Telewizja

Test Philips Screeneo. Ogrom możliwości na ogromnym obrazie

Tomasz Popielarczyk
Test Philips Screeneo. Ogrom możliwości na ogromnym obrazie
16

Projektor domowy, który rzuca obraz o przekątnej 50 cali z odległości 10 centymetrów od ściany? Do niedawna Kowalski o takim sprzęcie mógł tylko pomarzyć. Philips Screeneo to zmienia. Czy w końcu znaleźliśmy projektor, który jest w stanie zastąpić telewizor? W świecie projektorów raczej nie dokon...

Projektor domowy, który rzuca obraz o przekątnej 50 cali z odległości 10 centymetrów od ściany? Do niedawna Kowalski o takim sprzęcie mógł tylko pomarzyć. Philips Screeneo to zmienia. Czy w końcu znaleźliśmy projektor, który jest w stanie zastąpić telewizor?

W świecie projektorów raczej nie dokonuje się aktualnie żaden przewrót technologiczny. Jeżeli miałby wskazać firmę, która najodważniej stawia na innowacje, byłby to pewnie Sagemcom. Francuzi pod banderą Philipsa sukcesywnie budują portfolio złożone z mobilnych picoprojektorów (miałem okazję je już testować na łamach Recenzatora), a jednocześnie wprowadzają na rynek właśnie takie rozwiązania, jak opisywany dziś Screeneo.

Oczywiście nie zawsze innowacyjność jest miarą sukcesu. Nierzadko okazuje się, że klasyczne konstrukcje i rozwiązania w pewnych zastosowaniach spisują się zwyczajnie lepiej, a przy tym są tańsze w produkcji i bardziej ergonomiczne. Jak to wygląda w tym przypadku? Czy Philips Screeneo jest w stanie zastąpić tradycyjny projektor, który daje nam obraz o przekątnej 50 cali jedynie po ustawieniu w drugim końcu przestronnego pokoju? A może da się pójść jeszcze o krok dalej i spróbować uczynić z niego alternatywę dla telewizora w salonie? Zobaczmy.

Philips Screeneo został zapakowany do pokaźnych rozmiarów pudła, w którym zmieścił się całkiem solidny zestaw dodatków. Przede wszystkim zaskoczyła mnie torba. Spodziewałem się, że otrzymam sprzęt typowo stacjonarny, a tymczasem okazuje się, że z powodzeniem możemy zabrać go na imprezę do znajomych. Większych zastrzeżeń nie mogę mieć też do okablowania: mamy HDMI i USB. Do pełni szczęścia brakuje D-SUB. Nie zabrakło natomiast najważniejszego, a więc pilota, o którym więcej za chwilę. Wszystko to dopełnia zestaw papierowych broszurek i… okulary 3D. Niestety tylko jedna para, co oznacza, że z seansów ze znajomymi nici (chyba, że zainwestujemy w dodatkowe egzemplarze, co oznacza dodatkowy i wcale nie mały koszt).

Wygląd i wykonanie

Powiedzmy to wprost – Philips Screeneo to kobyła. Wymiary urządzenia to 339 x 287 x 148 mm, a jego waga przekracza 5 kg. Nie bez powodu, bo okazuje się, że mamy do czynienia z urządzeniem kompleksowym. Producentowi udało się wewnątrz upchnąć nie tylko lampę DLP LED, ale również głośniki z subwooferem, a nawet tuner DVB-T. Zanim jednak przejdziemy do opisu wszystkich funkcji, przyjrzyjmy się bliżej samej konstrukcji.

Muszę przyznać, że z przyjemnością widziałby Screeneo jako stały element wyposażenia mojego salonu (i wierzę, że nie tylko ja). Mimo swoich rozmiarów projektor wygląda bowiem bardzo stylowo. Krawędzie w całości stanowi metalowa siatka, która odpowiada za odprowadzanie ciepła z wnętrza obudowy. Wierzch i spód to natomiast błyszczący, „fortepianowy” plastik. Uwielbia on odciski palców, ale na szczęście obudowy nie będziemy dotykać na tyle często, aby je zostawiać.

Pierwsze co rzuca się w oczy po spojrzeniu na górną część Screeneo jest… naklejka producenta. Na szczęście można się jej pozbyć, co w zasadzie jest chyba wręcz zalecane. Tuż obok niej umieszczono rząd przycisków fizycznych, za pomocą których można nawigować po menu projektora, a także go włączać i wyłączać. Nieopodal zauważymy spadziste (matowe) wgłębienie. To tutaj kryje się lampa, czyli „oczko” urządzenia, które będzie rzucało obraz.

Na jednej z bocznych ścian można znaleźć krótką listwę z logo producenta. Jak się okazuje, nie pełni on jedynie funkcji ozdobnej, bo po zsunięciu go na dół otrzymujemy dostęp do dodatkowych portów HDMI i USB, slotu na karty SD oraz gniazda słuchawkowego minijack.

Na przeciwległej krawędzi umieszczono panel z pozostałymi interfejsami, a więc: 2 x USB 2.0 (zdecydowanie zbyt blisko siebie), SPDIF, 2 x HDMI (już lepiej), VGA (mimo, że kabelka w zestawie brak), Ethernet, złącze kompozytowe i gniazdo antenowe. Nie jest źle.

Załączony do zestawu pilot spisuje się stosunkowo nieźle. Nie jest to jednak rozwiązanie idealne, o czym szybko przekonamy się podczas jakiejkolwiek próby wprowadzania tekstu. Ogółem trudno mi mieć jednak do niego jakiekolwiek większe zastrzeżenia. Przyciski rozmieszono ergonomicznie (choć ich ilość jest dość przytłaczająca), a ich skok jest dobrze wyczuwalny palcem. Szkoda, że producent nie pomyślał o żadnym systemie podświetlenia, bo przy nocnym oglądaniu (a przecież do tego celu głównie będziemy wykorzystywali Screeneo) odnalezienie właściwego guziczka jest strasznie frustrujące.

Okulary 3D, które producent dodał do całości nie są idealne. Przede wszystkim jest to technologia aktywna, a więc nie zastąpimy ich pierwszym lepszych zamiennikiem. Nie leżą też zbyt dobrze na nosie. To raczej moje subiektywne wrażenie, ale zdawało mi się, ze nie przylegały idealnie do głowy. Inni domownicy nie mieli z tym problemu, więc może po prostu to wina głowy, a nie sprzętu. Sam efekt 3D podczas odtwarzania filmów przystosowanych do tego celu jest w porządku. Odradzam jednak konwersję nagrań 2D do trzech wymiarów, bo absolutnie w tym wypadku się nie sprawdza. Obraz jest nieostry, a sam efekt głębi mizerny.

Funkcje i możliwości

Projektor pracuje pod kontrolą systemu Android 4.2.2 Jelly Bean, co mówi samo za siebie, prawda? Mamy tutaj dostęp do ogromnej liczby aplikacji ze sklepu Google Play, więc tak naprawdę możliwości projektora na tym polu są nieograniczone (no chyba, że weźmiemy pod uwagę symboliczne 4 GB pamięci wewnętrznej). Z powodzeniem możemy go wykorzystywać w roli terminala internetowego, klienta poczty e-mail, agregatora newsów czy przeglądarki Twittera, Facebooka i innych (o pełnej gamie usług VOD nie wspomnę). Oczywiście wszystkie te czynności wykonywane przy użyciu załączonego do zestawu pilota doprowadzą Was prędzej czy później do szewskiej pasji, więc dobrze mieć w zanadrzu jakąś sprytną klawiaturkę i mysz bezprzewodową (najlepiej oczywiście Bluetooth). Tego typu rozwiązań przeznaczonych dla telewizorów i projektorów jest na rynku coraz więcej.

Dodam więcej. Screeneo może również spokojnie działać jako prosta domowa konsola. W Google Play znajdziemy masę gier, do których wystarczy zakup kontrolera Bluetooth (pady tego typu nie są szczególnie drogie). Jedynym ograniczeniem będzie wspomniane 4 GB pamięci, ale po rozszerzeniu jej za pomocą karty SD problem powinien, przynajmniej częściowo zniknąć.

Producent odpowiednio przystosował interfejs do zastosowań telewizyjnych i multimedialnych. Główny ekran jest w istocie siatką ikonek, wśród których znajdziemy poszczególne źródła: porty HDMI, tuner DVB-T (po podłączeniu anteny), sieciowy magazyn danych (projektor wspiera DLNA i spisuje się w tej roli bez zastrzeżeń), kartę SD lub pamięć USB, a także porty VGA i AV-in. Wszystko to dopełniono ikonką aktywującą przeglądarkę www oraz logiem Androida przenoszącym nas do klasycznego, znanego z tabletów i smartfonów launchera z aplikacjami (a konkretnie samej szuflady, bo pulpity wydają się być wyłączone).

Wbudowany odtwarzacz radzi sobie z formatami AVI, MOV, MP4, MKV, FLV, TS, M2TS i 3GP. Z praktycznego punktu widzenia jest to jednak informacja bez znaczenia, bo użytkownik może z powodzeniem pobrać ze sklepu Play dowolny inny odtwarzacz, który da mu dostęp do bardziej egzotycznych formatów plików. To tylko kolejny dowód ogromnych możliwości Screeneo.

Nie można też pominąć modułu ustawień, gdzie znajdziemy imponującą ilość opcji konfiguracyjnych. Możemy z powodzeniem dostosować obraz pod wieloma względami, a także sprofilować go pod kątem powierzchni, na jaką jest rzucany. Jak widać w moim przypadku nie była to zbyt korzystna lokalizacja, co niestety wynika z braku dostępu do gładkiej ściany o odpowiednich rozmiarach.

Moduł ustawień pozwala również zarządzać wbudowanymi tutaj modułami łączności. Projektor jest kompatybilny z sieciami WiFi 802.11 b/g/n w pasmach 2,4 GHz oraz 5 GHz. Wspiera również standardy Miracast i DLNA (o czym już wspomniałem) i dysponuje funkcją hotspotu WiFi. Jeżeli zatem nie posiadamy w domu routera, a podłączymy internet za pomocą kabelka do naszego Screeneo, inne urządzenia będą mogły się z nim łączyć w celu uzyskania dostępu do sieci. Nie można też pominąć również obecności Bluetooth, który służy nie tylko do łączności z zewnętrznymi kontrolerami, ale również pozwala na strumieniowanie multimediów z urządzeń mobilnych. Dużo tych sposobów na przesłanie filmu do Screeneo.

Najbardziej zaskakujący jest fakt, że Philips Screeneo dysponuje głośnikami działającymi w systemie Dolby Digital 2.1 o łącznej mocy wyjściowej 26 W. Tym samym testowany projektor bije na głowę większość współczesnych telewizorów, które do rozwinięcia skrzydeł potrzebują dodatkowych głośników (soundbarów). Muszę przyznać, że jestem pod dużym wrażeniem, bo jakość dźwięku jest naprawdę zadowalająca pod wieloma względami (dzięki subwooferowi tony niskie również prezentują się świetnie – są głębokie i wyraziste). Natywnie projektor obsługuje jedynie formaty WAV i MP3, ale można łatwo obejść to ograniczenie na wiele sposobów i np. cieszyć się muzyką z naszego konta Spotify.

Wbudowany tuner DVB-T radzi sobie dobrze z odtwarzaniem stacji telewizyjnych, choć nie jest szczególnie rozbudowany od strony programowej. Owszem znajdziemy tutaj obsługę EPG, ale o innych dodatkach, jak chociażby funkcji TImeshift już zapomniano. A szkoda, bo gdyby troszkę podrasować ten aspekt, Screeneo mógłby z powodzeniem nocami zastępować nawet bardzo zaawansowany telewizor.

Jakość obrazu i kultura pracy

Ustawiając Screeneo 10 cm od ściany uzyskamy obraz o przekątnej 50 cali. Zwiększając tę odległość do 44 cm, rzut będzie dwukrotnie większy. W praktyce działa to fantastycznie, bo żeby uzyskać podobne przekątne z klasycznym projektorem, musielibyśmy dysponować pomieszczeniem o bardzo dużych wymiarach.

Największą wadą testowanego Screeneo jest jednak rozdzielczość obrazu, która wynosi zaledwie 1280 x 800 px. Wyobraźcie sobie teraz, jak musi wyglądać film na 100 calach w ten rozdzielczości. Tutaj Sagemcom dał totalnie ciała, co prawdopodobnie nie wynika z oszczędności ani złej woli, a raczej ograniczeń technologicznych. Podejrzewam, że podniesienie rozdzielczości do Full HD znacząco zwiększyłoby cenę projektora.

Do wyświetlania jest używana technologia DLP LED, która charakteryzuje się większą żywotnością od tradycyjnych rozwiązań. Sagemcom jest znany z tego typu lamp, bo montuje je m.in. w swoich pikoprojektorach. Deklarowana przez producenta żywotność wynosi tutaj 30 tys. godzin, co czyni je bardzo ekonomicznymi i praktycznymi. Otóż daje to nam łącznie 25 lat przy korzystaniu z projektora przez 3 godziny dziennie lub 3 i pół roku nieprzerwanej pracy.

Kontrast rzędu 100 000:1 wystarcza, żeby po zmroku zapewnić żywy i całkiem nieźle odwzorowany kolorystycznie obraz. Choć zaobserwowałem spore problemy z prawidłowym odwzorowaniem czerni, która jest… szara. O oglądaniu w dzień raczej zapomnijcie, bo kolory są wtedy bardzo wyblakłe, a całość trudna w odbiorze. Jest to konsekwencja niedostatecznie mocnej lampy, której jasność wynosi zaledwie 700 lumenów. Z takiego wyniku ucieszyłby się posiadacz PicoPixa. Do domowych zastosowań jest to zdecydowanie zbyt mało.

W trakcie pracy projektor zachowuje się bardzo kulturalnie. Producent informuje, że generowany poziom hałasu nie przekracza 25 decybeli. Jestem skłonny w to uwierzyć, bo Screeneo nawet przez chwilę nie „szumiał” zbyt głośno. A jeżeli nawet komuś będzie to przeszkadzać, wbudowane głośniki w zupełności tę niedogodność wynagradzają.

Trudno też mieć jakiekolwiek zastrzeżenia do uzyskiwanych temperatury. Po kilkugodzinnym seansie obudowa faktycznie się nagrzew, ale nie na tyle by nie można się było do niej dotknąć. Jest to standardowe zjawisko, które w żaden sposób nie pogarsza komfortu użytkowania.

Podsumowanie

Philips Screeneo to swoisty prekursor w segmencie domowych projektorów o krótkim rzucie, co widać po jego wadach i brakach. Wierzę, że jest to dopiero pierwsze słowo firmy Sagemcom w tej kategorii i z czasem doczekamy się kolejnych generacji, które będą już pozbawione tych niedoskonałości. O czym mowa? Przede wszystkim o rozdzielczości, która nie przystoi do tych przekątnych ekranu. Problemem jest też stosunkowo kiepskie odwzorowanie czerni i kiepska jasność lampy.

Z drugiej strony Philips Screeneo jest solidnie dopakowany dodatkami. Do największych atutów trzeba oczywiście zaliczyć świetnie grające głośniki 2.1, tuner DVB-T i system Android otwierający przed nami niemalże nieograniczone możliwości. Do tej listy trzeba doliczyć też wsparcie dla technologii 3D i wysoką kulturę pracy.

Philips Screeneo jest raczej sprzętem niszowym, o czym świadczy jego cena. Za 6 tys. złotych jesteśmy w stanie kupić dobry telewizor, choć trzeba zaznaczyć, że nie będzie on na pewno miał przekątnej 100 cali. Nie będzie też dysponował takim systemem audio. Na wielu polach Screeneo jest w stanie stawić czoła klasycznym konstrukcjom i jeżeli jesteśmy w stanie przełknąć przeciętne parametry obrazu, będziemy czerpać ogromne przyjemności z nocnych seansów. Osobiście myślę jednak, że warto jeszcze trochę poczekać na drugą lub nawet trzecią generację tego urządzenia. Jeżeli producent poprawi rozdzielczość, kontrast i jasność, a przy tym nie zepsuje całej reszty, podbije moje (i zapewne nie tylko moje) serce.

Artykuł pochodzi z bloga Recenzator, gdzie publikowane są testy oraz recenzje smartfonów, tabletów, gier, oprogramowania i szeroko pojętego sprzętu komputerowego

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

Philipsrecprojektory