Dawno nie byłem tak zdziwiony: wybierałem się do kina prawie pod przymusem, a wyszedłem pozytywnie zaskoczony zaserwowanym obrazem. I wciąż nie mogę zrozumieć, skąd tak niskie oceny oraz fala krytyki pod adresem The Circle. Krąg. Tytuł jest aż tak słaby i tylko ja szukam w nim plusów czy ludzie nie chcą zaakceptować tego, że współtworzą świat, który może się obrócić przeciwko nam wszystkim?
Obejrzałem The Circle. Krąg i... jestem pozytywnie zaskoczony. Dziwią mnie tak niskie oceny
The Circle. Krąg - zastanawiać może już sam tytuł, bo znowu mamy tu jakieś dziwne zabawy, najwyraźniej trudno było się zdecydować na jedną wersję. Nie jest to obraz, który właśnie wchodzi do naszych kin. Na dobrą sprawę, on już je opuszcza. Postanowiłem się wybrać na "seans ostatniej szansy", ale podchodziłem do sprawy naprawdę sceptycznie: oceny niskie, krytyki widzów i znawców nie brakuje, ludzie odradzają. Zarówno w Polsce, jak i poza granicami kraju. Czyli coś musi być na rzeczy. Dlaczego poszedłem? Chyba z obowiązku: wątkiem przewodnim jest funkcjonowanie korporacji technologicznej. Byłem ciekaw, jak ją przedstawiono. Dodam przy tym, że nie czytałem książki, na podstawie której nakręcono ów obraz. Nie wiedziałem, czego należy się spodziewać.
Czy to jest dzieło wybitne? Nie. Może przynajmniej bardzo dobre? Też nie, drugi raz bym go nie obejrzał. Ale z pełną odpowiedzialnością mogę napisać, że to dobre kino, przedział 6,5-7 w 10-stopniowej skali. Emma Watson gra słabo? Cóż, wybitnych kreacji się po niej nie spodziewam, to nie będzie druga Meryl Streep. Kiepska kreacja Toma Hanksa? Nie zgadzam się. Płaski i pozbawiony logiki scenariusz? Znowu powiem "veto". Są tu pewne niedoróbki, a finał wydaje się mało prawdopodobny, lecz nie o rozwiązanie sprawy w tym wszystkim chodzi, a o pokazanie świata, który sobie budujemy. Albo który budują nam firmy przy aplauzie miliardów ludzi.
Bohaterka grana przez wspomnianą Watson dostaje wymarzoną pracę w tytułowym Kręgu. The Circle to korporacja technologiczna, która zajmuje się lub może się zajmować wszystkim: od rozrywki i social media, przez medycynę i motoryzację, po wypełnianie zadań państwa. Chce być wszędzie, wiedzieć wszystko. Jej produkty potrafią czarować, bohaterka nierzadko jest nimi zafascynowana. Ale przychodzą też chwile zwątpienia czy niedowierzania, gdy dowiaduje się np. od jednej z koleżanek, że kontrola dzieci ma być ułatwiona za sprawą wszczepiania im implantów w kości. Mamy zatem ciągłe pytanie: czy to aby na pewno jest dobre? Czy hasła w stylu "prawa jednostki są tożsame z prawami ogółu" mają sens? Oto jest pytanie.
Zastanawiam się od wczoraj, jaki wpływ na odbiór tego filmu ma moja praca. Bo może odebrałem to inaczej ze względu na jakieś skrzywienie zawodowe? Dało się w tym obrazie wyłapać wiele smaczków, na które inni mogą nie zwrócić uwagi. Już sam kształt siedziby Circle (tak, wielkie koło) przypomina budynek tworzony przez dobrze nam znaną firmę: przecież tak wygląda nowa siedziba Apple. Prezentacja wygód i form rozrywki w tym obiekcie też przywodzi na myśl cuda z Kalifornii. Raj tworzony dla pracowników może bawić w filmie, ale on jest wprowadzany w życie także w realu. To samo dotyczy prezentacji nowych produktów ukazanych w filmie. Miałem wrażenie, ze oglądam premierę Apple, Google czy Facebooka. Buzujący emejzing, orgazm publiczności i prowadzący, który mówi o naprawianiu świata. Były nawet "zwyczajne dżinsy" - w takich iPhone'a prezentował przed dekadą Steve Jobs.
W filie pojawia się wątek praktyk monopolistycznych - natychmiast przypomina się kara, jaką kilka dni temu Komisja Europejska nałożyła na Google. Podkreśla się rosnący zasięg korporacji, co przywodzi na myśl Facebooka chwalącego się dwoma miliardami użytkowników. Trafiamy do serwerowni, w której zebrane są wszystkie dane na temat użytkowników. Stanowią własność firmy, nie ma pewności, jak je wykorzysta. A do zapełnienia serwerami jeszcze sporo przestrzeni... Tyle, że nie będzie z tym problemu, bo ludziom wystarczy dać kamerę i sami będą filmować każdy fragment swojego życia. Walczyliby z podsłuchem w domu, lecz zapłacą za inteligentny głośnik z asystentem głosowym. W tym wszystkim mamy jeszcze prezesów i top menedżerów firm, którzy zachęcają do dzielenia się danymi, chcą iść coraz dalej, lecz sami pozostają poza wzrokiem społeczności, są w zasadzie niedostępni.
Do tego oglądamy jeszcze współtwórcę korporacji, który teraz przygląda się wszystkiemu z boku i kręci nosem z niedowierzaniem. Naiwne? Zazwyczaj tak. Ale nie brakuje przypadków firm, które zostały np. przejęte przez większych graczy i po tych zmianach stały się inne. Może zastanawiać, jak dzisiaj odnoszą się do nich twórcy. Czy założyciele YouTube tak wyobrażali sobie rozwój usługi? Czy Andy Rubin przyklasnął każdej decyzji dotyczącej Androida? Czy człowiek stojący za Oculus Rift nie miał wątpliwości dotyczących sprzedaży firmy?
Reasumując: sporo ciekawych kwestii, które nie zostały wyssane z palca. To, co dzieje się na ekranie, dzieje się także w naszym życiu. Przesadzone? Może - to pewnie celowy zabieg. Ale nie ma pewności, że za dziesięć lat Facebook czy Google nie wpadną na pomysł, by za ich pośrednictwem przeprowadzić wybory, zastąpić przynajmniej część struktur państwa firmowym kręgosłupem. Różnica polega na tym, że w prawdziwym życiu rzadko pojawia się filmowe rozwiązanie z cyklu Deus ex machina...
Jeśli będziecie mieli okazję, obejrzyjcie The Circle.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu