Pisma takie jak Secret Service, Reset, Gambler, czy Świat Gier Komputerowych wychowały całe pokolenie graczy. Do dzisiaj nieistniejące już magazyny ot...
Thank you for playing nie będzie laurką wystawioną starym pismom o grach - wywiad z Pawłem Kazimierczakiem, współtwórcą filmu dokumentalnego
Pisma takie jak Secret Service, Reset, Gambler, czy Świat Gier Komputerowych wychowały całe pokolenie graczy. Do dzisiaj nieistniejące już magazyny otoczone są swoistym kultem, a redaktorzy tych periodyków są oblegani podczas najróżniejszych imprez. Lada dzień kończy się zbiórka pieniędzy na film dokumentalny Thank you for playing, który ma opowiedzieć prawdziwą historię tamtych miesięczników, znaleźć źródła ich sukcesów oraz przyczyny upadków.
Paweł Kozierkiewicz: Secret Service, Reset, czy Gambler? A może jeszcze jakieś inne pismo o grach komputerowych? Które jest dla Ciebie najbardziej kultowe?
Paweł Kazimierczak: Najbardziej kultowy jest bez wątpienia Secret Service, ale przyznam, że nie byłem z nimi od początku. Osobiście, jestem najmocniej związany z Resetem, który zbierałem od pierwszego numeru. Były jednak momenty, kiedy lubiłem najbardziej Świat Gier Komputerowych. Dla mnie ich okres świetności przypadał na lata 1997-98 i wtedy to właśnie na ich łamach pojawiały się najciekawsze teksty. Ale ogólnie to chyba najbardziej kultowy był i jest Secret Service, który kupowało i czytało najwięcej osób. W szkole najłatwiej było znaleźć rozmówców o artykułach zamieszczonych w SS. Mało kto w moim otoczeniu kupował np. Gry Komputerowe. W pewnym momencie był też PC Games CD, PC Gamer po polsku, czy prawie kompletnie zapomniane I/O. Ja czytałem wszystkie pisma, ale największy sentyment mam do Secreta.
Wszystkie magazyny czytało się głównie dla tekstów i autorów ich tworzących. Kiepski skład graficzny, który dzisiaj nie miałby racji bytu, schodził na dalszy plan. Dzięki tym periodykom zainteresowałem się dziennikarstwem i do dzisiaj podtrzymuję tezę, że merytoryczny poziom artykułów – zwłaszcza z późniejszych lat – to ścisła czołówka polskiego dziennikarstwa, oczywiście specjalistycznego. Przywiązanie do szczegółów połączone ze sporym luzem oraz doświadczeni autorzy w osobie np. Bergera (Dariusz Góralski – przyp. red.), który prowadził dział militarno-historyczny, tworzyli unikatową mieszankę. W ogóle w działach okołogrowych poświęconych np. filmom pisali ludzie z dużą specjalistyczną wiedzą. A poza tym interesowali się grami.
Skąd w ogóle pomysł na nakręcenie dokumentu poświęconego miesięcznikom o grach?
Pomysł krążył w mojej głowie od kilku lat, ale wszystko zaczęło się w zeszłe wakacje, kiedy spytałem się Gulasha (Marcin Górecki – przyp. red.), czy byłby chętny wystąpić w takim dokumencie. Od tego uzależniliśmy w ogóle cały film – jeśli Marcin się zgodzi, to będziemy drążyć dalej.
Gulash nie podszedł do tematu nadmiernie entuzjastycznie, ale nie wykluczył swojego uczestnictwa. W związku z tym ruszyliśmy dalej poszukując kolejnych rozmówców. Znałem Śledzia (Michał Śledziński – przyp. red.) i pozyskałem kontakt do Piotra Pieńkowskiego. Wpierw szukaliśmy ludzi z tamtego okresu, z którymi w jakiś sposób mieliśmy wcześniej bliższy, bądź dalszy kontakt. I tak to ruszyło. Nie zakładaliśmy w ogóle, że ma to szanse urosnąć do takich jak obecne rozmiary. Całość chcieliśmy zamknąć w pięciu-sześciu rozmówcach. Równie mocno cieszył też pozytywny odzew ze strony kolejnych redaktorów. Nie spodziewaliśmy się tego, byliśmy w szoku, że każdy podszedł do nas bardzo życzliwie. Wychodziliśmy z założenia, że poruszamy dosyć drażliwy temat.
Dlaczego drażliwy?
Nie każdy chciał do tego okresu wracać, w pewnym momencie był on dość burzliwy. Poza tym, w latach dziewięćdziesiątych było tyle pism, że trudno całość objąć w jedynym dokumencie, a nie chcieliśmy nikogo skrzywdzić. Obawialiśmy się też powrotu jakiś wojenek pomiędzy miłośnikami poszczególnych tytułów. Szybko jednak okazało się, że teraz wszyscy stanowimy jedną rodzinę.
Nie ukrywam, że późniejsze zainteresowanie Thank you for playing przerosło nasze oczekiwania, a entuzjastyczne komentarze w mediach i potencjalnych widzów dały nam niesamowitego kopa.
Jak przebiegały początki prac?
Dość opornie. Tak jak wspomniałem, prace nad całością zaczęły się w zeszłe wakacje. Później wszystko się rozwlekało. Wysyłaliśmy maile, czekaliśmy na odpowiedzi, niemało czasu zajęło nam też dotarcie do niektórych osób.
Pierwszy harmonogram zakładał trzy rozmowy – z Gulashem, Śledziem i Piotrem. Najpierw umówiliśmy się z Marcinem. Czekaliśmy na niego, a on spóźnił się półtorej godziny, przez co znacznie skrócił się nam czas na rozmowę i zdjęcia. Wtedy byliśmy już prawie pewni, że z całego pomysłu nici. Następnego dnia było jeszcze gorzej, bo Śledziu spóźnił się trzy godziny. Godzinnej obsuwy ze strony Piotra już w sumie nie zauważyliśmy.
Niedawno robiliśmy kolejną sesję nagraniową i zdjęciową, niedługo czeka nas kolejna. A później wszystko to trzeba będzie złożyć w całość.
Wspomniałeś już, że Marcin Górecki nie był nastawiony zbyt entuzjastycznie do robienia dokumentu. Czy innych redaktorów łatwo było przekonać do projektu?
Można powiedzieć, że zadział trochę efekt kuli śniegowej. Gulash z dystansem podchodził do koncepcji, ale bardziej wynikało to z jego profesjonalnego spojrzenia na całość. Robiliśmy mały projekt, który na początku nie miał wielkich szans na powodzenie. Kiedy jednak udało nam się zbudować trzon w postaci wcześniej wymienionych osób, nowi redaktorzy podchodzi już całkiem entuzjastycznie. O wiele większym problemem było dotarcie do niektórych, acz i tak współcześnie było to łatwiejsze. Część ludzi znaleźliśmy przez Facebooka, część przez znajomych. Jeśli mielibyśmy szukać tychże osób np. dziesięć lat temu, to byłoby to o wiele bardziej skomplikowane. No i nie ukrywajmy. Czas jaki upłynął od upadku Secret Service i innych pism jest wystarczający, aby spojrzeć na tamten okres z pewnego dystansu, bardziej na chłodno i bez negatywnych emocji.
Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony, że zaproszone przez nas osoby są tak otwarte i chętne do uczestnictwa. Ci ludzie, jeśli miałbym znaleźć wspólny dla nich mianownik, są fantastyczni. To nie był przypadek, że te pisma odnosiły takie sukcesy. Każdy nasz rozmówca, z którym się spotykaliśmy, bez wyjątku, jest człowiekiem przedsiębiorczym, inteligentnym, zabawnym.
Którego redaktora było najtrudniej namierzyć?
Największy problem mieliśmy z Martinezem (Marcin Przasnyski – przyp. red.). Generalnie jego udział w filmie jest bardziej z pozycji obserwatora. Wie co się dzieje, jest z nami w kontakcie, ale najprawdopodobniej nie uda nam się namówić go na występ przed kamerą. Marcin bardzo profesjonalnie chroni swoją prywatność, dlatego też dotarcie do niego sprawiło nam najwięcej kłopotu.
Kogo jeszcze chcielibyście zobaczyć w swoim dokumencie?
Zaczynaliśmy od pięciu-sześciu osób, takiego „trzonu”, który mógłby zjawisko pism growych z ubiegłego wieku odpowiednio naświetlić. W międzyczasie złapaliśmy kontakt ze sporą liczbą redaktorów, którzy są w stanie uzupełnić temat o swoje spojrzenie i przemyślenia. Z naszego punktu widzenia osiągnęliśmy to co chcieliśmy.
Czy Thank you for playing ma być hołdem złożonym gamingowym miesięcznikom sprzed lat, czy też chcecie trochę odrzeć ten kult z mitów?
Myślę, że na to pytanie odpowiada w dużym stopniu nasz ostatni zwiastun. Nam też nie udałoby się namówić wielu osób – nie wymienię których – jeśli miałaby to być jedynie laurka. Poza tym, to byłoby zbyt proste. Za dużo jest zapominania o różnych mroczniejszych sprawach związanych z tamtymi czasami, zbyt wiele lukrowania. Gdybyśmy zrobili taki dokument, to byłby on jak bajka dla dzieci. Od samego początku chcieliśmy zawrzeć jakąś prawdę o tamtych magazynach. Oczywiście, dla każdego z nas były one cudowne, bo na nich się wychowywaliśmy, z drugiej strony warto odrzeć je trochę z legendy, bo tak jak wspomniał Gulash, to była zwyczajna praca, a nie że wszyscy tam siedzieli i tylko grali.
Wyraźnie jednak ustaliliśmy jedną rzecz przed rozpoczęciem zdjęć: nie wchodzimy na sprawy personalne i jakieś przepychanki redaktorów pomiędzy sobą. To nie o tym ma być ten dokument. To film o ludziach i pismach, które tworzyli. Naszym celem jest zawarcie jakiejś części prawdy o tamtych czasach. Thank you for playing ma być dokumentem dla tych, którzy uważają ten okres za najlepszy w swoim życiu, ale i dla tych, którzy pragną dokopać się do prawdy i odrzeć to z legendy. Ale nie zabraknie też dużej dawki humoru.
Czy w Thank you for playing znajdzie się analiza źródeł sukcesu tychże pism, a także spojrzenie na przyczyny ich upadku?
Nie chcę za wiele zdradzić, ale tak, oczywiście szukaliśmy i szukamy odpowiedzi na te pytania i staramy się to robić jak najszerzej. Czy to te pisma były wyjątkowe, czy też tylko my je w ten sposób postrzegamy? Dlaczego wraz z profesjonalizacją wydawania prasy utracona została kreatywność twórcza? Gdy weszły na ten rynek duże wydawnictwa, to zrobiły z tego biznes, ale czemu nie pozwoliły zespołom na większą swobodę? Może w takiej sytuacji coś by z tego do dzisiaj zostało...
Obraz tego wszystkiego powoli nam się klaruje dzięki kolejnym rozmowom i osobom biorącym w nich udział.
Planujecie w dokumencie pokazać tę drugą stronę, czyli pisma oczami ich czytelników?
Tak. Mamy już nagranych trochę osób, które pamiętają tamte pisma, ale planujemy też rozkręcić akcję w internecie, żeby ludzie przesyłali do nas swoje wspominki. Te magazyny to nie tylko byli ludzie tworzący kolejne numery. To była także wielka społeczność skupiona wokół poszczególnych tytułów. Sami autorzy podkreślali, że nie pisali by tak fajnie, gdyby nie mieli odzewu ze strony czytelników. Choć nie było internetu, do redakcji przychodziły setki listów, ludzie przyjeżdżali do redakcji, walczyli o autografy podczas targów i wystaw.
Zastanawialiście się, skąd tak naprawdę bierze się kult zgromadzony wokół tych starych czasopism?
Może z tego, że wszyscy gracze z tamtego pokolenia w Polsce się na nich wychowywali. To dla wielu okres szkoły, większej ilości czasu wolnego, wszystko było nowe. Zdecydowana większość miesięczników wychodziła poza tematykę gier, można powiedzieć, że były to pisma popkulturowe, poszerzające horyzonty na wiele innych zjawisk niezwiązanych bezpośrednio z grami.
Czy wszystko co związane jest z tamtym rynkiem prasy i gier można podsumować jednym słowem – „sentyment”?
To dobre pytanie i właśnie na nie staramy się szukać odpowiedzi, choć nie ukrywam, że to jest bardzo ciężkie. Z jednej strony można na to patrzeć jak na sentyment, tak jak się pamięta na przykład gumę balonową Turbo, czy wafelki Koukou Roukou, ale z drugiej jak spojrzeć na liczbę ludzi, którzy przesyłali do redakcji listy, czy swoje rysunki, to robi to ogromne wrażenie. Wystarczy wziąć do ręki Kompendium Wiedzy i zobaczyć listę tych osób. Piotr Pieńkowski mówił, że choć nie ma tych danych potwierdzonych, to nawet w Stanach Zjednoczonych pisma o grach nie miały takich nakładów jak w Polsce i takiego wpływu na ludzi.
Nie można też zapominać, że w tamtych czasach nie było innego źródła wiedzy o nowych grach. Internetu albo nie było w ogóle, albo dopiero raczkował i mało kto miał do niego dostęp. Jeśli chciało się być na bieżąco, to trzeba było czytać. Nawet bardziej. Ten kto nie czytał, wypadał z obiegu towarzyskiego.
Nie sposób nie wspomnieć o ostatniej informacji związanej z reaktywacją Secret Service. Jak się zapatrujesz na cały ten projekt? Czy wierzysz w jego sukces?
Trudno powiedzieć co z tego wyjdzie, mamy chyba za mało danych. Każdy jednak pamięta „Sikreta” za coś innego – jedni za Kombat Corner, inni za Manga Room, jeszcze inni za teksty Martineza, Krupika, czy Bergera. Ciężko powiedzieć czym będzie ten nowy Secret Service. Żadnych przecieków nie ma, licznik na stronie odmierza czas do jakiegoś większego ogłoszenia. Skoro numer ma wyjść we wrześniu to prace na pewno już się toczą. Jeśli będzie to zrobione z głową, a stoją za tym ludzie z doświadczeniem, to nowy Secret Service ma szanse się przyjąć. Ja trzymam kciuki, na pewno z sentymentu kupię pierwszy numer .
Kiedy startowaliśmy z kręceniem dokumentu, w ogóle nic nie wiedzieliśmy o planach reaktywacji „Sikreta”. W ogóle gdybyśmy wiedzieli, to trzy razy zastanowilibyśmy się, czy go robić. W naszym założeniu miał to być film dokumentalny o starych i nieistniejących już pismach. Teraz sytuacja się trochę zmieniła. Na pewno nie będziemy uciekać od tego tematu, ale powrót Secret Service nie będzie mocnym akcentem.
Do tej pory udało się Wam zebrać ponad 20 tys. złotych podczas kampanii crowdfundingowej na Wspieram.to. Spodziewaliście się takiego odzewu? To ponad 100% więcej od pierwotnych Waszych założeń.
Szczerze mówiąc to nie byliśmy przygotowani na taki sukces. Długo w ogóle zastanawialiśmy się, czy ruszyć ze zbiórką. Pierwsza kwota, którą sobie ustaliliśmy to były trzy tysiące złotych. Miało to pokryć ze dwa dni zdjęciowe, ale cały czas wątpiliśmy w to, aby nam się udało zgromadzić tyle środków. Docelowo określiliśmy minimalny pułap na poziomie 10 tysięcy złotych, głównie dlatego, że budżet całej produkcji też się rozrósł wraz z kolejnymi pomysłami i osobami, które mogłyby wystąpić. Nie można też zapomnieć, że wraz ze zwiększającą się liczbą osób wspierających akcję, zwiększają się też koszty tłoczenia płyt, wysyłki i tym podobnych. Na szczęście zebrana kwota idealnie wystarczy na zrobienie dokumentu w takiej formie, w jakiej to sobie zaplanowaliśmy.
Właśnie spojrzałem na stronę projektu i mogę Ci przekazać, że udało się wam przekroczyć kolejny pułap, czyli 25 tys. złotych! Gratuluję! (rozmowa była przeprowadzana dzisiaj około południa)
Poważnie? Bardzo się cieszę!
Muszę się też spytać o Wasz kolejny projekt. Obiecaliście ruszyć z nim w momencie, kiedy zbiórka przekroczy 20 tysięcy złotych. O czym on będzie, czy zdradzisz coś więcej?
No dobrze. Będzie to film dla graczy niezwiązany z obecnym dokumentem. Teraz mogę zdradzić, że przynajmniej jedna osoba z Thank you for playing także w nim wystąpi i będzie to film, który spojrzy w przyszłość, a nie w przeszłość. Nie będzie to jednak produkcja poświęcona mediom growym. Myślę jednak, że jeśli ktoś wsparł nasz obecny dokument, to tematyką następnego dzieła też będzie zainteresowany.
Dziękuję za rozmowę, gratuluję kolejnego sukcesu i z niecierpliwością czekam na efekt końcowy.
Dziękuje bardzo, a także chciałbym podziękować wszystkim, którzy uwierzyli w nas, nasz pomysł i wsparli go finansowo.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu