Elon Musk zapowiedział, że Twitter dostanie nową, maksymalną długość posta - 4000 znaków. Użytkownicy nie przyjęli tego dobrze.
Od momentu przejęcia przez Elona Muska, Twitter jest przedmiotem dyskusji i debat. Z jednej strony, widać jak na dłoni, że Elon Musk nie jest czarodziejem, ponieważ nie sprawił, że z dnia na dzień finanse Twittera się polepszyły. Ba, wręcz przeciwnie, firmie w oczy zajrzało ryzyko bankructwa, spowodowanego głównie tym, że najwięksi reklamodawcy nie za bardzo chcą mieć coś wspólnego z social medium które zmienia zasady z dnia na dzień i które jest zarządzane przez równie niestabilnego lidera. Sam Elon także nie pomaga. Z jednej strony Twitty jak ten o Ukrainie, z drugiej - 0bietnica przywrócenia na Twittera najbardziej kontrowersyjnych postaci, jak Donald Trump, a z trzeciej - nieudolne próby zarabiania jak chociażby płatności za zweryfikowane konta. Wszystko to sprawia, że w "odnowę" Twittera mało kto już dziś wierzy. Zwłaszcza, że nowe pomysły Muska wcale nie są lepsze od starszych.
Teraz zapowiada, że Twitty będą miały po 4 tys. znaków. Ale... po co?
Głównym problemem Twittera, oprócz zarabiania pieniędzy, jest fakt, że wciąż jest to sieć społecznościowa "drugiej kategorii" pod względem ilości użytkowników. Według statystyk Twitter ma około 450 milionów aktywnych użytkowników miesięcznie, co oczywiście jest ilością godną podziwu, ale blednie przy 3 miliardach, które ma Facebook, czy 1 miliardzie, który ma TikTok (dane za 2021 rok). Liczba użytkowników Twittera jest bardziej zbliżona do Snapchata (prawie 400 milionów MAU) i jest to "problem" który Musk zapowiedział, że będzie chciał rozwiązać. Jednym z pomysłów jest zwiększenie limitu treści, które można napisać w jednym poście. Na początku było to 140 znaków i z tego właśnie Twitter stał się znany. Potem podniesiono limit do 280 znaków. Teraz ma on być podniesiony znów, ale aż do... 4000 znaków.
Cóż, powiedzieć, że użytkownicy nie za bardzo polubili ten pomysł, to jak nie powiedzieć nic.
I trudno w takim razie nie przyznać użytkownikom racji. Twitter wybił się na microbloggingu, gdzie użytkownicy musieli przekazywać proste, jasne komunikaty. Przy nowym limicie czegoś takiego nie będzie. Oczywiście, nikt nie każe korzystać z nowej funkcji, co bardzo dobrze pokazało poprzednie zwiększenie długości pojedynczego posta. Wciąż bowiem znaczna większość użytkowników mieści swoje posty w zakresie 140 znaków. Jak jednak pokazują statystyki - dłuższe posty oznaczają większe zaangażowanie (liczba polubień, retweetów, odpowiedzi etc.) co z kolei przekłada się na większy ruch na stronie, a o to przecież także chodzi Elonowi.
Nawet więc jeżeli sami użytkownicy nie czują, że potrzebują takiej funkcji na TT, to ją dostaną. Pytanie, czy nie sprawi ona, że Twitter straci przez to dużą część swojego unikatowego charakteru?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu