Ciekawie wygląda obecny rozkład sił w internecie. Streaming nieustannie rośnie w siłę. I chociaż w zależności od regionu — ulubieńcy się różnią — to globalnie Netflix wciąż pozostaje w tym zestawieniu królem.
Kiedy sięgamy po Netflixa, regularnie oczekujemy od niego najwyższej jakości — zarówno w kwestii treści, które się tam znajdują, jak i formy. O ile na mniejszych ekranach gorsza jakość nie przeszkadza — o tyle na telewizorach lubimy kiedy filmy i seriale ładują się w pełnym HD albo 4K, prawda? Należy jednak pamiętać, że wideo te nie biorą się znikąd: są na bieżąco pobierane z zewnętrznych serwerów — czyli nasz internet pracuje w pocie czoła, aby nic się nie zatrzymywało i działało jak należy. Ostatnio w komentarzach toczyła się dyskusja na temat tego, że Netflix — choć jest dużym graczem na rynku — tak naprawdę w skali globalnej odwiedzanych serwisów się nie liczy (zobacz: Amerykanie wolą pornografię od Netflixa i Wikipedii. A jak sprawy mają się u nas?). Wyniki badania Sandvine zdają się jednak komunikować co innego.
15% — tyle przepustowości zjada Netflix. W Amerykach popularniejszy niż YouTube!
58% — tyle transferu odpowiada za streaming wideo w dzisiejszej Sieci. Jasne, multimedia są dużo cięższe niż Facebooki i spółka, ale wynik ten... wciąż jest dla mnie dość zaskakującym. Tym bardziej, że Netflix to 15% z całości transferu. W Amerykach jest on na pierwszym miejscu wśród najbardziej "transferożernych" serwisów ze streamingiem wideo, tuż za nim są multimedia ze stron WWW, dalej Raw MPEG-TS (streaming telewizji na żywo?), a czwarte i piąte miejsce należą do Amazon Prime oraz YouTube. W Europie, Afryce i krajach Bliskiego Wschodu (EMEA) sprawy mają się nieco inaczej — tutaj pierwsze miejsce należy do YouTube'a, dopiero za nim jest Netflix, strony WWW oraz Amazon Prime. Co ciekawe — BitTorrent ma też sporo z tego tortu — aż 22% (z czego 31% w regionie EMEA). I, o zgrozo, pewnie trochę w tym zasług rozmaitych VOD, które dość mocno walczą o naszą uwagę (zobacz: Serwisy VOD walczą o klienta. Jaki jest efekt? Powrót piractwa).
No dobrze, a co poza streamingiem wideo? Ponad 17% całości należy do stron internetowych, blisko 8% to gry wideo (zarówno ich pobieranie, jak i transfer związany z rozgrywką online), zaś niewiele ponad 5% należy do social mediów.
Jak widać — rozkład sił zmienia się z każdym rokiem, a sporo zależy tutaj także od... regionu, o którym mowa. Jednak trudno odmówić popularności Netflixowi, który w skali globalnej ma ponad 26% udziału w transferze materiałów wideo w ogóle. A biorąc pod uwagę listę nadchodzących premier i coraz dłuższe jesienne wieczory — wcale się nie zdziwię, kiedy przy kolejnej okazji będą mogli liczyć na jeszcze lepsze wyniki. Chociaż należy też pamiętać, że rynek streamingu cały czas się zmienia — a ostatnia demonstracja Project Stream od Google (zobacz: Tak nowy Assassin’s Creed Odyssey działa w przeglądarce Chrome! A to dopiero początek) jasno daje do zrozumienia, że jeszcze jeszcze dużo w tej kwestii będzie się działo. Nie tylko w świecie filmów i seriali, ale także gier i... kto wie czego więcej?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu