliśmy się pakietu dodatkowych usług, które pozwalały nam pisać więcej na Twitterze (po prostu odsyłając nas na inną stronę, by kontynuować lekturę), to jednak mało wygodne rozwiązanie. No i w erze gdy korzystamy z serwisu na równi na kilku urządzeniach — niepraktyczne. Dlatego sam serwis postanowił zmienić swoje podejście i zaserwować umożliwić nam więcej treści w jednym wpisie. A co o tym sądzą użytkownicy? Pozwolę sobie przytoczyć jeden z wpisów, który dzisiejszego ranka przywitał mnie na głównej stronie:
A pod nim kilka innych w podobnym tonie. Jedni pisali to z przekorą, inni całkiem na poważnie. I choć rozumiem rozdrażnienie, bo przecież z dnia na dzień lwia część założeń platformy legła w gruzach, to patrząc na sytuację w jakiej znalazł się Twitter, ani trochę nie dziwi mnie to, że twórcy zdecydowali się działać. O tym czy faktycznie obrali odpowiedni kierunek dowiemy się prawdopodobnie już niebawem. Naprawdę cieszę się jednak z tego, że firma nie zdecydowała się — zgodnie z plotkami które obiegły sieć kilka miesięcy temu — kompletnie zrezygnować z limitów.
Sam przyglądam się wszystkiemu z dystansem i zrozumieniem dla platformy. Bo ta mimo ogromnej bazy użytkowników, wciąż radzi sobie... delikatnie mówiąc — średnio. Ale musi się zmieniać, aby nadążyć za konkurencją, która cały czas pędzi dalej, proponując nowe — nierzadko rewolucyjne, choć dyskusyjne — rozwiązania. Czy jako użytkownik czuję się specjalnie urażony tą zmianą? Niekoniecznie, mam jednak cichą nadzieję, że twórcy nie posuną się o kilka kroków za daleko. To jest do momentu, w którym Twitter będzie zupełnie nowym serwisem, którego nikt ze starych użytkowników nie pozna.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu