Chociaż różnorodność języków można, a nawet trzeba, uznać za bogactwo kulturowe, za zjawisko, na które nie ma sensu narzekać, to nie jest tajemnicą, iż człowiek poszukuje rozwiązań, które pozwoliłyby mu porozumiewać się na całym świecie bez większych ograniczeń. Takie urządzenia, elektroniczne translatory, już istnieją, ale trudno uznać je za doskonałe czy nawet bardzo rozwinięte. Pytanie, jak może się to zmienić w czasach postępującej miniaturyzacji, rozwoju sztucznej inteligencji i w czasie, gdy maszyny coraz szybciej uczą się i poprawiają swoje błędy?
Elektroniczny tłumacz umieszczany w uchu? Takie produkty trafią na rynek już w kolejnej dekadzie
Tłumacz w wersji cyfrowej? To nie jest nowy pomysł - kolega ze szkolnej ławki posługiwał się czymś takim już kilkanaście lat temu. Przy czym "posługiwał" to chyba za dużo powiedziane: on go miał, ale nie używał zbyt często. Powód? Nie było to narzędzie wykonujące całą pracę od A do Z i to bezbłędnie. Lepiej było zdać się na własną znajomość języka obcego, a sprzętu używać sporadycznie, do tłumaczenia poszczególnych fraz czy słów. Od tego czasu w świecie nowych technologii sporo się jednak zmieniło, komórki, które wtedy ludzie nosili w kieszeniach zostały zastąpione przez smartfony - nadeszła rewolucja iPhone'a, o której pisałem kilka dni temu. I chociaż nazywamy te narzędzia inteligentnymi, chociaż stają się naszymi asystentami i spełniają przeróżne role, to tłumacz nadal z nich niedoskonały. Poprzeczka, której nie da się przeskoczyć?
Przepowiednie menedżera Google
Czytałem wczoraj wypowiedź pracownika Google, człowieka odpowiedzialnego m.in. za nauczanie maszyn. W jego opinii, w ciągu dekady powinniśmy się doczekać translatorów umieszczanych w uchu, niewielkich słuchawek, które będą tłumaczyć symultanicznie. Spotykasz się z człowiekiem władającym językiem, którego nie znasz, on mówi, ty słyszysz to w swoim języku. Na razie trochę SF, prawda? Ale to ma nastąpić za dekadę, a termin ten pewnie wyznacza początek pewnego rozdziału, dopiero z czasem rozwiązanie stanie się naprawdę dobre, powszechne i pożądane. Czy jest to wykonalne w ciągu dekady? Cóż, autonomiczne samochody mają trafiać na nasze drogi w większej liczbie już za 5 lat, więc...
Wyobraźmy sobie, że taki douszny tłumacz trafia na rynek, że takie technologie stają się osiągalne: niektóre gałęzie gospodarki, aspekty codziennego życia, zmieniłyby się zauważalnie: łatwiejsze stałoby się robienie interesów, turystyka weszłaby na zupełnie inny poziom. I dotyczy to obu stron: zarówno przyjezdnych, jak i tubylców. Korzystałby nie tylko turysta szukający drogi, lecz też policjant, którego ktoś zaczepia w nieznanym języku i - prawdopodobnie - prosi o pomoc. Wprowadzenie do tej sfery sztucznej inteligencji, dziedziny, która obecnie dość prężnie jest rozwijana, skupienie się procesie uczenia się maszyn, to elementy zdolne pchnąć tę dziedzinę mocno do przodu.
Tłumacz elektroniczny wyprze żywego?
Pojawia się oczywiście pytanie, czy taka słuchawka albo translatory trafiające do smartfonów, są w stanie zastąpić żywych tłumaczy? Czy ten zawód też trafia na listę, która z czasem będzie "odczłowieczona", zestawienie profesji, w których maszyny dominują? Za wspomnianą dekadę rzeczywiście mogą się pojawić narzędzia do szybkiego tłumaczenia, do porozumiewania się bez większych przeszkód w różnych częściach świata, ale to nie sprawi, że człowiek stanie się zbędny: żywy tłumacz nadal będzie pracował nad bardziej złożonymi zadaniami: umowami, książkami, szkoleniami, wierszami. Jasne, może się wspomagać narzędziami elektronicznymi, Google Translate pewnie będzie coraz bardziej pomocny - ciągle jednak będą to tylko dodatki.
Tłumacz nie stanie się zawodem zbędnym, ludzie nie stracą masowo pracy w ciągu jednego roku, bo to sfera życia codziennego i nauki zarazem, którą słabo zgłębiliśmy - zwłaszcza w kontekście stosowania nowoczesnych rozwiązań. One nadal są raczej mechaniczne i proste, a język wyłamuje się z takich ram. To pole, na którym wciąż widać wyższość człowieka. Jednych to cieszy, innych pewnie martwi...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu