Elon Musk w najbliższym czasie często będzie pewnie robił dobrą minę do złej gry. O ile kilka miesięcy temu świat z niedowierzaniem, ale i zachwytem patrzył na rosnącą kapitalizację jego firmy, o tyle teraz obserwujemy zjazd ceny papierów wartościowych. I nie dzieje się to przypadkiem: Tesla ma problem. Nawet cały ich pakiet. Traci wielkie pieniądze, nie wyrabia z produkcją, zmienia plany, nie wie, kiedy zdoła zrealizować własne zapowiedzi. Model 3 miał być olbrzymią szansą, ale na razie stał się kulą u nogi.
Tesla nie będzie gwiazdą tego rozdania wyników kwartalnych, CEO korporacji nie błyśnie na Twitterze wpisem o świetnie wykonanej robocie i zmienianiu świata. A jeśli to zrobi, pewnie spotka się z ostrą reakcją innych użytkowników sieci społecznościowej, bo trudno dzisiaj mówić o dobrej kondycji firmy, a już tym bardziej o tym, że w ciągu kilku lat zagrozi koncernom motoryzacyjnym.
W poprzednim kwartale przychody korporacji wzrosły w porównaniu z analogicznym okresem roku 2016. Wzrosły zauważalnie i dobijają już do granicy 3 mld dolarów. To dobra informacja, sprzedaż się zwiększa. Problem polega na tym, że o ile przed rokiem zanotowano niewielki zysk (ponad 20 mln dolarów), o tyle ostatnie trzy miesiące oznaczały 670 mln dolarów straty. Pod tym względem rok 2017 jest dla firmy naprawdę ciężki, możliwe, że zamknie się z bardzo dużym odpływem gotówki.
Kilka miesięcy temu, pisząc o prognozach dotyczących produkcji Modelu 3, wspominałem, że trzeba na nie patrzeć z dystansem, bo firma zazwyczaj "nie dowozi", czyli nie wypełnia swoich obietnic w terminie. Tym razem jest podobnie. Linie produkcyjne opuszcza niewielka liczba "budżetowych" aut amerykańskiej korporacja i to nie zmieni się w bliższej perspektywie. Kilka tysięcy sztuk pojazdu tygodniowo to już cel nie na koniec tego roku, lecz na koniec pierwszego kwartału 2018 roku, ale i tak radziłbym podchodzić do tego z rezerwą. Trzeba przy tym podkreślić, że firma poświęci tej maszynie więcej uwagi, przesunie część mocy produkcyjnych z pozostałych modeli, a to oznacza, że ich dostawy doznają uszczerbku.
Gdzie tkwi problem? Oficjalnie w Gigafactory, łańcuchu dostaw. Ale trzeba na to spojrzeć szerzej: Elon Musk i spółka znowu przesadzili z zapowiedziami. Cele, które sobie wyznaczyli są nierealne. Firma ma problem, by przebić granicę stu tysięcy samochodów wyprodukowanych w jednym roku, a mówi od dawna o przekraczaniu poziomu pół miliona. Nie bierze przy tym pod uwagę, że przez lata będzie się zmagać z chorobą wieku dziecięcego, bo w tym biznesie nie można pójść na skróty, rozpocząć działania na wielką skalę bezproblemowo. Jednocześnie można odnieść wrażenie, że Elon Musk chce złapać zbyt wiele srok za ogon.
Tesla jeszcze dobrze nie rozkręciła się na rynku motoryzacyjnym, a już wzięła się za baterie dla domów, solarne dachówki, wielkie akumulatory (przykładem instalacja w Australii), tunele pod miastami. Dużo, jak na firmę, która dopiero się rozgrzewa. Podkreślę przy tym, że to nie wyczerpuje tematu, a Elon Musk skupia się też na innych biznesach. Niebawem producent samochodów ma pokazać coś zupełnie nowego: elektryczną ciężarówkę. Wiele osób krzyknie pewnie "wow", ale wątpię, by byli wśród nich wszyscy kolejkowicze czekający na Model 3 - przecież osoby z dalszych miejsc listy nie zobaczą tego auta w swoim garażu przez lata.
Nie twierdzę oczywiście, że zaraz Tesla rozsypie się niczym domek z kart, że to "wielka ściema", jak twierdzi część komentujących. Firma już zrobiła sporo, rozruszała rynek, sprowokowała do działania konkurencję. Ale na razie nie może się z nią ścigać na polu wielkości produkcji czy wyników i powinna to zrozumieć. Może warto przystopować, nawet zrobić krok w tył, by potem wykonać dwa do przodu...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu