Nowy poziom uzależnienia od serwisów społecznościowych to coś, co nigdy nie powinno się wydarzyć.
Lubicie filtry, które upiększają Wasze zdjęcia? Pewnie, że tak - każdy je lubi. Aparaty w smarfonach są coraz lepsze, ale HDR tu, inny kontrast tam, czasem zmiana temperatury. Twarz przecież też można trochę poprawić, albo się powygłupiać. I pewnie każdy kto robi sobie selfie choć raz spróbował "przebrać" się za kotka, powiększyć sobie w aplikacji Snapchata, Instagrama czy Messengera oczy, choćby z czystej ciekawości. Nie widzę w tym oczywiście żadnego sensu, ale rozumiem że jest taka moda i jej nie neguję - niech każdy używa sobie takich filtrów, jakich chce. Kiedy jednak modyfikacje twarzy wychodzą poza aplikację do społecznościówki, chyba coś jest nie tak.
Panie doktorze, pan mnie zoperuje tak, żebym wyglądał jak po filtrze ze Snapa
Producenci telefonów dodają do aplikacji swoich aparatów filtry upiększające. Huawei miał wirtualny makijaż, Samsung wygładzanie twarzy - na początku traktowano to jako wygłup i ciekawostkę, ale wirtualne poprawianie swojej urody weszło już w serwisach społecznościowych na ten poziom, na jakim od lat jest w kolorowej prasie i okładkach magazynów. I gdyby tam zostało, wszystko byłoby w porządku.
https://www.instagram.com/p/BOg7nDMAFXs/?utm_source=ig_embed
W przeszłości lekarze zajmujący się operacjami plastycznymi donosili, że ich potencjalni klienci przychodzili ze zdjęciami celebrytów po sesji Photoshopa i prosili o usługę, dzięki której wyglądaliby podobnie. Wiecie co dzieje się teraz? Do chirurgów plastycznych zgłaszają się nastolatki ze zdjęciami po filtrach z aplikacji społecznościowych. Większe usta, większe oczy, węższy nos - dokładnie tak jak po filtrze ze Snapchata. Jeśli widzieliście kiedyś takie fotki, na pewno zauważyliście, że z naturalnością nie mają zbyt wiele wspólnego. Utarł się jednak w takich miejscach trochę karykaturalny obraz "piękna", który najwyraźniej za mocno wszedł młodzieży na psychikę. Z drugiej strony to dążenie do kreskówkowej symetrii i poprawiania natury niewiele różni się od klasycznych zabiegów - amerykańscy celebryci po zbyt wielu wizytach u chirurga plastycznego niewiele przecież różnią się od obrazka po filtrze na Snapchacie.
Tylko nie do końca rozumiem sens takich operacji. Skoro ktoś ma na tyle zakrzywione podejście do rzeczywistości, że chce wyglądać jak po karykaturalnym filtrze ze społecznościówki, to w zasadzie po co przenosić go do świata rzeczywistego? By tak podchodzić do własnej urody trzeba spędzać przed ekranem smartfona zdecydowanie zbyt wiele czasu - a przecież wtedy nie wychodzi się do ludzi i wystarczy dokupienie paczki filtrów modyfikujących twarz na selfie i wrzucanie ich do sieci więcej. Wyjdzie taniej i zdrowiej.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu