Felietony

Tu nie ma miejsca na ostrożność. Netflix idzie w muzykę, ale musi to zrobić z przytupem

Konrad Kozłowski
Tu nie ma miejsca na ostrożność. Netflix idzie w muzykę, ale musi to zrobić z przytupem
Reklama

Netflix zapowiedział premierę swojego dokumentu opowiadającego o koncercie Beyoncé w na festiwalu Coachella z 2018 roku. Naprawdę podoba mi się ta inicjatywa, ale jednocześnie liczę na to, że to dopiero początek muzycznej ofensywy Netfliksa.

Wcale nie tak dawno, bo w październiku zeszłego roku, przygotowałem tekst, w którym zwróciłem uwagę na zakres działalności Netfliksa - ten nieustannie się poszerza, ale do pewnego momentu po macoszemu traktowana była kategoria muzyczna produkcji oryginalnych serwisu. Oczywiście dużo zależy od tego, jakich artystów lubimy i jakie gatunki nas interesują, ale znacznie bliżej było mi do koncertu Jacka White'a czy filmu dokumentalnego o Coldplay, które trafiały na Amazon Prime Video, aniżeli do występu Justine'a Timberlake'a, który proponuje Netflix. Nie mniej, z takim zasięgiem i możliwościami finansowymi, po Netfliksie spodziewałbym się znacznie więcej.

Reklama

Polecamy: Czego mi brakuje na Netflix? Gdzie są koncerty i muzyka

I faktycznie coś drgnęło, bo nazwa Netflix coraz częściej pada w kontekście tego typu produkcji. Już 17 kwietnia do oferty zawita wspomniany przeze mnie dokument przedstawiający kulisy występu Beyoncé na Coachella 2018, co jest nie lada gratką dla fanów festiwalu i artystki, a jednocześnie delikatny pstryczek w nos Tidala, który do tej pory miał w swoim katalogu sporo niedostępnych nigdzie indziej treści. Mówi się, że content is a king i Netflix doskonale zdaje sobie z tego sprawę, w szczególności z takimi premierami na horyzoncie, jak Disney+, które dzięki kosmicznie obszernemu asortymentowi silnych marek, będzie nie lada zagrożeniem nawet dla takiego giganta, jakim stał się Netflix.

Rywalizacja na polu serialowo-filmowym będzie dla firmy Reeda Hastingsa niezwykle trudna. Disney zapowiedziało już włączanie do swojej i tylko swojej oferty takich hitów jak Kapitan Marvel czy najnowsza część Avengersów. I nie oszukujmy się - takich filmów Netflix (jeszcze) nie tworzy, choć sytuacja jest już znacznie lepsza, aniżeli te kilkanaście miesięcy temu. W kwestii seriali będzie znacznie jeszcze bardziej interesująco, bo choć Disney zaprzęgnie do pracy swoje najważniejsze marki, jak chociażby Star Wars, to nie sądzę, by pod względem liczby produkcji ktokolwiek zamierzał dorównać Netfliksowi. Oczywiście nie zawsze ta ilość przekłada się na jakość, ale różnorodność propozycji Netfliksa jest nieporównywalnie większa, więc liczba potencjalnych klientów/widzów proporcjonalnie rośnie.

Mając do dyspozycji tak świetną bazę i zaplecze techniczne (rozdzielczość 4K, wsparcie dla cudownego dźwięku Dolby Atmos), Netflix mógłby zaoferować nam coś, czego nie uświadczymy na innych platformach, a dobrze wiemy, jak jakość wideo i audio odgrywa przy takich nagraniach przeogromną rolę. Nawet jeśli Netflix nie byłby skory do zorganizowania dywizji dedykowanej tym produkcjom i nie jest zainteresowany rejestrowaniem występów, to rozpoczęcie współpracy z największymi w branży, jak Warner, Universal czy Sony, mogłoby być wisienką na torcie dla całej oferty serwisu. Oczywiście, że należy brać pod uwagę argument wszystko jest na YouTube, ale katalog serwisu jest pełen nielegalnie wrzuconych nagrań, przez to oferta jest dość krucha, o jakości tych klipów nie wspominając.

Ulubione koncerty tych ulubionych wykonawców kupię na Blu-ray, ale przekładając nawyki z serwisów streamingowych jak Spotify czy Tidal, z chęcią posłuchałbym czegoś nowego i to nie tylko w studyjnym wariancie, ale na żywo z możliwością przyjrzenia się niektórym zespołom. I cały czas trzymam za to mocno kciuki.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama