Aż 900 km na jednym ładowaniu akumulatora? Gdy zobaczyłem ten wynik, byłem bliski przetarcia oczu ze zdumienia. Może ktoś się pomylił przy przeliczaniu mil? Albo samochód z firmy Muska wieziono na lawecie... Ale nie, wszystko się zgadza Model S P100D zdołał wykręcić taki wynik. Niestety, nie była to szalona jazda autostradą ani zmagania w miejskiej dżungli. Do bicia takich rekordów trzeba się odpowiednio przygotować. To jednak dobrze wróży na przyszłość.
Teslą można już przejechać 900 km na jednym ładowaniu! Ale trzeba być zawalidrogą
Tesla znowu na językach. A powodów jest przynajmniej kilka, wystarczy wymienić zmiany kadrowe czy doniesienia na temat Modelu 3. Moją uwagę przykuły informacje dotyczące tragicznego wypadku sprzed roku. Większość z Was pewnie go pamięta, kierowca zginął, a media zajęły się sprawą, bo dostrzegły w tym pierwszą ofiarę autonomicznej jazdy, trybu Autopilot. Minęło kilka kwartałów, zdarzenie dokładnie przeanalizowano i... wychodzi na to, że winny był kierowca (na co wcześniej wskazywało już sporo osób).
Ofiara nie tylko przekroczyła dopuszczalną prędkość, ale też lekceważyła komunikaty maszyny, która domagała się położenia rąk na kierownicy. Ostrzeżeń było ponoć siedem, żadne nie zadziałało. Podobno przez 37 minut jazdy człowiek trzymał kierownicę przez niespełna pół minuty. W toku śledztwa okazało się też, że gdyby kierowca patrzył na drogę, z pewnością dostrzegłby ciężarówkę relatywnie szybko, miałby sporo czasu na reakcję. Ale postanowił powierzyć swoje życie niedoskonałemu rozwiązaniu, o którym sami twórcy mówią, że jest w fazie budowy. Cóż, dobra lekcja dla innych.
Wracam do tematu głównego, wspomnianych 900 km na jednym ładowaniu. Jak to osiągnąć? Wystarczy przeczytać notkę właściciela samochodu Tesla Model S P100D. Próbę przeprowadził w Belgii, towarzyszyła mu jedna osoba. Duet znalazł szosę o małym natężeniu ruchu, płaską, bez świateł i... jeździł nią w kółko. Stworzona przez nich pętla miała 26 km długości (widać ją na poniższej grafice). Zastosowano tzw. hypermiling, czyli dążenie do osiągnięcia bardzo efektywnej jazdy. Stosuje się to także w samochodach z silnikami spalinowymi: chodzi o odciążenie pojazdu, odpowiednie ciśnienie w kołach, poprawianie płynności jazdy, usunięcie usterek, nawet tych najmniejszych. Celem jest ograniczenie zużycia paliwa. A w przypadku Tesli: energii elektrycznej.
Jazda wspomnianą trasą trwała blisko dobę. Okazało się, że Tesla jeździ najefektywniej przy prędkości... 40 km/h. Dwa km w przód lub w tył i wynik był gorszy. Oczywiście trzeba zapomnieć o takich wygodach jak klimatyzacja, bo to dodatkowe obciążenie dla akumulatora. W samochodzie w dzień nie było zatem zbyt przyjemnie. Czytając opis bicia rekordu można jednak przyjąć, że wynik dałoby się jeszcze trochę podkręcić przy bardziej sprzyjających warunkach. Kierowca stwierdził, że każde kolejne okrążenie czegoś uczyło, że jazda stawała się bardziej płynna i bardziej wydajna. Ciekawy pomysł na doskonalenie swoich umiejętności, poznawanie możliwości samochodu itp.
Czy taki test jest miarodajny? Cóż, wątpię, by ktoś jeździł Teslą z prędkością 40 km/h przez cały czas, żeby poprawić wydajność. Nie zrezygnuje też z klimy czy innych wygód, nie będzie jeździł pustym autem. Taka jazda to sztuka dla sztuki. Należy jednak przyjąć, że za kilka lat Tesla będzie mogła przejechać te 900 km w normalnym trybie. I nie stanowi to zaskoczenia - przecież Elon Musk już o tym mówił. Czy ucieszy go informacja o nowym rekordzie? Zdziwiony pewnie nie będzie, a humor poprawia mu teraz inna sprawa: firma jest bliska podpisania umowy na budowę fabryki w Chinach. To ważne - mówimy o największym rynku motoryzacyjnym świata, który mocno stawia na elektryczne pojazdy. Tworząc w Chinach Tesla będzie bliżej odbiorców i... ominie wysokie podatki. Sprzedaż w Państwie Środka może gwałtownie wzrosnąć. Wydarzyć może się to samo, co w przypadku iPhone'a, gdy otworzyły się dla niego chińskie drzwi.
Trzy dobre wiadomości. Cena akcji Tesli nadal rośnie...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu