Felietony

Świat bez kabli nie taki kolorowy

Paweł Winiarski

Pierwszy komputer, Atari 65 XE, dostał pod choinkę...

Reklama

Z jednej strony jestem wielkim fanem braku przewodów, z drugiej każdego dnia napotykam jakieś przeszkody w cieszeniu się życiem bez kabli.

Co jest największą bolączką rynku mobile tego roku? Oczywiście wcięcie w ekranie, czyli notch. Internet szaleje również gdy kolejny producent ogłasza brak złącza słuchawkowego mini-jack 3,5 mm w swoim smartfonie. Żyjemy w świecie, w którym masowo odchodzi się od połączeń przewodowych, tymczasem płaczemy za archaicznym złączem. W zasadzie dlaczego?

Reklama

Ja Wam powiem dlaczego, bo też mi go brakuje w nowych telefonach. Jednym z małych (ale jednak) powodów, dla których wybrałem OnePlusa 6 było posiadanie przez niego klasycznego złącza słuchawkowego. Cały czas używam przewodowych słuchawek, wpinam do smartfona mikrofon krawatowy i noszenie dodatkowej przejściówki uważam za pewien problem. Przypięta do słuchawek potrafi wyskoczyć i wpaść gdzieś do plecaka, noszona w oddzielnej przegrodzie pewnie prędzej czy później zostanie gdzieś na chwilę odłożona i zabraknie jej w ważnym momencie.

Jakiś czas temu zacząłem się całkowicie przerzucać na słuchawki bezprzewodowe w podróży, jednak zawsze wożę ze sobą jakieś na kablu. Powodem jest oczywiście system multimedialny w samolocie, który ma w nosie BT i chce kabla. Próbowaliście kiedyś oglądać film na tym dziadostwie, które leży na fotelach? Szczerze nie polecam.

No dobra, mam dobre słuchawki bezprzewodowe, to czemu brakuje mi mini-jacka? Osoby odpowiedzialne za oprogramowanie w OnePlus 6 na przykład nieźle popłynęli i umożliwili korzystanie z korektora dźwięku...tylko na połączeniu kablowym. Dlaczego? Bo mogą i co im zrobię?

O ile duże słuchawki dość długo działają na jednym ładowaniu, to małe sportowe bezprzewodówki często starczają na 3-4 godziny pracy. To mało kiedy leci się 12 godzin i nikt mi nie wmówi, że chowanie ich na godzinę do pudełeczka to taki świetny pomysł - jestem odcięty od dźwięku, no super opcja, naprawdę. Na szczęście Android 9 Pie na moim OnePlusie 6 pokazuje stan naładowania słuchawek na górnym pasku, ikoną przy zegarze. Ale bez tego to zawsze była loteria - fakt, miły głos w słuchawkach często mówi ile zostało baterii, ale zawsze włączam urządzenie zanim zacznę go słuchać, więc omijam komunikat. I wiele razy naciąłem się na to, że poszedłem lub pojechałem gdzieś z prawie rozładowanymi słuchawkami. Nie polecam takiego stylu życia.

Chciałbym ładować telefon bez kabli, ale w ogóle nie przemawiają do mnie ładowarki indukcyjne. Telefon łapie tam energię całą wieczność, co w porównaniu z ekspresowym Dash Charge jest kosmiczną różnicą przemawiającą za kablem - więc nie płaczę za brakiem indukcji w telefonie. Co więcej, poza domem i tak z niej nigdy nie korzystałem, więc gdzie ta cała bezprzewodowość, która miała być moją przyszłością? Gdzie podpięte do prądu stoliki w restauracji i dostawki do ławki w parku?

Bez kabli bawię się też z laptopem podłączonym do monitora, przynajmniej w domu. I to jest super rozwiązanie, bo im mniej kabli, tym ładniejsza okolica biura. No tak, tylko mam wrażenie, że podświetlana klawiatura ciągle zapala czerwoną lampkę wołając kabelek microUSB i prąd, to samo robi bezprzewodowy headset. Dlatego zawsze przy wyborze bezkablowych urządzeń do komputera warto kierować się czasem pracy na jednym ładowaniu. Apple Wireless Keyboard może i było na baterie, ale przynajmniej działało długo. O padach do PS4 nawet nie wspominam - nie umiałbym już ciągnąć przewodu przez pół pokoju, jednak zawsze mam gdzieś w okolicy powerbanka albo zapasowego pada, bo wielokrotnie musiałem przerywać sesje z uwagi na rozładowany kontroler.

Problemy pierwszego świata - powiecie. A ja mam wrażenie, że ciągle jakieś bezprzewodowe urządzenie chce ode mnie prądu, co psuje komfort jego użytkowania. I tak w tym pędzie za bezprzewodowością ciągle coś ładuję, a po szufladach mam porozrzucane kolejne przewody, bo ciągle jest ich za mało. Jak ktoś zrobi bezprzewodowy telewizor, to chyba się rozpłaczę, bo nic na nim nie obejrzę.

Reklama

Któregoś dnia jednak wreszcie pozbędziemy się wszystkich kabli i będziemy się zastanawiać jak to było kiedy cały dom pełen był pułapek w postaci przewodów. Zanim to jednak nastąpi musimy się przemęczyć w tak zwanym okresie przejściowym, gdzie technologia nie jest idealna i zmusza nas do kompromisów. Ok, klawiatura się naładowała, słuchawki też - chowam więc przewody do szuflady i wracam do słuchania muzyki wiedząc, że kiedy pójdę do kuchni po coś do picia, nie pociągnę za kabel i nie uszkodzę sobie złącza mini-jack w laptopie. Niestety mam jedno na sumieniu.

Reklama

grafika

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama