Ruszyła kolejna zbiórka społecznościowa bazująca na miłości do starych komputerów. Tym razem padło na kultowe już Commodore 64. Cel? 150 tysięcy dolarów. Jak idzie? Bardzo dobrze.
The 64, czyli bez praw do nazwy
The 64 to oficjalne urządzenie? Zapomnijcie, jego twórcy nie mają bowiem praw do nazwy Commodore 64. Generalnie niewiele mają poza obietnicami, filmem promocyjnym i renderami. Wiemy natomiast, co sprzęt ma posiadać. Złącze HDMI pozwoli na połączenie The 64 z monitorem lub telewizorem, komputer obsłuży cartridge (również oryginalne dzięki adapterowi), czytnik kart SD, kilka portów na dżojstiki oraz umożliwi aktualizację oprogramowania. Na pierwszy rzut oka nie ma on więc zbyt wiele wspólnego z oryginalnym C64 - ma natomiast umożliwić podłączenie wszystkich stworzonych na oryginał zewnętrznych akcesoriów.
Co ciekawe, twórcy urządzenia starają się zachęcić ludzi do wpłacania pieniędzy twierdząc, że nad projektem pracują znane osobistości tworzące gry AAA - tyle tylko, że poza dwoma nazwiskami, nikogo więcej nie ujawniono. Jeśli jednak spojrzeć na Darrena Melbourne’a, to faktycznie ma na koncie kilka dobrych gier - między innymi Raymana 2, Shinobi i Micro Machines. Andreas Wallström to natomiast starej daty demoscenowiec, można więc spodziewać się, że The 64 pójdzie również w kierunku amatorskich, pokazowych produkcji. Nie wiem czy wiecie, ale demoscena C64 wciąż istnieje i ma się całkiem dobrze.
Największą ciekawostką jest to, że komputer ma powstać w dwóch wersjach - stacjonarnej i przenośnej. Szczególnie ciekawa wydaje się być kieszonkowa wersja, która na pokazanych materiałach prezentuje się bardzo stylowo.
Po co?
Patrząc na zbiórkę i informacje dotyczące projektu, nasuwa mi się jedno zasadnicze pytanie - „po co?”. The 64 nie jest sprzętem oficjalnym i wygląda na zwykły emulator w przypominającej Commodore 64 obudowie. Emulator, jakich w sieci pełno, z tą różnicą, że twórcy życzą sobie za niego 150 dolarów. Można też wesprzeć akcję mniejszymi kwotami, nie dostaniecie jednak wtedy samego komputera. Na chwilę obecną projekt wsparło 178 osób, przekazując na jego realizację prawie 42 tysiące dolarów. The 64 ma wielkie szanse powstać, twórcy proszą bowiem o 150 tysięcy dolarów, a do końca zbiórki został jeszcze miesiąc. Już nawet pomijając kupowanie kota w worku, nawet jeśli komputer nabierze fizycznych kształtów, po kilku miesiącach nikt nie będzie o nim pamiętał.
Jak sami widzicie podchodzę do projektu sceptycznie, ale nie dlatego, że jestem starym atarowcem i gdzieś tam wciąż żyje we mnie niechęć do konkurencyjnej platformy. Na zbiórkach społecznościowych powstają fajne rzeczy, również jeśli chodzi o komputery czy konsole - tu jednak ewidentnie widać, że ktoś chce pożerować na naszych wspomnieniach. Oczywiście nie zamierzam czepiać się osób, które projekt wsparły - to ich pieniądze i w najgorszym wypadku po prostu je wtopią. Przykro jednak patrzeć na tego typu zbiórki, starające się wycisnąć z ludzi nie tylko łzy nostalgii, ale również kasę.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu